Po zakończonym, trzydniowym trekkingu po Tatrach, który odbyłem z Mosiem, minęły pracowite dwa tygodnie i znów pojawiłem się w górach. Tak się bowiem składało, że po mojej wcześniejszej wizycie w Tatrach odezwały się inne głosy, które zadeklarowały chęć wyjazdu w góry i tak, w połowie kwietnia wraz z Bartkiem, którego możecie kojarzyć z wyjazdów do Norwegii i Adamem - heh, który "zadebiutuje" na blogu, udaliśmy się do Kir.
Ponieważ obaj moi towarzysze zimowe Tatry odwiedzali po raz pierwszy, to wykombinowałem coś względnie prostego, a przy tym widokowego, stąd pojawił się pomysł odwiedzenia Ornaku. Mimo, że w ciągu ostatnich dwóch lat byłem na nim trzykrotnie, to grzbiet ten jeszcze się na blogu nie pojawił, dlatego dziś - czas na Tatry Zachodnie, znaną i lubianą Dolinę Kościeliską i wspomniany Ornak - zapraszam!
Cały wyjazd zaczął się zabawnie - zapomniałem nastawić budzik i zamiast niego obudził mnie Adam, który dzwoniąc o 5:30 oświadczył mi, że z Bartkiem stoją pod domem. Sytuacja trochę mnie zaskoczyła i klnąc pod nosem, totalnie zaspany zebrałem się do wyjścia. Wyjechaliśmy oczywiście spóźnieni, ale na szczęscie... Adam nadrobił na Zakopiance 😛
U wylotu Kościeliskiej wylądowaliśmy parę minut przed ósmą. Zanim jednak znaleźliśmy TANI parking, przebraliśmy się i nabyliśmy bilety do TPN-u zrobiła się 8:15. Był weekend i ludzi pojawiło się o tej porze całkiem sporo.
Niżnia Kira Miętusia i poranny widok na Upłaziańską Kopę.
Nie wiem czy już o tym mówiłem kiedyś, ale w przeciwieństwie do sąsiedniej Doliny Chochołowskiej, której szczerze nie znoszę, (wyjątek stanowi Polana Chochołowska 😛), Dolinę Kościeliską bardzo lubię. Baaaaardzo. Owszem tutejsze tłumy również bywają dojmujące, jednak stale zmieniające się krajobrazy - mnogość polan, poszerzające bądź zwężające się do niewielkich rozmiarów, dno doliny, sprawiają, że marsz staje się o wiele przyjemniejszy.
Okolice Polany Pisanej.
Dobrym miejscem na krótką przerwę jest Polana Pisana, znajdująca się mniej więcej w połowie drogi między Kirami, a Halą Ornak. Ta jedna z najbardziej urzekających polan w tej części Tatr pozwala podziwiać widoki na masyw Kominiarskiego Wierchu oraz całą gromadę turni wznoszących się nad polaną od wschodu - m.in. Organy, Ratusz, Saturn czy Upłazkową Turnię.
Spacer Doliną Kościeliską z krótką przerwą, jak się okazało, zajął nam około godziny z niewielkim hakiem. Koło jednego z moich ulubionych tatrzańskich schronisk, tj. schroniska na Hali Ornak wylądowaliśmy przed godziną 9:30.
Sama Hala Ornak, choć nie cieszy się taką sławą jak leżąca w sąsiedniej dolinie, Polana Chochołowska, to zachwyca widokiem na pobliski masyw Bystrej i Błyszcza. Zwłaszcza Wielka Polana Ornaczańska - część hali położona za Pyszniańskim Potokiem, nieco oddalona od gwarnego schroniska jest idealnym miejscem na odpoczynek. Tam też zresztą i my postanowiliśmy spędzić trochę czasu przed rozpoczęciem marszu na Iwaniacką Przełęcz.
Po krótkim odpoczynku, zagłębiliśmy się w las. Żółty szlak na Iwaniacką Przełęcz zrobił łuk i lekko wspinając się pośród urokliwej świerczyny przeciął wylot opadającego spod Suchego Wierchu Ornaczańskiego, Żlebu pod Banie, doprowadzając nas nad Iwanowski Potok, płynący dnem Iwanowskiej Doliny. Dolina ta jest jednym z mniejszych, bocznych odgałęzień Doliny Kościeliskiej i pewnie wiele osób nie wie nawet o jej istnieniu, gdy tymczasem jej dnem poprowadzono popularny szlak turystyczny, a dawniej, było to jedno z wielu miejsc w tej części Tatr, gdzie prowadzone były prace górnicze 😊
Na Iwaniacką Przełęcz dotarliśmy bez większych problemów i z marszu ruszyliśmy w kierunku Ornaku, z uwagi na fakt, że na mało interesującej przełęczy odpoczywało sporo ludzi, a gleba była jeszcze mocno nasączona wodą z topniejącego śniegu.
Na Iwaniacką Przełęcz dotarliśmy bez większych problemów i z marszu ruszyliśmy w kierunku Ornaku, z uwagi na fakt, że na mało interesującej przełęczy odpoczywało sporo ludzi, a gleba była jeszcze mocno nasączona wodą z topniejącego śniegu.
Na trasie zielonego szlaku białego puchu było zresztą naprawdę mało, ale były to zdradliwe resztki paskudnego, mokrego śniegu. Szło się bardzo ciężko, zdecydowaliśmy więc o założeniu raków, które zresztą specjalnie nie ułatwiły zadania, bo choć już się tak nie ślizgaliśmy, to nadal zapadaliśmy się na każdym kroku.
Choć jak widać na zdjęciu poniżej - zimy nie ma 😀
Przed nami jeszcze sporo drogi na grań...
Otoczenie Doliny Tomanowej widoczne ze szlaku Iwaniacka Przełęcz - Suchy Wierch Ornaczański.
Przecięliśmy obszar poletka śnieżnego i dostaliśmy się wreszcie na otwartą grań.
Była radość po zdobyciu Suchego Wierchu Ornaczańskiego (1832 m.n.p.m.) 😁
Wygłupiając się nawzajem i rzucając w siebie pozostałym śniegiem, doczłapaliśmy o 11:30 na Suchy Wierch Ornaczański stanowiący najbardziej na północ wysunięty wierzchołek całego grzbietu. Stąd czekał nas niezwykle widokowy spacer łagodną granią, w skład której wchodzą jeszcze: Ornak, Zadni Ornak i Kotłowa Czuba.
Nie było jeszcze okazji tu na blogu o tym wspomnieć, ale Ornak uważam za jedno z najwspanialszych widokowo miejsc w całych Tatrach, pomimo że cały grzbiet nie wyróżnia się specjalnie wysokością.
Nie było jeszcze okazji tu na blogu o tym wspomnieć, ale Ornak uważam za jedno z najwspanialszych widokowo miejsc w całych Tatrach, pomimo że cały grzbiet nie wyróżnia się specjalnie wysokością.
Adaś na Suchym Wierchu Ornaczańskim. W tle piramida Starorobociańskiego Wierchu.
I rozległy widok na zachód. Na pierwszym planie grzbiet Trzydniowiańskiego Wierchu, a dalej między innymi Wołowiec z Rakoniem oraz Rohacze.
Po nasyceniu oczu widokami powoli ruszyliśmy na południe.
Różnorodny pod względem krajobrazowym, grzbiet oferuje wiele możliwości wykonania zdjęć - czy to na tle trawiastej części grzbietu Ornaku, czy to tej skalistej. Można również walnąć sobie fotkę na tle Tatr Wysokich bądź Zachodnich 😉


Kamienista (sł. Velka Kamenista - 2126 m.n.p.m) i opadający spod jej szczytu do Doliny Pyszniańskiej potężny żleb Babie Nogi.
A to już fragment wspomnianych Tatr Wysokich na czele ze Świnicą, widzianą ponad Tomanową Przełęczą 😉
Człowiek i góry.
Potęga Bystrej.
I do kompletu w B&W jeszcze Starorobociański, Kończysty, Jarząbczy i Jakubina, czyli inaczej rzecz biorąc - Raczkowa Czuba.
Przed Siwymi Skałami zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Jak się bowiem okazało, na zachodnich zboczach Ornaku (1854 m.n.p.m.) pozostało bardzo niewiele śniegu i świecące słońce zdążyło już nagrzać jako-tako trawy.
To samo miejsce tylko po drugiej stronie grzbietu 😊 I radosny Adaś.
Zejście na Ornaczańską Przełęcz (1795 m.n.p.m.).
Raz jeszcze Siwe Skały i górująca w tle Bystra. Razem ciekawie kontrastują.
I na dokładkę piramida Starorobociańskiego Wierchu i wyłaniających się z tyłu Otargańców, nad którymi się nieco zachmurzyło...
Podejście pod kulminację Zadniego Ornaku - najwyższego w całym grzbiecie Ornaku.
Wygłupy na szlaku.
😎

Po przetrawersowaniu Siwych Skał, pokrywających wierzchołek Zadniego Ornaku, pozostało już tylko zejście do Siwej Przełęczy.

Po przetrawersowaniu Siwych Skał, pokrywających wierzchołek Zadniego Ornaku, pozostało już tylko zejście do Siwej Przełęczy.
Dla odmiany te same okolice w sepii 😉
Adaś po kryjomu cyka sobie selfie 😝
Dłuższą chwilę spędziliśmy na beztroskim odpoczynku na Siwej Przełęczy, jedząc i wsłuchując się w delikatne powiewy wiatru. Pogoda przez ten czas trochę się znów poprawiła, ale podtrzymaliśmy naszą rezygnację z dalszej wędrówki ku Liliowym Turniom i zeszliśmy do Doliny Starorobociańskiej.
Choć tak naprawdę, bardziej pasowało określenie "zbiegliśmy" 😛 W Żlebie pod Pyszną było sporo śniegu i pozwoliliśmy sobie na szaleńczy bieg w dół. Finalnie każdy nas wylądował prędzej czy później w mokrym śniegu (ja wylądowałem dla odmiany w potoku 😆) i zachwyceni zabawą uświadomiliśmy sobie, że zeszliśmy ze szlaku i wylądowaliśmy gdzieś nieco z boku.
O tu wylądowaliśmy 😛
Na szczęście po wyciągnięciu mapy okazało się, że do szlaku mamy naprawdę blisko. Na dodatek, dziwnym trafem 😉 bez trudu odnaleźliśmy wydeptaną ścieżkę, ktorą ewidentnie ktoś kiedyś podążał w kierunku Zadnich Zagonów, czyli kotlinki położonej u stóp Starorobociańskiego Wierchu i Kończystego Wierchu.
Po powrocie na szlak, pozostało już zejście do wylotu Doliny Starorobociańskiej, stanowiącej duże odgałęzienie należące do systemu Doliny Chochołowskiej.
Grzbiet Trzydniowiańskiego Wierchu, oddzielającego Dolinę Jarząbczą od Doliny Starorobociańskiej.
W dolinie znów panowała wiosna na całego, dlatego monotonny z pozoru spacer, stał się bardzo atrakcyjny. Na dodatek, znów wyszło słońce, więc ciemne okulary ponownie zawędrowały na nasze twarze.
Choć tak naprawdę, bardziej pasowało określenie "zbiegliśmy" 😛 W Żlebie pod Pyszną było sporo śniegu i pozwoliliśmy sobie na szaleńczy bieg w dół. Finalnie każdy nas wylądował prędzej czy później w mokrym śniegu (ja wylądowałem dla odmiany w potoku 😆) i zachwyceni zabawą uświadomiliśmy sobie, że zeszliśmy ze szlaku i wylądowaliśmy gdzieś nieco z boku.
O tu wylądowaliśmy 😛
Na szczęście po wyciągnięciu mapy okazało się, że do szlaku mamy naprawdę blisko. Na dodatek, dziwnym trafem 😉 bez trudu odnaleźliśmy wydeptaną ścieżkę, ktorą ewidentnie ktoś kiedyś podążał w kierunku Zadnich Zagonów, czyli kotlinki położonej u stóp Starorobociańskiego Wierchu i Kończystego Wierchu.
Po powrocie na szlak, pozostało już zejście do wylotu Doliny Starorobociańskiej, stanowiącej duże odgałęzienie należące do systemu Doliny Chochołowskiej.
Grzbiet Trzydniowiańskiego Wierchu, oddzielającego Dolinę Jarząbczą od Doliny Starorobociańskiej.
W dolinie znów panowała wiosna na całego, dlatego monotonny z pozoru spacer, stał się bardzo atrakcyjny. Na dodatek, znów wyszło słońce, więc ciemne okulary ponownie zawędrowały na nasze twarze.
Zrobiło się cieplej, czas więc zdjąć kurtki 😊
Mimo niezadowolenia Bartka, chłopaków wyciągnąłem jeszcze na Polanę Chochołowską. Bynajmniej nie po to by oglądać krokusy lecz po to by zjeść coś dobrego w schronisku 😛
Polana przed obiadem i po obiedzie 😛
Dla odmiany, nasza wycieczka nie kończyła się wraz z dotarciem na Siwą Polanę, bo pozostawało nam jeszcze do pokonania parę kilometrów szlaku zielonego, spinającego wyloty trzech dolin: Chochołowskiej, Lejowej i Kościeliskiej.
Chmurka-UFO nad Pasmem Gubałowskim.
Ponieważ powoli zbliżał się zachód, to świat zaczął przybierać kolory złotawo-pomarańczowe. Już gdy doszliśmy na parking w Kirach robiło się ciekawie, a gdy dojeżdżaliśmy do Czarnego Dunajca niebo wspaniale się zapaliło! Popatrzcie sami tylko 😊
I jeszcze jedna fotka...
Z uwagi na weekend wracaliśmy przez Czarny Dunajec - to dłuższa trasa, ale w dni, w których Tatry cieszą się sporą popularnością, warto ją rozważyć. Omijamy w ten sposób tłum turystów wyjeżdżających z "zimowej stolicy" w kierunku Poronina i Nowego Targu.
Jadąc w ten sposób w Krakowie zameldowaliśmy się w okolicach godziny 22, po drodze odwiedzając jeszcze Kaufland na Krowodrzy Górce.
Podsumowując w kilku słowach - ot, taki przyjemny zimowo-wiosenny wypadzik w wyjątkowo malownicze tereny Ornaku. Generalnie za okresem dopiero nadchodzącej w wyższe partie gór wiosny nie przepadam, bo z jednej strony człowiek chciałby już się wyzbyć całego zimowego szpeju, to jednak choćby raki warto mieć w plecaku by w razie konieczności zmierzenia się ze zmrożonym śniegiem, móc go bezpiecznie przedreptać 😉
***
Dla chętnych - mapę trasy znajdziecie w serwisie www.mapa-turystyczna.pl ->link
Trzymajcie się i do następnego razu 😉
Jadąc w ten sposób w Krakowie zameldowaliśmy się w okolicach godziny 22, po drodze odwiedzając jeszcze Kaufland na Krowodrzy Górce.
Podsumowując w kilku słowach - ot, taki przyjemny zimowo-wiosenny wypadzik w wyjątkowo malownicze tereny Ornaku. Generalnie za okresem dopiero nadchodzącej w wyższe partie gór wiosny nie przepadam, bo z jednej strony człowiek chciałby już się wyzbyć całego zimowego szpeju, to jednak choćby raki warto mieć w plecaku by w razie konieczności zmierzenia się ze zmrożonym śniegiem, móc go bezpiecznie przedreptać 😉
***
Dla chętnych - mapę trasy znajdziecie w serwisie www.mapa-turystyczna.pl ->link
Trzymajcie się i do następnego razu 😉
Świetne to zdjęcie Bystrej i Błyszcza z okolic schroniska. Wyglądają, jak jakieś himalajskie kolosy :D
OdpowiedzUsuńTo był ten czas, kiedy wszyscy myśleli, że już po zimie? :)
Tak, to był ten czas. Schodząc zadzwonił do mnie zaniepokojony kumpel pytając czy żyjemy bo pod Kościelcem zeszła lawina. A pierwotnie mówiłem mu że jedziemy właśnie do Gąsienicowej. :D
UsuńZazdroszczę. Ja atakowałem Ornak pod koniec kwietnia i dotarłem zaledwie do Iwanieckiej Przełęczy. Dalej szlak był kompletnie nieprzetarty, a po lawinowej 4 śniegu było po pas. Do tego padał deszcz i zwyczajnie zrezygnowałem. Super widoki, muszę spróbować jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuń"Generalnie za okresem dopiero nadchodzącej w wyższe partie gór wiosny nie przepadam, bo z jednej strony człowiek chciałby już się wyzbyć całego zimowego szpeju, to jednak choćby raki warto mieć w plecaku" - Mam tak samo. Do tego jeszcze buty. Niby można by wziąć lżejsze, jednak zaraz spotka się masę rozmiękłego, w którym po prostu się utonie, więc biorę zimowe. A wtedy w dolinie żałuje, że muszę w tych ciężkich trekach łazić. Ehh, ta wiosna.
OdpowiedzUsuńWycieczka fajna. Te ośnieżone szczyty z grzbietu wyglądają ładnie.