Wakacyjny trekking w Dalmacji, czyli wejście na Sveti Ilija

SVETI ILIJA
Przenosimy się na dłuższy czas poza Polskę. W najbliższych kilku relacjach pojawią się zdjęcia z aż trzech krajów - Chorwacji, Czarnogóry i Norwegii. Zaczniemy od Półwyspu Bałkańskiego i Chorwacji, której nie trzeba nikomu przedstawiać, gdyż jest to jedna z najpopularniejszych destynacji wakacyjnych wśród Polaków, zwłaszcza w ostatnich latach, po różnych gorących wydarzeniach w Tunezji czy Egipcie. 
Z racji jednak bardzo długiej linii brzegowej (kontynentalna część 1800 km + wyspy  4000 km), te bardzo duże grupy turystów przybywające do Chorwacji, wciąż jako tako potrafią się odseparować i poza najbardziej atrakcyjnymi miejscami (typu Dubrownik, Trogir, Split) można znaleźć trochę wolnej przestrzeni.
Osobiście najbardziej cenię sobie południową część Dalmacji, tzn. tereny rozciągające się na południe od Splitu - z dwóch powodów - pierwszym jest urozmaicony krajobraz, bo góry schodzą wprost do morza, a po drugie, no właśnie ta część kraju wymaga już naprawdę długiego i męczącego dojazdu, stąd wiele osób decyduje się ją odpuścić. I wprawdzie parę linijek wyżej zasugerowałem, że w Dubrowniku możemy zostać zadeptani - tak i nie zamierzam się z tego wycofywać. Ale to w zasadzie jedyny popularniejszy punkt na mapie południowej Dalmacji.
My spędziliśmy 10 nocy w Orebiciu, głównym ośrodku turystycznym na Pelješacu, czyli drugim co do wielkości półwyspie w Chorwacji. Półwysep ten, leży w eksklawie chorwackiej, podobnie jak Dubrownik i łatwo go zapamiętać, bo ponoć ma kształt wydłużonego członka w wzwodzie, któremu w środkowej części wykrojono po trochu w ramach tortur.
Nie, nie ja to wymyśliłem i spieszę uspokoić, że niczego nie doszukuję się w chorwackiej linii brzegowej ;D
źródło: summitpost.org
Najbardziej charakterystycznym elementem w otoczeniu liczącego 2 tysiące stałych mieszkańców, miasteczka, jest wznoszący się kilometr ponad taflę Adriatyku, Sveti Ilija (961 m.n.p.m.). Pragnę Was tam dzisiaj zaprosić, licząc na to, że może uda mi się kogoś przekonać, do podjęcia ciekawego wyzwania, jakim jest wędrówka na ten niezwykle widokowy szczyt.
Według summitpost czas potrzebny na dotarcie na szczyt z centrum Orebicia to 2,5 h, ale ostrzegam Was by nie zawierzać do końca tym danym. W zależności od warunków atmosferycznych czas przejścia na wierzchołek oscyluje od 3 do nawet 4 h. Zejście jest krótsze, ale niewiele, z uwagi na kruche, wapienne podłoże i zajmuje od 2,5 do 3 h. Wraz z przerwami cała wycieczka może pochłonąć więc od 6 do 8 godzin. To tyle tytułem wstępu, na sam początek, mam dla Was kilka fotek szczytu, żeby wprowadzić w klimat :D

Skoro cel mamy zlokalizowany i coś już o nim wiemy, to czas wyruszać ;>
Nasza wycieczka zaczyna się na naszym kempingu, o nazwie Glavna Plaza. Polecam tą miejscówkę wszystkim, bo oprócz tradycyjnych usług jakie oferuje kemping, możecie liczyć również na apartamenty. Właścicielem jest wielce przesympatyczny Igor, który wraz ze swoją żoną świetnie dba o dobrą atmosferę i sprawdza czy nikomu niczego nie brakuje. 
Dużą zaletą tego miejsca jest też fakt, że wystarczy tylko przejść przez nabrzeże, by znaleźć się na plaży ;)

Z kempingu ruszamy koło godziny 15 tak by na szczycie zjawić się około godziny 18. To dość nietypowa pora, ponieważ wędrówkę na Iliję w lecie powinno zaczynać się jak najwcześniej, tj. tuż po świcie, ponieważ makia śródziemnomorska pokrywająca zbocza góry nagrzewa się do niewyobrażalnych temperatur. Jeśli dołożymy do tego świecące w zenicie słońce, tworzy się prawdziwe piekło i naprawdę odradzam wyruszanie na szczyt później niż po godzinie 8, zwłaszcza tym samym wariantem, co nasz. Po południu słońce przechodzi na zachodnią stronę góry i ilość światła, które dociera na wschodnie zbocza jest znacznie mniejsza, co pozwala wytrzymać upał.
Początkowo idziemy wzdłuż wybrzeża, z zamiarem dotarcia w pobliże kościoła, przy którym oficjalnie zaczyna się szlak.
Nabrzeże w Orebiciu.
W sumie to powinienem powiedzieć parę ciepłych słów o tym miasteczku - jeśli ktoś szuka w Dalmacji miejsca, które oparło się zabetonowaniu to jest to właśnie Orebić. Nie znajdziecie tam ogromnych hoteli, które będą Wam zasłaniać piękny Adriatyk, nie znajdziecie tam szalejącej młodzieży i dudniącej muzyki w stylu techno albo jakiegoś innego łubu-dubu. Aż wreszcie, gdy pójdziecie na plażę, to najprawdopodobniej bez problemu znajdziecie na niej miejsce blisko wody. Trudno spotkać się z sytuacją, że leżąc na ręczniku zamiast zapatrzeć się w morską toń, możecie co najwyżej poznawać fizjonomię sąsiednich plażowiczów bądź ocenić kolor ich parawanu, jak to u nas na wybrzeżu bywa ;P Jest po prostu przyjaźnie i sympatycznie :)
No chyba, że lubicie tętniące życiem kurorty, które nie zasypiają przez całą noc -> wtedy Wam się Orebić szybko może znudzić i lepiej wybierzcie Makarską, Vodice albo Biograd na Moru. Ale to już nie temat na górskiego bloga i mówię to nie jako blogger górski lecz jako przeciętny Polak, wypoczywający od czasu do czasu w Chorwacji, który też lubi się zabawić.
Za punkt początkowy trasy na Sveti Iliję, można przyjąć tabliczkę z napisem Brdo Sveti Ilija (dosł. wierzchołek Świętego Eljasza), która znajduje się tuż obok słynnej lodziarni "Oaza" (To chyba najciekawsze miejsce w całym miasteczku, naprawdę tamtejsze lody są jedne z najlepszych jakie w życiu jadłem, a dwójka przesympatycznych Chorwatów, która je sprzedaje ma wyjątkową słabość do Polaków - warto dokładniej się przyjrzeć wnętrzu, są tam pocztówki, książeczki w stylu "Cudowna Polska", a nawet naklejki z... Piasta Gliwice czy Legii Warszawa - choć nie wiem czy po meczu z BVB, ich nie zdjęli :P)
Tak więc, przed lodziarnią skręcamy (-> początek szlaku) i ulicą kralja Tomislava zaczynamy podążać na północ, przechodząc obok kościoła pw. Matki Boskiej Wspomożycielki. Budowla jest stosunkowo młoda, bo pochodzi z XIX wieku. 
Za kościołem przekraczamy główną arterię miasteczka, przecinającą je z zachodu na wschód i cały czas podążając tą samą ulicą, przechodząc obok niewielkiego szpitala, powoli opuszczamy teren zabudowany. Wkrótce kończy się też asfalt i zaczyna się szuter.
Obok zrujnowanej, kamiennej hacjendy, znajduje się tablica z informacją o pierwszej pomocy w górach - tak w Chorwacji też znajduje się coś na kształt GOPRu - nr alarmowy - oczywiście 112.
Zerkamy powierzchownie na tablicę i zagłębiamy się pośród wysokich traw. Zaledwie parę metrów od wejścia na ścieżkę, natrafiamy na.. żółwia :) To mój pierwszy żółwik spotkany w naturalnym środowisku! ;)
Z pomocą wujka google, wyjaśniła się także jego nazwa - jest to żółw grecki (Testudo hermanni) 
I skoro mowa już o faunie, to muszę poruszyć ten temat, zwłaszcza że sytuacja ma się trochę inaczej niż w Polsce.
W Chorwacji, ze względu na śródziemnomorski klimat, możemy już spotkać nieco orientalnych zwierzątek i to wbrew pozorom łatwiej niż nam się wydaje. Żółwie są dość popularne, a wspomniany żółw grecki to najpopularniejszy z żółwi lądowych. Oczywiście nie można nie wspomnieć o przeróżnych jaszczurkach mniejszych bądź większych, czy o gekonach :)
Być może zainteresuje Was fakt, że można tu także spotkać skorpiona. Jest to jednak skorpion włoski (Euscorpius italicus), który posiada jad o wyjątkowo łagodnych właściwościach (działanie podobne do jadu osy) i należy do bardzo płochliwych. Choć sam na szczęście stworzonka nie widziałem na żywo, to słyszałem, że się zdarzają ;) 
Skoro jest dużo kamieni i otwarty teren, to pewnie zapytacie czy są węże. Tak, można je spotkać - generalnie są to różne odmiany żmii. Zdarza się tzw. żmija nosoroga (Vipera ammodytes), która w Chorwacji nazywana jest Poskokiem. Nazwa ma wiele wspólnego z jedną z jej niebezpiecznych umiejętności - skakania na odległość do 50 cm. Wąż ten posiada również wysoce toksyczny jad i potrafi się wspinać po drzewach, przez co uważany jest za najgroźniejszego węża europejskiego. Niemniej jednak jak każdy wąż, unika człowieka i sam z siebie nie atakuje.
Początek wędrówki jest dość męczący - ale to nie sprawka bynajmniej stromego podejścia albo trudności terenowych - a temperatury panującej wokół. Bardzo wysokie temperatury - i wynikające z tego zagrożenia - na to powinniśmy przede wszystkim wybierając się w góry zwrócić uwagę. Warto pamiętać, że w upalny dzień w terenie makii śródziemnomorskiej możemy mieć do czynienia z temperaturami rzędu 40 bądź nawet 50 stopni Celsjusza. Bardzo ważne jest więc, aby na wycieczkę górską zabrać duży zapas wody (około 2-3 litrów na głowę!). Dobrym pomysłem jest zabranie owoców np. brzoskwiń, które również pozwolą nam się nieco nawodnić.
Po wyjściu z lasu, gdzieś na wysokości 200 metrów, możemy cieszyć się już fenomenalną panoramą leżącego u naszych stóp, Orebicia, części mniejszych wysepek i widocznego na horyzoncie, Mljetu. Już te widoki przekonują nas, że wysiłek nie poszedł na marne.
Najgorszy etap trasy, prowadzący przez nagrzaną makię, jest jednak o tyle lajtowy, że pokonuje się go niemal po równi. Szczycik po prawej to Vizenjica (454 m.n.p.m.).
Widok w kierunku Mljetu.
Ścieżka posiada kamieniste podłoże, urozmaicone licznie występującymi po bokach, wapiennymi skałkami. Z tego powodu sugeruję zabranie jednak butów trekkingowych, z dobrą membraną. Chłopaki wprawdzie weszli i zeszli w sandałach i z obserwacji wynika, że sporo osób tak robi, ale ja jednak konsekwentnie będę obstawał przy swoim. A przecież do Chorwacji jeździmy zazwyczaj samochodem i nie ma takiego limitu bagażu jak w przypadku samolotu ;) Dodatkowa para butów zawsze się zmieści :>
A oto i Vizenjica.
Szlak prowadzi trawersem na długości około kilometra. W paru miejscach ścieżka jest nieco eksponowana, ale jej szerokość pozwala trzymać się w bezpiecznej odległości od krawędzi stoku.
Robimy łuk i docieramy do podnóża góry Risme (810 m.n.p.m.). Tu kończy się przyjemna droga trawersem i zaczyna mozolne podejście,  w sypkim terenie. 
Ze wspinaczkowego rytmu wybija nas niespodziewany widok krzyża, który mimo braku znajomości chorwackiego, daje do zrozumienia, że ktoś właśnie tam, zginął. Może przy wejściu, może przy zejściu, może na w skutek przecenienia własnych możliwości, a może na skutek załamania pogody - ilekroć w górach spotykam krzyże symbolizujące czyjąś śmierć, coś mnie  łapie za serce... Nic mi nazwiska tych ludzi nie mówią, ale wiem, że łączyło mnie z nimi naprawdę wiele - góry i chęć bezustannego wędrowania po nich...
Po minięciu krzyża, trasa wiedzie cały czas stromo do góry - najpierw znów przez wysokie trawy, a potem przez gęsty las. Jego cechą podstawową, są potężne bluszcze, które niszczą tutejsze drzewa - widok ten jest naprawdę zatrważający. 
Ścieżka las pokonuje licznymi zakosami i wyprowadza w okolice bezimiennej przełęczy, położonej na wysokości około 600 m.n.p.m.
Kawałek za przełęczą natrafiamy na pierwszy punkt widokowy na Orebić i Adriatyk od długiego czasu i rozdziawiamy japy - ja trochę bardziej, bo Moś idzie na Iliję po raz trzeci czy czwarty - pewnie po przeczytaniu tej relacji mnie jeszcze poprawi :D Czekając na Alę i Daniela robię fotki, a przy okazji droczę się z Mosiem - bo przecież to zawsze ja zabierałem ekipę w góry, a teraz sytuacja się odwróciła - i to Moś został przewodnikiem, mi została jedynie funkcja fotografa. Oczywiście z taką fuchą nie narzekam :D
Krajobraz półwyspu Pelješac.

Warto w tym miejscu chwilę posiedzieć, gdyż potem zaczyna się znów fragment podchodzenia przez las. Wychodzimy z niego na wysokości ok. 800 m.n.p.m., by przeciąć sporej wielkości żleb. To najbardziej problematyczne miejsce na trasie, bo głazy się osuwają i są śliskie. 
Ale widoki są rewelacyjne... ;P
Po pokonaniu żlebu, robimy zakręt i przechodzimy z południowego zbocza góry na zachodnie. Moś uspokaja, mówi że teraz będzie już lajcik, postanawiamy więc zrobić przerwę :)
Widać stąd zresztą już niższy wierzchołek Sveti Iliji. Ale - zaskoczę - ścieżka nie prowadzi wprost na szczyt - tylko zupełnie dookoła. ;)
Tymczasem zapierająca dech w piersiach panorama wschodniej części Korčuli - to ta największa wyspa, gdzie widać domy. Wyraźna zalesiona wyspa na pierwszym planie, to natomiast Badija, gdzie znajduje się klasztor Franciszkanów.
Be so happy!
 Miejsce spoko, czas też, to pora na selfie ;p
Po przerwie spokojnym tempem, ruszamy dalej. Idziemy sobie relaksacyjnie przy okazji dworując sobie ze znakarzy, którzy z niewiadomych przyczyn, postanowili poprowadzić szlak - zamiast wprost na szczyt - to dookolnie, sprowadzając jeszcze po drodze na dno kotlinki, leżącej jakieś 50 metrów poniżej miejsca gdzie odpoczywaliśmy ;]

W lesie przeżywamy jeszcze jedną niespodziankę. Zastajemy dzikie koniki. Generalnie to lubię konie, ale nie spodziewałem się nigdy, że zupełnie wolne, potrafią człowieka nieźle nastraszyć. To nie były te zestresowane i biedne zwierzęta wykorzystywane do ciągnięcia wozów na Włosienicę, tylko pełne wigoru stworzenia, które nacierając na nas kłusem z wytrzeszczonymi ząbkami, fukając i prychając, sprawiły, że jakoś tak zmaleliśmy :D Pamiętajcie więc o cukrze, jak będzie się na Eliasza pakować.
Pod szczytem, znajduje się sporej wielkości dom, który wg summitpost jest chatą myśliwską. Cóż, nie mam pojęcia dokładnie, natomiast był on otwarty - można było sobie kupić kawę, herbatę oraz he he... rakiję.
Obok chaty krzyżuje się inny wariant podejścia na Iliję - spod klasztora w Podgorju (Moś przekonywał że ten wariant jest dłuższy i gorszy, ale ma tą zaletę, że można podjechać samochodem na wysokość 200 m.n.p.m.) i z Viganja.
Kotlinka, gdzie sobie żyją koniki, a z drugiej strony grzbiet Barinski Vrhovi.
Z chaty myśliwskiej, gdzie znajdują się rozstaje, jest już bardzo blisko na szczyt. A widoki zaczynają onieśmielać.
Otoczenie powoduje, że pieję do siebie z zachwytu. Chwilę później widzę wpatrującego się we mnie Mosia, który zapewne zastanawiał się czy od słońca nie dostałem już udaru. Gdy go doganiam, postanawiam zagadnąć go czemu się we mnie wpatrywał, ale na szczęście odpowiedział, że tylko szukał właściwej ścieżki ;>
Tu taka uwaga - rzeczywiście w kopule szczytowej trzeba się pilnować, bo ścieżka się gubi - wskazówka: podążajcie w kierunku północnego zbocza.
Ostatnie metry przed szczytem - przejście między blokami skalnymi.
Północne wybrzeże Pelješaca u naszych stóp, a dalej fragment wyspy Hvar i na horyzoncie pasmo Biokowa.
W końcu, o 18.30 docieramy na wierzchołek Sveti Iliji. Przytrzymam Was jeszcze trochę z widokami i parę słów o miejscu w którym jesteśmy, bo naprawdę warto.
Sveti Ilija (pol. Święty Eliasz, ang. Saint Elias - 961 m.n.p.m.) to najwyżej wznoszący się szczyt na Pelješacu. Potężny masyw wyrastający niemal z morza i widoczny z daleka od dawien dawna owiany był legendami i różnymi opowieściami. Jedna z legend, opowiada że szczyt był znany jeszcze w czasach pogańskich, a zwano go wtedy Perunovo Brdo (dosł. Szczyt Pioruna - Piorun był słowiańskim bogiem bogów, odpowiednikiem Zeusa w Starożytnej Grecji). Dopiero na fali chrystianizacji nadano nową nazwę - Sveti Ilija - na cześć Eliasza Tiszbity - jednego z proroków Starego Testamentu. Postać o tyle ciekawa, że czczona zarówno przez Kościół katolicki, prawosławny, a także Kościoły wschodnie, a nawet przez Muzułmanów.
Włosi nazywali szczyt Monte Vipera (tak, tak, dobrze myślicie, nazwa pochodziła od żmii) do dziś zresztą jeden z wierzchołków w masywie zwie się Zmijino Brdo.
Szczyt chętnie jest odwiedzany przez turystów z powodu fenomenalnej panoramy, jaka roztacza się z wierzchołka. Przy dobrej pogodzie i widoczności dostrzeżemy stąd dużą część łańcucha Gór Dynarskich, począwszy od okolic Splitu, poprzez Biokovo, otoczenie Doliny Neretwy, aż po Góry Orjen na pograniczu bośniacko-czarnogórskim. Z wysepek dostrzeżemy bez trudu Brač, Hvar, Viš, Korčulę, Mljet, czy Lastovo, a jeśli dopisze nam szczęście, to uda nam się wypatrzeć wybrzeże Włoch i Apeniny ;)
Nie bez kozery przez lokalsów, widok z Iliji reklamowany jest jako "lepszy niż ten ze Skały Gibraltarskiej". 
Panorama ze szczytu w kierunku zachodnim. Po lewej Korčula, na pierwszym planie zachodni kraniec Pelješaca. W oddali podświetlona na żółto wyspa Viš, na prawo od niej ciągnąca się na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów wyspa Hvar, za nią Brač.
Pasmo Mosoru i Biokovo.
Skraj wyspy Hvar i południowa część Biokova opadająca stopniowo do Doliny Neretwy.
Obok krzyża znajduje się również metalowa skrzynka z księgą wpisów. Niestety nie znajdujemy sprawnego długopisu i jedynie na co nas stać, to wyciągnięcie potwierdzenia płatności i przybicie na nim pamiątkowej pieczątki ;)
I jeszcze trochę widoków.
Południowe wybrzeże Pelješaca - z prawej widoczny już od jakiegoś czasu, Mljet. Na pierwszym planie natomiast niższy wierzchołek góry.

Zbliżenie na fragment Biokova, będący drugim najwyżej wznoszącym się obszarem górskim Chorwacji. Najwyższym szczytem w paśmie jest Sveti Jure (1762 m.n.p.m.), na który można wjechać samochodem z leżącej u jego stóp Makarskiej. Jeśli się przyjrzycie zdjęciu, to dostrzeżecie go na samym środku :)
A tu akurat szczyty Šutvid (1155 m.n.p.m.) i schowany z tyłu Veliki Šibenik (1310 m.n.p.m.) leżące w południowej części tego samego pasma. Widać też skraj wyspy Hvar z miejscowością Sučuraj.
I jeszcze zbliżenie na pasmo Mosoru, rozciągające się od okolic Splitu, poprzez okolice popularnej miejscowości Omiš, aż do doliny rzeki Cetine. Jego najwyższym szczytem jest widoczny w centralnej części zdjęcia, stożkowaty, Veliki Kabal (1339 m.n.p.m.). Nieco na prawo od niego, w głębi, możecie dostrzec szczyt o nazwie Črni Umac (1290 m.n.p.m.) oddalony o 102 kilometry od miejsca w którym jesteśmy!
Natomiast w luce pomiędzy pasmami: Mosoru i Biokova widać pogranicze chorwacko-bośniackie, gdzie majaczy Dinara, najwyższy szczyt Chorwacji i Veliki Troglav, leżący już po stronie bośniackiej. Niestety szczyty te były na tyle słabo widoczne, że zdjęć Wam nie mogę pokazać.
Na szczycie w sumie dość długo siedzimy - jemy winogrona, które wzięliśmy ze sobą i cieszymy się fantastycznymi panoramami. Dłuższy czas zajmuje nam znalezienie odpowiedniego miejsca (czytaj najlepszego) na selfie, które miało powędrować na fb ;] Zrobić fotkę która będzie odpowiadała czterem osobom też było ciężko i całe szczęście że nikogo oprócz nas tam nie było, bo musiało to wyglądać zabawnie :D Turyści z Polski przyjechali...
Im bliżej zachodu, tym kontury sąsiedniego Biokowa są lepiej wyostrzone.
Ewakuujemy się ze szczytu o siódmej. Upał powoli odpuszczał, można było więc schodzić...

Korczula oblana zachodzącym słońcem.
Schodzimy niespiesznie - tym razem koników na ścieżce nie zastajemy. I dobrze, bo dzięki temu mamy okazję przypatrzeć się pięknie oświetlonemu zagajnikowi.
Przejście przez kotlinkę.
Gdy szlak wyprowadza nas z kotlinki w pobliże miejsca, gdzie odpoczywaliśmy, jesteśmy świadkami zachodu słońca i zatrzymujemy się aby uwiecznić tą chwilę.
Chyba najbardziej niezwykłe wrażenie tworzyło uspokajające się morze, z charakterystycznymi smugami :)
Zachód słońca...
Archipelag wysepek i długi łańcuch Mljetu...
I jeszcze jedna fotka nim stanie się ciemność...
Pożegnalne spojrzenie w kierunku wschodnim i wkraczamy w las, pogrążając się w zapadającej ciemności...
Przyznaję, że w chorwackim lesie, idąc w świetle czołówki czułem się nieco... skrępowany ;) Między innymi dlatego, że tam po zmroku wszystko żyje, czujesz wręcz na siebie oddech tego lasu. To nie tak jak w Polsce, że idziesz przez las i od czasu do czasu gdzieś sowa zahuczy albo w krzakach ujrzysz ślepia jakiegoś lisa czy innego drapieżnika. Tu zewsząd dobiegają Cię odgłosy cykad, czasem potrafi zaszeleścić coś złowrogo, ale gdy masz ochotę rzucić się do ucieczki, uświadomisz sobie że śliskie podłoże niespecjalnie Ci sprzyja.
No, ale żadnych dzikich stworów nie spotkaliśmy, jedyne wydarzenie które nami wstrząsnęło, to była awaria sandałów Daniela ;P
Tak więc będę obstawiał przy swoim, że jednak warto zabrać ze sobą trekkingi, jeśli myślimy o poznawaniu gór w Chorwacji :)
***
WARTO ZAPAMIĘTAĆ PRZED WYJŚCIEM NA SZLAK:
- Wybierając się w góry zabierz dużą ilość wody - to podstawa na południu Europy i Góry Dynarskie nie są od tego wyjątkiem. Nawet jeśli spotkasz wodę na szlaku, to nie należy jej pić, zwłaszcza jeśli nie posiadasz tabletek do czyszczenia wody.
- Wczesny start jest Twoim atutem - uważam że wyspać można się innego dnia i ilekroć wybieram się w góry, staram się wstawać jak najwcześniej. I to działa - im wcześniej wystartujesz, tym lepiej dla Ciebie. I fotki będą lepsze i wspinaczka będzie łatwiejsza, bo unikniesz upału. Jeśli zdecydujesz się wybrać na zachód słońca, pamiętaj o czołówce.
- Zalecam Ci wzięcie butów trekkingowych. Nawet jeśli komuś udało się wejść i zejść w sandałach, to po co ryzykować, wapień jest śliski, a schodząc, przy zmęczeniu, łatwo o poślizgnięcie.
- Nie schodź ze szlaku  i nie wskakuj w trawy - bynajmniej nie chodzi o niszczenie przyrody, ale o tamtejszych mieszkańców. Można się czasem przestraszyć ;P
- Tak jak mówiłem - w Chorwacji istnieje służba górska. Dlatego pamiętajcie - w razie niebezpieczeństwa 112.
PRZYDATNE STRONY:
mapa gminy Orebić ze szlakami pieszymi i rowerowymi
strona internetowa organizacji turystycznej w Orebiciu
Sveti Ilija - summitpost.org

DO ZOBACZENIA W KOLEJNEJ RELACJI

KOMENTARZE

13 comments:

  1. "Zejście jest krótsze, ale niewiele, z uwagi na kruche, wapienne podłoże i zajmuje od 2,5 do 3 h" - właśnie, to jest główny urok gór wapiennych. Mnie zawsze trochę stresuje schodzenie po takim podłożu. Fajna sprawa ze spotkaniem żółwia na szlaku. W Polsce to dla nas niecodzienny widok. Za to skorpiona to bym nawet usłyszeć nie chciała, choć mam taki znak zodiaku :P No i te rozbrykane konie. Super ta Wasza wycieczka.

    Jak wyglądają ceny na takim campingu w Chorwacji? Ile tych kun (niezwierzęcych :P) sobie życzą ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co to zależy od tego co sobie tam zażyczysz, my za 10 nocy zapłaciliśmy na grzywkę 125 euro i mieliśmy uwzględnione w tym: samochód, prywatną lodówkę, no i oczywiście namiot :) Aha, kemping był 3 -gwiazdkowy, tańsze bądź droższe da się bez problemu znaleźć ;)
      Polecam, bo generalnie bardzo fajna sprawa :)

      Usuń
    2. To nie tak źle z ceną. Powiedziałabym, że taniocha :P We wrześniu jak byłam na campingu w Saas Grund w Szwajcarii to na głowę 23 franki za jeden dzień. :P

      Usuń
    3. Przyznaję Skadi że to niezła cena :D W Norwegii ostatnio przez przypadek wylądowaliśmy na pewnym czterogwiazdkowym kempingu - naprawdę bardzo przyzwoicie wyglądał. I dowiedzieliśmy się, że cena namiotu dla dwóch osób to 130 NOK, co wprawdzie było poza naszym zasięgiem wtedy, ale generalnie to myślałem że będzie drożej ;P

      Usuń
  2. No w takiej okolicy to się można wspinać :)
    Fantastyczne widoki, niezwykle malownicza trasa.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No koniecznie trzeba w Chorwacji spróbować czegoś innego niż tylko leżenia na plaży :D Zwłaszcza jeśli obok góry :)
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  3. Super to wygląda. Chyba głównie dlatego, że jest zupełnie inne niż to, do czego przywykliśmy. No i niby góry nie wysokie, ale przewyższenia i bliskość morza robią swoje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Góry niewysokie, ale w kość potrafią dać nieźle.. I to nie tylko z uwagi na temperatury :D Niemniej jednak bardzo fajna odmiana dla naszych granitów :)

      Usuń
  4. Uwielbiam Bałkany. Niestety w związku z urazem kręgosłupa, mogę te tereny podziwiać i zwiedzać raczej w niższych partiach.
    A szkoda, bo kiedyś śmiganie po górach sprawiało mi ogromną radość i widzę, że Ty również jesteś pasjonatem górskich wędrówek. Piękne fotki.
    Tak trzymaj:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję w takim razie bardzo mocno.. :/
      Tak, Bałkany mają niepowtarzalny urok i trudno mu się oprzeć :) Warto tam wracać co jakiś czas :)

      Usuń
  5. Planuję w tym roku odwiedzić Bałkany i zaliczyć kilka szczytów do Korony Europy, ale tą relacją i zdjęciami zachęciłeś mnie do zboczenia z kursu i zaliczenia, któregoś z nadmorskich wierzchołków! Wygląda to obłędnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, dzisiaj właśnie zaliczylem Sv. Ilija, super widoki, trasa z uwagi na temperaturę wymagająca. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie sądziłam, że można w Dalmacji uprawiać trekking. Jesteśmy z mężem fanami aktywności na świeżym powietrzu, więc chętnie skorzystamy jak pojedziemy. Na https://dalmacja.pl/ czytałam co warto zwiedzić w tym regionie. Wyjeżdżamy za 2 tygodnie. Czuję, że będzie pięknie!

    OdpowiedzUsuń

Back
to top