Małołączniak z Przysłopu Miętusiego, czyli Czerwone Wierchy w wariancie alternatywnym

START -> GRONIK
META -> KIRY
DYSTANS -> 20 km
CZAS (z wyłączeniem przerw:) ->  6h 40min
SUMA PODEJŚĆ -> 1520 m
SUMA ZEJŚĆ -> 1530 m
***
Po męczącej wycieczce na Zawrat i Szpiglasowy Wierch, kolejnego dnia odczuwam zakwasy w lewej łydce. Dlatego tym razem, mam w planach nieco krótszą wycieczkę i wstaję nieco później. Poranek jest pogodny, ale czuć zbliżającą się zmianę pogody - jest dosyć wilgotno, a niebo dekorują charakterystyczne chmurki.
Kierunek na dziś to powtórna wizyta na Czerwonych Wierchach - z pewnym jednak elementem nowości - chciałem przejść się dwoma, nieznanymi szlakami - i tak zdecydowałem się na Małołączniaka podejść z Gronika przez Przysłop Miętusi i Kobylarzowy Żleb, natomiast z Ciemniaka zejść zielonym szlakiem przez Tomanową Dolinę. Obie moje wcześniejsze wizyty na Czerwonych Wierchach wiązały się z przejściem czerwonym szlakiem - raz wjechałem kolejką na Kasprowy, a wycieczkę skończyłem w Kirach, innym razem zaś zaczynałem w Kirach, a kończyłem dzień na Kalatówkach.
Koło rozstajów, zlokalizowanych nieopodal osiedla Gronik, jestem o godzinie 7.20. O tej porze stoi tam już parę samochodów, czynna jest też budka TPN. Płacę 2,5 zł, chowam portfel do plecaka i ruszam wygodną drogą leśną, zagłębiając się w najmniejszą z walnych dolin Tatrzańskich, Dolinę Małej Łąki.
W Dolinie Małej Łąki...
Po 20 minutach sprawnego marszu, docieram do kolejnych rozstajów, zwanych Szatrą, gdzie szlak niebieski na Małołączniak, odbija od szlaku żółtego, który przez bliską Wielką Polanę, podąża na Przełęcz Kondracką.
Oczywiście na Czerwone Wierchy można wdrapać się również żółtym szlakiem, tak by "zaklepać" również Kopę Kondracką, której mój wariant dzisiejszy nie uwzględniał. Jeśli zapytacie zresztą, co zadecydowało przy wyborze szlaku niebieskiego (bynajmniej nie była to chęć skrócenia marszu), to odpowiadam... głównie łańcuchy :D Tak, tak, w Kobylarzowym Żlebie znajdują się rzadkie w polskich Tatrach Zachodnich sztuczne ułatwienia ;P
Podchodząc w poprzek zbocza Hrubego Regla (1339 m.n.p.m.) docieram na Przysłop Miętusi (1189 m.n.p.m.). Tu robię sobie krótką przerwę śniadaniową, korzystając z ławek i stołów :)
Czas? Na Przysłopie pojawiam się o 8, czyli dojście z parkingu zajęło mi tu 40 min.
Widok na Kominiarski Wierch (1829 m.n.p.m.) i Zawiesistą Turnię (1296 m.n.p.m.) w kierunku których wybiega Ścieżka nad Reglami.
Szlak, który zaprowadzi mnie na Małołączniaka, nosi nazwę Hawiarskiej Drogi. To dawna droga górnicza, którą zwożono rudę z kopalni znajdującej się na zboczu Skoruśniaka. 
Za Przysłopem Miętusim Hawiarska Droga kieruje się na południowy-wschód, rozpoczynając trawers wspomnianego wyżej Skoruśniaka, zwanego również Miętusim Skoruśniakiem. Grzbiet ten rozdziela Dolinę Małej Łąki od Doliny Miętusiej, stanowiącej boczne odgałęzienie Doliny Kościeliskiej.
Pierwsze 20 minut jest nudne, a może i nawet bardzo nudne, jeśli przyjąć że wędrujemy cały czas przez las, nie zmieniając nawet specjalnie swej wysokości - po prostu marsz odbywa się na tej samej izolinii. Dopiero, gdy szlak wyraźnie skręci na lewo, tzn. na południowy-wschód, przybliżając się do grupy skałek zwanych Miętusim Niedźwiedziem, las się nieco przerzedza ukazując widoki najpierw na Wyżnią Miętusią Rówień, a następnie na górną część Doliny Miętusiej.
Nie są to wybitne punkty widokowe, bo pojedyncze jarzębiny wchodzą w kadr, niemniej jednak krajobraz, który przysłaniają budzi duże wrażenie i z uwagi na dużą szczegółowość, zachęca do dłuższego spojrzenia.
Co więc pomiędzy jarzębiną można wypatrzeć?
Najbliżej nas, po przeciwnej stronie doliny, znajduje się wylot Małej Świstówki - niewielkiej dolinki zawieszonej, podchodzącej pod siodło rozdzielające Upłaziańską Kopę (1794 m.n.p.m.) i Chudą Turnię (1858 m.n.p.m.). Do ciekawszych punktów topograficznych w jej otoczeniu należy z pewnością Dziurawa Baszta (1760 m.n.p.m.), stanowiąca zakończenie Twardej Galerii, czyli skalnego muru leżącego w północno-wschodnich zboczach Twardej Kopy (Dziurawa Baszta widoczna na zdj. poniżej, z lewej strony dolinki) a także grupa skałek, zwanych Miętusimi Turniami - one z kolei na poniższym zdjęciu są rozrzucone, po całej długości Małej Świstówki.
Nieco dalej, widać Wantule, czyli rumowisko skalne (porośnięte dziś młodym lasem), położone na dnie Doliny Miętusiej. Powstało ono w wyniku ogromnego obrywu skalnego, który nastąpił podczas ostatniego zlodowacenia, na zboczach Dziurawego, czyli rozległego zbocza, pokrytego w znacznej większości trawami i kosówką, znajdującego się między Wielką, a Małą Świstówką, poniżej Twardej Galerii.
O powstaniu Wantuli opowiada również krótka legenda...
Dawno temu w miejscu gdzie dziś znajduje się rumowisko, istniała część Hali Miętusiej. Trwał tam oczywiście wypas owiec, a na hali znajdowało się kilka zamieszkanych szałasów pasterskich. Pewnego dnia, na halę przybył żebrak, który jednak został przez pasterzy przepędzony, a jedyną osobą, która się za nim wstawiła, był mały chłopiec, posiadający jedną owieczkę. Przed swym odejściem, ów żebrak ostrzegł młodego pasterza, by ten, gdy tylko dostrzeże na niebie trzy chmurki, wziął swą podopieczną i uciekł.
Gdy w pewne południe starsi pasterze doili owce, na niebo wypłynęły trzy obłoki, a chłopiec, gdy tylko je zobaczył, zerwał się na równe nogi i uciekł wraz ze swoją owieczką. W chwili, w której znajdował się już w bezpiecznej odległości od hali, górami wstrząsnął ogromny grzmot, a na pociemniałym niebie zajaśniał słup białych pyłów - to runęła cała góra, która zawaliła się na halę pasterską, przygniatając pasterzy, ich szałasy i owce.
Do dziś w każde południe spod want wydobywa się beczenie owiec i odgłosy dzwonków...  
Parę słów jeszcze na temat samej Doliny Miętusiej...
Dolina Miętusia jest największą z bocznych odnóg Doliny Kościeliskiej, liczącą 4,5 km długości i 6 km kwadratowych powierzchni. Jej wylot znajduje się obok polany Zahradziska, w miejscu, gdzie grzbiet Adamicy opada do Doliny Kościeliskiej. Stamtąd dolina biegnie z początku ku wschodowi, ale u podnóża Hrubego Regla robi łuk niemal o 90 stopni, skręcając na południe. Granice doliny tworzą: północno-zachodnia grań Małołączniaka (w której znajdują się m.in. Czerwony Grzbiet, Skrajna Małołącka Turnia, Zagonna Turnia, Niedźwiedź, Skoruśniak, czy Hruby Regiel), następnie fragment grani głównej Tatr Zachodnich na odcinku Małołączniak-Krzesanica-Ciemniak i północno-zachodnia grań Ciemniaka (znajdują się w niej: Twarda Kopa, Chuda Turnia, Upłaziańska Kopa, Piec czy grzbiet Adamicy). Najwyższym szczytem w otoczeniu Doliny Miętusiej jest Krzesanica (2122 m.n.p.m.), a najniżej położona część znajduje się na wysokości ok. 960 m.n.p.m. Dnem doliny płynie Miętusi Potok.
Kończąc już mój wywód dodam jeszcze tylko, że najwyższa część doliny dzieli się na dwie części - Dolinę Mułową i Dolinę Litworową. Obie to dolinki zawieszone, które kilkusetmetrowym progiem, opadają do Wielkiej Świstówki.
Po przekroczeniu opadającego spod Siwarowej Przełęczy (1531 m.n.p.m.) żlebu, zwanego Wodniściakiem (woda) szlak zaczyna nieco podchodzić w kierunku Kobylarza, czyli niewielkiej równi, wznoszącej się ponad Wantulami.
Na Kobylarzu jestem o 9.20 po niespełna godzinnej wędrówce z Przysłopu Miętusiego. Widać stąd dosyć dobrze leżącą obok Wielką Świstówkę, czyli kocioł polodowcowy usytuowany u stóp progów Dolinki Mułowej i Litworowej. Wrażenie robią opadające pionowe ściany kolejno: Litworowego Ratusza, wieńczącego Litworowy Grzbiet, Mułowego Ratusza, wieńczącego Mułowy Grzbiet i Twardej Galerii z Miętusią Kazalnicą na czele. 
Twarda Kopa (2026 m.n.p.m.) i skalny mur Twardej Galerii. Tam gdzie ściany są największe, znajduje się Kazalnica Miętusia (1805 m.n.p.m.), opisywana w przewodnikach Cywińskiego jako najwspanialsze urwisko całych Tatr Zachodnich.
Z Kobylarza ścieżka doprowadza mnie już w dolną część Kobylarzowego Żlebu, którym wydostanę się na Czerwony Grzbiet.
Widać stąd fragment Kobylarzowego Zachodu, czyli charakterystycznego zbocza opadającego łagodnie spod Zagonnej Przełęczy. Po jego lewej stronie wznosi się z kolei Kobylarzowa Turnia. 
Klucząc pośród kosówki, której krzaki poprzeplatane były rosnącymi tu i ówdzie paprotkami oraz szeregiem mniejszego kwiecia cieszącego swymi barwami moje oczy, podchodzę do góry, orograficznie lewą stroną żlebu.
Stromy odcinek, który teraz się zaczyna, pokonuje się na szczęście po w miarę wygodnych stopniach - nie ma tu więc żadnego sypkiego rumoszu skalnego.
Po pokonaniu wyraźnego łuku, zatrzymuję się na skraju zacienionego rumowiska, przypatrując się widocznemu stąd Szaremu Żlebowi. Jest to niewielki żleb opadający spod Skrajnej Małołąckiej Turni (1830 m.n.p.m.), który w miejscu gdzie stoję, łączy się z Kobylarzowym Żlebem.
Sam Kobylarzowy Żleb opada spod Kobylarzowego Siodełka. Jego dolna część zasypana jest piargami, natomiast w środkowej znajduje się kilka płyt skalnych, które szlak pokonuje za pomocą łańcucha. Górna część żlebu jest trawiasta, ale momentami bardzo stroma.
Piarżysko w Kobylarzowym Żlebie. Z lewej strony Ratuszowy Grzbiet.
Na wysokości ok. 1600 m.n.p.m., znajduje się wspominana przeze mnie już płyta skalna. W okresie pozbawionym opadów czy przymrozków, nie ma tu żadnych problemów, natomiast jak to z wapiennymi skałami bywa - należy ich unikać w razie oblodzeń bądź zawilgocenia.
Widok z góry na ten sam odcinek.
Powyżej płyty znajduje się jeszcze jeden ubezpieczony fragment, jednak znów, bardzo nietrudny. Ogólnie wiele osób omija ten szlak (jeden z najrzadziej odwiedzanych szlaków po polskiej stronie Tatr) i być może część z nich robi to, bo chce uniknąć po pierwsze mozolnej wspinaczki - która zresztą tu jest, a po drugie, może nieco obawia się łańcuchów, w co jestem w stanie uwierzyć, zwłaszcza że same Czerwone Wierchy nie wymagają ani wybitnej kondycji ani dużego doświadczenia...
...Ale dzięki temu niebieski szlak obronił się przed zadeptaniem ;)
Po pokonaniu płyty, wracam do mozolnego zdobywania wysokości - w zasadzie na tym niewielkim, niespełna kilometrowym odcinku z Kobylarza, na Kobylarzowe Siodełko, pokonujemy ponad 400 metrów różnicy wysokości. To połowa tego co musimy pokonać w przypadku całego odcinka z Przysłopu Miętusiego na Małołączniak.
Trudy wspinaczki rekompensują jednak widoki na otoczenie Wielkiej Świstówki i Wantuli.
Mozolnie, po schodkach do góry...
Wyżej robię sobie kwadrans przerwy, aby wzmocnić się przed samą końcówką podejścia. I wreszcie o 10.30 docieram na Kobylarzowe Siodełko (1840 m.n.p.m.), znajdujące się w Czerwonym Grzbiecie.
Od tej pory w okolicznym krajobrazie pojawia się masyw Giewontu (1895 m.n.p.m.) i urwiska Wielkiej Turni (1847 m.n.p.m.).
Z Kobylarzowego Siodełka pozostaje już tylko wdrapać się na wierzchołek Małołączniaka. To wbrew pozorom nie jest jednak takie hop-siup, bo grzbiet jest dosyć połogi, a różnica wysokości, którą mamy jeszcze do pokonania to około 250 m. Ostrzegam więc przed zniechęceniem, które może się pojawić, tak jak w moim przypadku :D Ale wtedy najlepiej sobie klapnąć na trawce, miejsca tu nie brakuje, mało tego w przeciwieństwie do szczytu, mamy tu pewność że nikt nam nie będzie gadał nad głową.
Krajobraz Czerwonego Grzbietu. Z prawej widać Krzesanicę, oddzieloną od Małołączniaka Litworową Przełęczą.
Giewont.
I Czerwony Grzbiet raz jeszcze z góry - z prawej Wielka Turnia.
Na szczycie Małołączniaka jestem o 11.45. Odliczając przerwę w Kobylarzowym Żlebie i tą zrobioną sobie na Czerwonym Grzbiecie, podejście z Przysłopu Miętusiego zajęło mi 2,5 h czystego marszu, natomiast z Gronika - około 3 h.
O poszczególnych szczytach Czerwonych Wierchów już się nie będę rozpisywał - dokładniejsze info na temat topografii terenu, a także opisane panoramy (z Krzesanicy oraz z Ciemniaka) zobaczycie we wcześniejszej relacji.
Link:
Czerwone Wierchy
Na pierwszym planie Kopa Kondracka. Dalej Suchy Wierch Kondracki, Goryczkowa Czuba, Kasprowy, Beskid, Skrajna Turnia, Pośrednia Turnia i na ostatnim planie Świnica.
Panorama na Tatry Zachodnie z Małołączniaka jest za to skromniejsza - tu przeszkadza nieco obłe cielsko Krzesanicy ;P
Krzesanica, Ciemniak, Twarda Kopa, Kominiarski Wierch a w oddali m.in. Wołowiec, Rohacze i Banówka.
Z racji zrobionej sobie wcześniej, przerwy, na szczycie poświęcam czas tylko na parę fotek i od razu ruszam w kierunku Litworowej Przełęczy i Krzesanicy. Po krótkim, może 20-minutowym spacerze, zwieńczonym delikatnym podejściem, osiągam wierzchołek Krzesanicy (2122 m.n.p.m.) - najwyższego szczytu w grupie Czerwonych Wierchów.
Widok stąd na Tatry Wysokie jest równie imponujący, ale prywatnie wolę ten z Małołączniaka, bo jego urody nie przyćmiewa sterta kamiennych kopczyków, których na Krzesanicy jest dużo. Dla mnie za dużo.
Imponuje za to przepaść jaka rozciąga się po północnej stronie szczytu - wierzchołek obrywa się bowiem do Doliny Mułowej 250-metrowym urwiskiem.
Na sąsiedni Ciemniak z Krzesanicy jest bliziutko - wystarczy tylko zejść na dość płytką Mułową Przełęcz, a stamtąd wdrapać się 30 metrów do góry, gdzie czeka już szeroka panorama na Tatry Zachodnie, stanowiąca największy atut Ciemniaka, wynikający z jego położenia na skraju Czerwonych Wierchów.
I o to fragment wspomnianej panoramy - od lewej Smreczyński Wierch (Smrečiny - 2068 m.n.p.m.), Kamienista (sł. Velká Kamenistá - 2121 m.n.p.m.), Bystra (sł. Bystrá - 2248 m.n.p.m.) z Błyszczem (sł. Blyšt - 2157 m.n.p.m.), Liliowe Turnie (sł. Banisté - 1959 m.n.p.m.), Starorobociański Wierch (sł. Klin - 2176 m.n.p.m.), Jarząbczy Wierch (sł. Hrubý vrch - 2137 m.n.p.m.). Ponad Liliowymi Turniami widać również Wyżnią Magurę (sł. Vysná Magura - 2095 m.n.p.m.) w grani Otargańców.
Po krótkim odpoczynku na szczycie, schodzę Twardym Grzbietem w kierunku Chudej Przełączki. Zejście idzie w miarę sprawnie, choć momentami zbocze jest na tyle zerodowane, że trzeba uważać na drobne kamyczki.
Na odcinku między Ciemniakiem, a Chudą Przełączką (1850 m.n.p.m.) mijam wielu turystów, którzy dopiero wchodzą na grań. W głębi ducha uśmiecham się do siebie, bo przypomina mi to naszą wspinaczkę z Kir, która odbywała się o wyjątkowo niecenzuralnej porze :D
Po wejściu na zielony szlak, wkoło trochę się przerzedza. Jak na najłatwiejszy wariant dotarcia na Czerwone Wierchy, na dodatek prowadzący do schroniska, nie był on specjalnie zatłoczony.
O czym jednak koniecznie należy pamiętać, to fakt, że wraz z niebieskim szlakiem przez Świstówkę Roztocką, jest zamknięty w okresie zimowym. W okresie wiosennym, kiedy mogą gdzieniegdzie zalegać płaty śniegu, również należy uważać - trasa przecina kilka miejsc, w których nie trudno może być o poślizgnięcie.
Pierwszym z nich jest wejście do Lodowego Żlebu, który opada spod Szerokiego Siodła do niewielkiego kotła, zwanego Zadnim Kamiennym, podcinając wcześniej zbocza Wysokiego Grzbietu.
Wąska ścieżka ze żlebu prowadzi mnie na wspomniany Wysoki Grzbiet, czyli zachodnią grań Ciemniaka, opadającą do Wąwozu Kraków. Z prawej strony w dole Zadnie Kamienne, nad nim Wysoka Turnia (1643 m.n.p.m.).
Ogromną zaletą zielonego szlaku i jego przebiegu jest to, że dostarcza nam bardzo ciekawych widokowo doznań. W przeciwieństwie do pozostałych szlaków dojściowych w rejon Czerwonych Wierchów, tu mamy wielokrotną zmianę kierunku marszu i mimo że wystawa pozostaje cały czas na zachód, to jednak cały czas się coś zmienia. I za to naprawdę duży plus się należy.
Po dwudziestu minutach marszu z Chudej Przełączki, docieram w miejsce, zwane Wysokim Przechodem (1820 m.n.p.m.). Szlak zakręca tu o 90 stopni, ukazując nowe widoki m.in. na Tomanowy Wierch Polski, Smreczyński Wierch i Kamienistą.
Z Wysokiego Przechodu schodzę delikatnie w kierunku sąsiedniego Tomanowego Grzbietu, mijając górną część Kamiennego Tomanowego, czyli górnych partii Wąwozu Kraków.
Doskonale widoczny stąd jest niedaleki Smreczyński Wierch (sł. Smrečiny - 2088 m.n.p.m.), potężny, dwuwierzchołkowy szczyt, znajdujący się na grani głównej Tatr Zachodnich między masywem Tomanowego Wierchu (dokładniej między Tomanową Kopą), a Kamienistą. Od tego pierwszego rozdziela go Smreczyńska Przełęcz (sł. Smrečiinske Sedlo - 1799 m.n.p.m.), od tej drugiej Hlińska Przełęcz (sł. Hlinské Sedlo - 1907 m.n.p.m.).
Miejsce, w którym szlak przecina z kolei Tomanowy Grzbiet, będący odnogą Wysokiego Grzbietu, zwie się... Kazalnicą :P Nie jest ona tak spektakularna jak pozostałe mi znane, więc ograniczam się tylko do wrzucenia fotki Rzędów Tomanowych, czyli grupy skał, znajdujących się na zachodnim zboczu Ciemniaka.
Pod Kazalnicą chwilę odpoczywam - wszystko dlatego że dalej zaczyna się najbardziej męcząca część - czyli zejście. Stąd - do wylotu Kamienistego Żlebu, gdzie znajdowało się odejście dawnego szlaku na Tomanową Przełęcz jest około 1,5 km a różnica wysokości na tym odcinku przekracza 250 m. Nie jest to dużo, ale jak zobaczycie dalej - trzeba w wielu miejscach bardzo patrzeć pod nogi.
A tymczasem widoczek z Kazalnicy na Tomanowy Wierch Polski (sł. Pol'ská Tomanová - 1977 m.n.p.m.), który odgrywa w moim życiu nadzwyczaj dużą rolę ;P
Wyobraźcie sobie, że pierwsza mapa Tatr, jaką kupiłem, to był arkusz 112 VKU Harmanec, dotyczący Tatr Zachodnich (jakieś 15 lat temu) i do dziś pamiętam, że gdy jako zwykły smarkacz wpatrywałem się w nią, moją uwagę szczególnie zwracała nazwa "Pol'ská Tomanová". Była ona zaznaczona pogrubioną czcionką, a nad nią widniała jeszcze jedna nazwa - polska - "Tomanowy Wierch Polski", tym razem w mniejszej czcionce.
Przykuwało to moją uwagę, bo coś w niej było takiego innego, wyróżniającego się spośród nazw sąsiednich szczytów: Kamienistej czy Smreczyńskiego Wierchu. Zawsze mi się więc podobała i brzmiała w moim odczuciu bardzo dumnie - nie tyle przez fakt, że pojawiało się tam określenie Polski, ale że składała się ona z trzech słów - oryginalnie. Wtedy na tamtej mapie (była to skala 1:50000) ograniczono się do zaznaczenia najważniejszych szczytów i przełęczy - i jeśli już - pojawiały się same nazwy jedno-, bądź dwuczęściowe.
Taka tam anegdotka ;P
W miejscu gdzie szlak przekracza Czerwony Żleb - w którym znajdują się silnie zwietrzałe skały o wysokiej zawartości żelaza (stąd nazwa) - idzie się niewygodnie, teren jest sypki i bywa zdradliwy (!) To tak tytułem delikatnego ostrzeżenia :)
Z ciekawostek mogę Wam powiedzieć że w 2004 roku znaleziono w Czerwonym Żlebie ślady dinozaurów, a konkretnie drapieżnych teropodów i dinozaurów ptasiomiedniczych.
Można więc uznać, że dinozaury sprzedawane na kramach w Zakopanem mają sens ;P
Ostatnie widoki przed wejściem w las.
Końcówka zejścia prowadzi po zboczach Stołów, a finisz znajduje się w Kamienistym Żlebie, a raczej u jego wylotu. Widać stąd Suchy Wierch Tomanowy (sł. Suchy vrch - 1860 m.n.p.m.), będący przedwierzchołkiem Tomanowego Wierchu.
Żleb i fragment Stołów. Widoczny słupek to wejście na dawny szlak czerwony prowadzący na Tomanową Przełęcz (sł. Tomanovo Sedlo - 1686 m.n.p.m.). Strasznie mi go brakuje.
Zaraz za Kamienistym Żlebem znajduje się górna granica Wyżniej Tomanowej Polany, której skrajem podąża znakowana ścieżka. Widać stąd grań Ornaku i Iwaniacką Przełęcz, a także fragmenty Kominiarskiego Wierchu i Starorobociańskiego Wierchu.
Na koniec powinienem co nieco dodać o samej dolinie... ;)
Dolina Tomanowa stanowi górne odgałęzienie Doliny Kościeliskiej, drugiej co do wielkości doliny polskich Tatr. Wylot Doliny Tomanowej znajduje się nieopodal schroniska Ornak, natomiast najwyższy punkt w jej otoczeniu, to Ciemniak.
Granice Tomanowej Doliny tworzą kolejno od północy: Żar, Tomanowy Grzbiet, fragment Wysokiego Grzbietu, Ciemniak, Stoły, Tomanowa Przełęcz, Suchy Wierch Tomanowy, Tomanowy Wierch, Tomanowa Kopa, Smreczyńska Przełęcz, Smreczyński Wierch, i długi grzbiet, zwany Skrajnym Smreczyńskim Grzbietem. On zaś, rozdziela Dolinę Tomanową od Pyszniańskiej, stanowiącej drugie z górnych odgałęzień Doliny Kościeliskiej.
Znajdujące się w górnej części doliny, Niżnia i Wyżnia Tomanowa Polana, są pozostałością dawnej Hali Tomanowej - hali o długich tradycjach pasterskich. Zezwolenie na gospodarkę pasterską na jej terenach wydano góralom już w XVII wieku, za czasów Zygmunta III Wazy, a jeszcze wcześniej pojawiali się tu Wołosi.
Spacerowym tempem powoli sobie schodzę do Hali Ornak, po drodze zatrzymując się jeszcze, aby nabrać wody z potoku i przemyć twarz.
W schronisku jestem o 15.20 ;) Czyli - robiąc krótkie podsumowanie - z Ciemniaka zacząłem schodzić o 12.50, a odliczając przerwę 20-minutową na Kazalnicy - ten odcinek pokonałem, w 2h 10 min. 
W schronisku - tradycyjnie - pierogi, do nich orzeźwiające piwo, a na deser szarlotka. Idealnie na podsumowanie fajnego wyjazdu ;)
Zapisując jeszcze w paru słowach luźne obserwacje z dzisiejszego dnia: trasa którą pokonałem, powinna stanowić alternatywę, dla podstawowego wariantu przejścia Czerwonych Wierchów, czyli wejście z Doliny Kondrackiej, bądź wjazd na grań kolejką na Kasprowy, a zejście do Kir (lub analogicznie w drugą stronę). Wariant szlaku niebieskiego jest rzeczywiście najbardziej wymagający kondycyjnie ze wszystkich szlaków w tym rejonie (nie szedłem wprawdzie żółtym szlakiem na Kondracką Przełęcz, ale podejrzewam że nie dorównuje niebieskiemu), ale pozwala podziwiać malowniczą Dolinę Miętusią i przyjrzeć się surowym ścianom opadającym do Wielkiej Świstówki. Nie polecam tego szlaku w przeciwną stronę - jest on naprawdę stromy i schodzenie może dać w kość ;) Co do szlaku zielonego - tak jak już pisałem, dla mnie to najciekawszy widokowo szlak dojściowy w rejonie Czerwonych Wierchów, w dodatku stosunkowo łagodny, co pozwala traktować go jako dobrą opcję zarówno do podchodzenia jak i zejścia.
***
Do Kir wracam niespiesznie w dobrym humorze. Łapię busa, który sprawnie przewozi mnie do Zakopca, a następnie bezpośrednio idę na dworzec i po kupnie biletu ładuję się do szwagra ;P Powrót jest wyjątkowo szybki bo jest piątek i na Zakopiance są korki, ale w drugą stronę ;)
***
A już w następnej relacji - uderzymy do Chorwacji! Będą góry i niezwykłe widoki - zachęcam więc do pozostania na bieżąco :)
DO ZOBACZENIA

KOMENTARZE

5 comments:

  1. Robiliśmy dokładnie tą samą trasę i również mi się bardzo spodobała. Nam trochę upał dał w kość, ale Tomanowa zacna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zielony Hala Ornak-Ciemniak uważam prześwietny - jeden z najfajniejszych szlaków w polskich Tatrach Zachodnich :) Ale Kobylarzowy Żleb i okolice Wielkiej Świstówki również niewiele gorsze :)

      Usuń
  2. Piękna trasa. Kiedyś na pewnym odcinku zaliczona przeze mnie. Świetne zdjęcia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że opis tradycyjnie bardzo dokładny :)

    Ja schodziłem tym szlakiem z łańcuchami i jak dla mnie większym problemem były spadające kamienie niż łańcuchy. 0Bo tego dnia sporo ludzi tam było, a tych kamyczków luźnych trochę jednak tam leży

    OdpowiedzUsuń

Back
to top