Z plecakiem i śpiworem w... krainę skałek, połonin i bezludnych zakątków, czyli Wielka Fatra cz. VI - Smrekov

(SALAS SMREKOVICA - SEDLO POD SMREKOVOM - SMREKOV - SEDLO POD SMREKOVOM - SALAS SMREKOVICA)
Po zaledwie pięciogodzinnej wędrówce, nie czuliśmy większego zmęczenia.. W związku z tym stwierdziłem, że nie odpuszczamy i chcąc wykorzystać ładny dzień w 100% popołudniu, po zjedzeniu posiłku, ale przed wieczornym ogniskiem :) wybieramy się na krótką wycieczkę na sąsiedni Smrekov (1441 m.n.p.m), będący najwyższym wzniesieniem Skalnej Fatry... Zapraszam na wyjątkową, bo bardzo krótką relację ;)
Widok na Łysiec rozciągający się z przed naszej chatki :)
Zostawiwszy wszystkie bety w chacie, podążamy za zielonym Szlak zielony szlakiem.. Cała wędrówka powinna nam zająć około godziny...
Słabo widoczną ścieżką lekko wspinamy się pod górę, na bliską już Przełęcz pod Smrekowem (sk. Sedlo pod Smrekovom)... Wraz z narastającą wysokością wyłaniają się ładne widoki...
Po kilkunastu minutach jesteśmy już na przełęczy. Tu kierujemy się za zielonymi Szlak zielony trójkątami (!) na szczyt Smrekowa...
Zanim jednak wyruszyliśmy pod górę, by zdobyć szczyt, Mosiu zauważył w oddali dwójkę ludzi zbliżających się do naszej chaty :) Aby uniknąć podobnej sytuacji do dnia poprzedniego, Krystian szybko szlachetnie podjął się powrotu do chatki i odstraszenia xD niechcianych gości :D
A my z Mosiem ruszyliśmy pod górę...
Szybko dało się wyczuć że Smreków to nie jest często odwiedzany szczyt.. Śmiało można powiedzieć, że ścieżka nie istniała, ginęła nieraz w krzakach kosodrzewiny.. Ale widoki były coraz rozleglejsze...
Od Fryczkowa po Kriżną...
Tu dla odmiany tajemnicze pasmo Gór Kremnickich...
Jest także w oddali największy dawny wulkan Słowacji - Polana...
Jeszcze parę metrów i oto - zdobywamy Smreków (sk. Smrekov - 1441 m.n.p.m), wspomniany, najwyższy szczyt Skalnej Fatry. Wokół nas rozciągają się teraz niesamowite, niezwykle kontrastowe widoki - po prawej widzimy halny grzbiet, po lewej zaś, zupełnie odmienny, skalisty świat. To właśnie piękno i tajemnica Wielkiej Fatry, że skrywa ona tyle różnych twarzy...
Ostredok ze Smrekowa...
Skałka (1231 m.n.p.m) z dziwacznym nadajnikiem, a po prawej? Tak, tak, Sitno (1009 m.n.p.m), we własnej osobie... Nieczytającym jeszcze, polecam relację z Gór Szczawnickich :)
A tam? Pasma i tereny mi nieznane.. Ptacznik, pasmo Wielkiego Trybecza, dolina Nitry, Góry Strażowskie i w oddali Powaski Inowiec...

Smreków urzekał swoim odosobnieniem i pustką jaka tam panowała... Było to jedno z tych miejsc, które popadło w zupełne zapomnienie...
Pamiątkowe foto na szczycie :)
Potężna Kriżna i jej ramię...
A tu? Boryszów i Ploska, a pomiędzy nimi.. Smrekowica ;)
Na Smrekowie spędzamy z Mosiem dużo czasu... Siedzimy i cieszymy się blaskiem zachodzącego powoli słońca, zdając sobie sprawę że nasze niemal tygodniowe, wielkofatrzańskie wakacje dobiegają końca...
Wraz z Mosiem zastanawiam się nad kolejnym wyjazdem... Zarówno ja jak i tym bardziej on, nie zdajemy sobie sprawy co się za niedługo wydarzy...
Spojrzenie na Ostredok i Fryczków...
Po trzydziestu minutach pobytu na szczycie, schodzimy... 
Szybko złazimy w dół, pod "naszą" chatkę. Jak się dowiadujemy od Krystiana, była to para, którą wystraszył :D
Wieczorem, pogoda popsuła się zgodnie z prognozami i taka już niestety została do jutra ;/
Rozpaliliśmy ognisko, ale tym razem długo nie siedzieliśmy przy nim... Powodów było kilka, między innymi fakt że zrobiło się strasznie zimno, a także że o godzinie 11 mieliśmy autobus do Rużomberka, a w planie, było zejście do Starych Hor, do których mieliśmy jakieś 4 godziny drogi. Mosia zresztą czekał potem powrót do domu i chciał się wyspać, my z Krystianem za to nie najlepiej się czuliśmy i wszystkie te mini problemy sprawiły, że zaszyliśmy się w chacie. Krystian napalił w kominku, Mosiu zabrał się za gotowanie wody na ostatnią naszą chińską zupkę i tak, przed ósmą wślizgnęliśmy się do śpiworów...
Ale wyobraźcie sobie, że ten słodki wieczór miał podwójne dno xD.. Leżeliśmy już w swoich śpiworach, lekko drzemaliśmy, ciesząc się ciepełkiem z kominka, które utrzymywało temperaturę w chacie w okolicy 5 stopni Celsjusza ;) I byłem już bliski totalnego odpłynięcia, gdy usłyszałem zatrważający głos Mosia: "Straż leśna tu idzie!", na co omal nie spadłem z pryczy. Niedobudzony, z przymkniętymi powiekami rzuciłem się do okna i dopiero po kilkunastu sekundach wpatrywania się w ciemną jak na titanicu, noc, zauważyłem migające w oddali słabe światełko. Cicho przekląłem i w obawie że rzeczywiście może to być strażnik parku albo ktoś taki, mruknąłem do chłopaków żeby w razie czego udawali że niczego nie rozumiemy xD Sam wlazłem do śpiwora i czekałem na rozwój wydarzeń, ale.. Przeszły one moje najśmielsze oczekiwania :D
Pięć minut później drzwi załomotały. Tak, ZAŁOMOTAŁY, jakby nagle sam Fred Flinston zdecydował się właśnie swoją maczugą sprawdzić ich trwałość. Po chwili drzwi z huraganowym hukiem się otworzyły i stanął w nich... Nie, nie dziadek Mróz :) Stanął w nich potężny osobnik, przypominający Arnolda Schwarzeneggera, niestety już nie tak wysportowanego jak kiedyś ;) w... wojskowym stroju. Zapytawszy: "Czy są tu wolne miejsca?" wydał przy okazji serię odgłosów przypominających serię wystrzału z kałasznikowa... Sam głos brzmiał kilkakrotnie bardziej stanowczo od wszystkich naszych nauczycieli w liceum i gimnazjum razem wziętych i łatwo można było uwierzyć że w razie nieposłuszeństwa osobnik ten byłby w stanie zastosować na łobuzie najboleśniejsze chwyty karate. Z wytrzeszczonymi oczami patrzyliśmy na faceta przez dłuższą chwilę, a następnie wyjąkaliśmy że "tak, ale na górze" xD. Tym razem, byliśmy bowiem gotowi do ostatniej kropli krwi okupować dolne pięterko chaty :)
Wracając do osobnika, gdy usłyszał że są wolne miejsca, wrzasnął, aż Krystian podskoczył w swoim śpiworze. Ciekawi tej reakcji, podnieśliśmy głowy i zobaczyliśmy... Do chatki o całkowitej powierzchni może 20 metrów kwadratowych wkroczył 10-osobowy dywizjon w wojskowych strojach, niemalże identycznym wyglądzie, który przedefilował, niczym na paradzie na Placu Czerwonym, przez chatkę. Całej tej ekipie towarzyszyła jeszcze jedna kobieta, ale czy była podobnie ubrana, tego już nie pamiętam.
Najlepszy był Krystian. Cała ta ekipa bowiem otworzyła drzwi do chaty na dobrych parę minut i całe ciepło pooooszło! :D A Krystian chwilę później bliski eksplozji, podniósł się i wycedził: "Co wyście zrobili z moim ciepełkiem?!" I pół biedy gdyby się w tym momencie skończyło. Godzina była 22.30, kiedy owo towarzystwo się u nas znalazło. Ale tak jak przypuszczałem, nie położyło się spać, tylko zlazło nam na dół do stolika i zaczęła się wesoła biesiada, suto naprawiana wszelkiego rodzaju wysokoprocentowym napojem, żarciem wszelkiego rodzaju, słowem, za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa! Nie żebyśmy byli abstynentami, ale tym razem głośne łubudu i hahaha nam przeszkadzało :D 
Leżeliśmy zakutani w śpiworach ale toczący się od nas radosny słowacki melanż nie pozwalał na sen. Po północy, wojskowi przypomnieli sobie o nas i zaczęli się domagać jakiejś rozmowy, wcześniej jeszcze zachwalając swój produkt narodowy, czyli borovićkę, nie ośmielając jej zaproponować, na co czerwony z wściekłości Krystian wstał z łóżka i syknął jadowicie: "Kolega jutro jedzie samochodem 400 kilometrów" xD Nie wiadomo dlaczego, fakt ten niezwykle ucieszył naszych niechcianych gości bo zaczęli się klepać po udach i głośno rechotać :D
No i tak, cytując klasyka: No i cały plan w p***u. Marzenia o długim i odżywczym śnie po przygodach poprzedniej nocy legły w gruzach, impreza jakże radosna, skończyła się przed drugą, a następnie zaczęło się niezwykle głośne i bogate w różne dźwięki, to niższe to wyższe, chrapanie. Słowem - zaczęło się fajnie, skończyło, jak dnia poprzedniego :D
Cóż tyle na dziś, za kilka dni, kolejna, ostatnia część wielkofatrzańskiej wędrówki z niemniejszymi przygodami :)
DO ZOBACZENIA

KOMENTARZE

2 comments:

  1. Haha! Imprezy ze Słowakami to jest to, tylko, że w górach różnie się to kończy :) No i oni zawsze mają jakieś ciekawe zapasy ze sobą :) Świetna historia, super się czytało i oczywiście oglądało zdjęcia z pięknej Wielkiej Fatry... Tak jak piszesz, ja też uważam, że jest niesamowicie różnorodna. Mam nadzieję, że uda mi się odwiedzić tamte okolice jeszcze tej zimy :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam za sobą właśnie zimowe przejście caluśkiej Fatry. Powiem tak: bosko!! POLECAM KONIECZNIE! :D

      Usuń

Back
to top