W widłach Orawy i Wagu, czyli w Szypskiej Fatrze - Sip i Zadny Sip

(STANKOVANY - ZASKOVSKE SEDLO - SIP - ZADNY SIP - PODSIP - STANKOVANY)
Minęły zaledwie 3 dni od powrotu z Karkonoszy, kiedy na facebooku zamieściłem plan kolejnego wypadu... Był to początek czerwca, akurat prognozy miały się ku lepszemu i stwierdziłem przed członkami naszej ekipy, że nadszedł czas na "Wielką wyprawę" ;)) Niemal tygodniowa włóczęga po górach naszych południowych sąsiadów, nowe przygody, piękne widoki, zachody i wschody słońca, wędrówka zielonymi połoninami - to wszystko mieściło się pod tym określeniem... Nie wszystko poszło zgodnie z planem o czym się w tych nadchodzących relacjach dowiecie :)) przeżyliśmy wiele dziwacznych przygód, poznaliśmy kilka osób, które okazały się mniej lub bardziej spoko ;) a przede wszystkim przekonaliśmy się o własnych słabościach.. Na szczęście wspólną pomocą daliśmy radę i cóż oby takich wyjazdów jak najwięcej..
Wyprawa była długa, dosyć męcząca i niestety przegrała częściowo z pracą i zajęciami innych.. Oski musiał odmówić, gdyż był akurat pochłonięty robotą, Królaczek podobnie, Ala miała egzaminy i chętnymi, a zarazem mogącymi, pozostali tylko ja, Mosiu i Krystian. Mała grupa nie przeszkadzała nam jednakże, a ochota na 6-dniową wędrówkę była ogromna :) Plan był następujący - pierwsze dwa dni wypady z naszej bazy, który mieściła się w Rużomberku, następne 4 dni wędrówka granią Wielkiej Fatry i powrót znów przez Rużomberok do Gliwic...
Problem był z dojazdem. Skórę uratował nam jak zwykle Mosiu, który kilka tygodni wcześniej zdał prawko i tym samym zaoferował swoje usługi szoferskie :) Dzięki temu zamknął brakujący element układanki, gdyż wyjaśniła się sprawa szybkiego dojazdu do Cieszyna. Przed 6.30 mieliśmy pociąg, na który musieliśmy zdążyć... 
Zapraszam do czytadła :)
 Wściekle dzwoniący budzik budzi mnie o 4.30... Na szczęście powoli nastający świt za oknem ułatwia wstawanie i tylko raz wciskam drzemkę, zanim wstaję na nogi.. Wyjmuję z kontaktu akumulatorki do aparatu i idę pod krótki prysznic.. Hmm.. Pół godziny później dzwoni do mnie Mosiu z informacją, że zaraz u mnie będzie.. Ubierając buty, kończę jeszcze kanapkę, wkładam ciężki plecak i cicho pojękując wyłażę z mieszkania potykając się jeszcze o leżącego w ciemnym przedpokoju, kota. Jest niemal 5.20 gdy wsiadam do mosiowego, srebrnego lanosika, wrzuciwszy jeszcze plecak do bagażnika.. Witam się z chłopakami i od razu radzę Mosiowi skrót do A1, którą pojedziemy przez najbliższy czas... Jedziemy "sentymentalną drogą" czyli trasą przez Żory, Pawłowice, a następnie, Pruchną do Cieszyna.. Ach, ile razy się tu jeździło.. W góry, albo nad morze do Chorwacji.. Ruch na drodze symboliczny, Mosiu zadowolony liczy na niewielkie spalanie.. O 6.05 jesteśmy już na opłotkach Cieszyna. Zatrzymujemy się jeszcze w kantorze, wymieniam razem z Krystkiem 80 euro i do tego jeszcze (ale tylko ja) 300 koron czeskich (co jak się okazało było błędem) i z powrotem wskakujemy do auta. Teraz wyciągam plan miasta i kieruję chłopaków do ustalonego miejsca parkingowego, położonego tuż przy granicy ;) Zaparkowawszy, zabieramy plecaki i biegiem udajemy się na most graniczny. Jest 6.20, a pociąg mamy 6.27...
Na szczęście z tego miejsca na dworzec w Czeskim Cieszynie jest już bardzo blisko... Przechodzimy przez Olzę i tym samym żegnamy się z Polską na kilka dni. Witaj przygodo! :))
Po kupieniu biletów w kasie, w ostatniej chwili zdążamy na peron. Na szczęście, pociąg przyjechał o minutę spóźniony i to zaważyło na naszą korzyść...
Z Czeskiego Cieszyna jedziemy starym, ale wygodnym składem bardzo szybko.. Dwadzieścia minut później jesteśmy już za Przełęczą Jabłonkowską i wjeżdżamy na stację Mosty koło Jabłonkowa (cz. Mosty u Jablonkova).. Stacja dobrze mi się kojarzy, bo z jakieś dziesięć-dwanaście lat temu przyjechałem z tatą dokładnie w to samo miejsce, aby wyruszyć w Beskid Morawsko-Śląski. Przeszliśmy wtedy w dwa dni niemal 50 km i była to wspaniała przygoda... Dziś jednak nie wyruszamy z Mostów, a przesiadamy się do motorovego vlaku do Czadcy, który przewiezie nas na Słowację... I tak o 7.15 jesteśmy już w 30-tysięcznej Czadcy, gdzie na przesiadkę mamy 15 minut...
Wsiadamy do pociągu osobowego, który w ciągu 1/2 godziny przewiezie nas do Żyliny - czwartego co do wielkości miasta na Słowacji... Niestety na dworcu przekonujemy się, że czeka nas tu dłuższa posiadówa - najbliższy pociąg za około 50 minut. Odbywam więc z chłopakami szybką naradę i decydujemy się na wizytę w lokalnym sklepie i dworcowym bufecie.. Ja zakupuję dwa tosty, z uwagi na ograniczoną liczbę kanapek, Krystian z Mosiem obczajają w sklepie naszego ulubionego Złotego Bażanta. Gdy pociąg po długim oczekiwaniu podstawia się na stację, zajmujemy przedział, zapobiegliwie zasłaniamy zasłonką wejście do przedziału :D a  gdy już ruszamy o dziewiątej, z zadowolenia chce nam się śpiewać... Ach, w jakiej euforii jechaliśmy! Po udanym karkonoskim wyjeździe, czekaliśmy na każdy kolejny z wywieszonym jęzorem :D
Gdy wyjeżdżaliśmy z Żyliny, a przed nami pojawiła się Mała Fatra ze znajomymi wierzchołkami, po raz pierwszy wystawiłem aparacik za okno, z chęcią ustrzelenia jakiegoś małofatrzańskiego szczyciku ;)
Krywańska Mała Fatra z magistrali kolejowej Bratysława - Żylina - Poprad - Koszyce, przed stacją Tepliczka nad Wagiem (sk. Teplička nad Vahom)..
Gdy mijamy Varin, po prawej stronie pojawia się niższa część Małej Fatry, tzw. część Luczańska. Na jej skraju, na wysokiej skale położony jest Zamek Streczno (Strečniansky Hrad)...
I oto właśnie on, a obok domy wsi Streczno...
Prawie cały odcinek przejeżdżamy z głowami wystawionymi przez okno ;) Mnogość różnych górek za oknem, mniej lub bardziej znajomych wywołuje u nas wspomnienia lub chęć odwiedzenia... Po 30 minutach jazdy jesteśmy już we Wrutkach (sk. Vrutky) skąd mamy bardzo dobry widok na Martińskie Hole..
Kilkanaście minut później stajemy na jakiejś stacji, położonej niemal idealnie na wprost Wielkiego Krywania (po lewej), Chleba (pośrodku) i Hromovego (z prawej)...
Nie relacja z przejazdu pociągiem jest tematem dzisiejszego posta :) dlatego kolejny raz wyjmuję aparat na miejscu, czyli w miejscowości Stankowiany (sk. Stankovany)... Jest godzina 10.30 gdy stwierdzamy pełną gotowość do wędrówki, mając przed sobą dzisiejszy cel - położony ponad 700 metrów wyżej masyw Szypów...
Obok stacji mamy rogacza informującego, że na Szyp 2.30. Mapa VKU Harmanec pokazuje jednak, że czas przejścia powinien wynieść mniej, bowiem 2.05... Zobaczymy.. Mamy nadzieję, że jednak pójdziemy trochę szybciej ;] i że uwzględniając przerwy na 13.00 na szczycie będziemy.. Ze Stankowian możemy również udać się na Kopę (1187 m.n.p.m) leżącą po przeciwnej stronie Wagu, ale to raczej rzadki cel.. Bardzo strome podejście nie zostaje wynagradzane wspaniałymi widokami.. Inaczej niż w przypadku Szypa :D
A co w ogóle wiadomo o tej ogólnie mało znanej Szypskiej Fatrze? Posłuchajcie...
Szypska Fatra (sk. Šipska Fatra) to najbardziej na północ wysunięta część Wielkiej Fatry. Jej najwyższym szczytem jest Szyp (1170 m.n.p.m). Dawniej zaliczana do Gór Choczańskich, od 1978 roku po dokładnych badaniach geomorfologicznych przydzielona została do Wielkiej Fatry.
Granice Szypskiej Fatry określa - dolina Orawy na zachodzie, oddzielająca Szypską od Małej Fatry, na południu dolina Wagu oddziela Szypską Fatrę od reszty Wielkiej Fatry, na wschodzie dolina Likawki i Sedlo Brestova (702 m.n.p.m) oddziela ją od Gór Choczańskich. Na północy granicę Szypskiej Fatry wyznacza Rów Podchoczański (Podchocanska Brazda).
Dolne części masywu powstały w dolnej i środkowej kredzie i zbudowane są z margli, łupków i wapieni, zaliczanych do płaszczowiny kriżniańskiej. Wyższe części szczytów należących do Szypskiej Fatry zbudowane są z czarnych wapieni i dolomitów triasowych, tzw. płaszczowiny choczańskiej.
Najwyższymi szczytami są Szyp (sk. Šip - 1170 m.n.p.m), Zadni Szyp (sk. Zadny Šip - 1143 m.n.p.m), Kečky (1139 m.n.p.m), Radičina (1127 m.n.p.m), Ostre (1067 m.n.p.m) i Čebrat (1054 m.n.p.m). I to by było w dużym skrócie na tyle.. Nie będę się rozpisywać, tym bardziej, że na to przyjdzie jeszcze czas, zaczynając przygodę z Wielką Fatrą...
A oto Zadni Szyp (sk. Zadny Šip) - mniejszy z braci Szypów...
I jeszcze koniecznie mapka trasy:

Mapka pochodzi z serwisu mapy.hiking.sk
Ruszamy do góry.. Zauważamy od razu, że jest bardzo ciepło...Stacje meteo prognozowały na dziś 31 stopni Celsjusza... Ale cóż.. Zagryzamy zęby i do góry :) Trza korzystać póki nie ma burz ani innego syfu ;)
Stankowiany (sk. Stankovany - 441 m.n.p.m) - to licząca 1200 mieszkańców wieś u podnóża Szypu, położona na prawym brzegu Wagu, choć administracyjnie przynależą do niej przysiółki Rojków (sk. Rojkov) i Straków (sk. Strakov) leżące po przeciwnej stronie rzeki. Historia tej niewielkiej i malowniczej wsi sięga 1425 roku, kiedy to zostaje po raz pierwszy wspominana, jako część majątku Likawskiego. Mieszkańcy trudnili się wypasem owiec, rzemiosłem i rybołówstwem. Co ciekawe, pracowali również w rozwiniętym wtedy flisactwie. Warto bowiem wspomnieć, że w swoim czasie flisacy liptowscy pływali z Liptowskiego Gródka (sk. Liptovsky Hradok) do Komarna, położonego przy ujściu Wagu do Dunaju
Dzisiaj atrakcją wsi jest tzw. Rojkowski Trawertyn, aktualnie pomnik przyrody i Rojkowskie Torfowisko.
Żółty Szlak żółty szlak, którym przez prawie cały dzisiejszy dzień będziemy podążać, za peronem skręca w lewo i przez moment podąża w kierunku masywu Szypów. Kawałek dalej skręca jednak w wąską uliczkę w prawo i lekko zaczyna podchodzić do góry, pośród licznych domostw...
Wspaniałym ułatwieniem jest fakt, że ścieżka jest zacieniona przez wysokie drzewka i krzaki owocowe..
Jest więc trochę cienia, ale i trochę zapachów, bo przypominam, że przecież jest późna wiosna :))
A to jeszcze coś innego :)
Po dziesięciu minutach wychodzimy na skraj pola z ładnym widokiem na Kutnikov Kopec (1064 m.n.p.m)...
Ścieżka dalej lekko nabiera wysokości. Podejście nie jest trudne, ale w tym upale bardzo męczy...
Cieszą łany kwiatów :) Wiosna!
Po kwadransie drogi doganiam chłopaków, którzy mi trochę uciekli ze względu na częste przystawanie i focenie :) Jesteśmy teraz na niewielkim placu z balami drewna, gdzie robimy przymusową przerwę.. Uff, jak gorąco!!
Za nami Kopa (1187 m.n.p.m)...
Robimy dwa duże łyki, ocieramy kropelki potu spływające po czole... I tuż przed jedenastą ruszamy dalej...
Tutaj skręcamy w lewo i przekraczamy potok.. Jesteśmy na wysokości 540 m.n.p.m
Od tej pory ścieżka zacznie stromo piąć się do góry...
Tempo marszu maleje.. Strome podejście męczy i jest dosyć monotonne.. Przez następne dobre kilkadziesiąt minut mozolnie pniemy się do góry... Zatrzymujemy się dopiero na skraju łąk Żaszkowskiej Przełęczy, gdzie widzimy setki chabrów!! Piękny widok..
Wreszcie o 11.40 zaczynamy wychodzić na trawiastą przełęcz...
Za nami rysuje się jeszcze hohoho, wysoki masyw Szypu, sprawiający wrażenie jakby od Stankowian wcale nie zmalał :) 
Panorama przełęczy...
O 11.45 po godzinie drogi ze Stankowian docieramy na Żaszkowską Przełęcz (Žaskovske Sedlo wg mapy 723 m.n.p.m). Na tej rozległej, halnej przełęczy wciętej między masywy Szypa (1170 m.n.p.m) i Hawrania (sk. Havraň - 915 m.n.p.m), krzyżują się:
- żółty Szlak żółty - do Stankowian 0:30, w górę 0:50
- żółty Szlak żółty - na Szyp 1:15, do przystanku ZSR Królewiany-Przystanek (sk. Kralovany-Zastavka) 3:00
- zielony Szlak zielony - do Żaszkowa 0:50, w górę 1:05
- zielony Szlak zielony - na Przełęcz pod Ostrym (sk. Sedlo pod Ostrym) 0:40, w dół 0:30
Z siodła oprócz widoku na Kopę i masyw Szypów widać również łańcuch Małej Fatry...
Kopa i szczyty Małej Fatry Luczańskiej z Minczolem (1364 m.n.p.m) na czele...
Na Żaszkowskiej Przełęczy chcemy chwilę odpocząć.. Wyszukujemy odpowiednie miejsce w cieniu i z ulgą zrzucamy plecaki...
Gdy po niecałych piętnastu minutach stwierdzamy, że odpoczynku wystarczy, podnosimy kupry i ruszamy powoli w kolejny odcinek trasy - na szczyt Szypa..
Po drodze mijamy niewielką, prawie całkowicie zarośniętą polanę.. Prawie, bo mogliśmy z niej zobaczyć dumną piramidę Wielkiego Chocza :)
Podejście dało nam niezłego kopa.. Żar lejący się z nieba i dosyć wysoka wilgotność sprawiały, że szło się niezwykle ciężko.. Każdy zdobyty metr kosztował naprawdę wiele wysiłku.. Wyładowane na 6 dni jedzeniem, sprzętem do "przeżycia" ;) plecaki dawały mocno w kość. Najlepiej podchodziło się Mosiowi - on maszerował całkiem sprawnie, ja wlekłem się z tyłu zerkając czasem na Krystiana, dla którego upał był prawdziwą katorgą, ale sam martwiłem się, że podejście mi coś nie idzie.. Gdzie ta chęć do wbiegania na szczyty, która mi zawsze towarzyszy?? Gdy pokonaliśmy kolejne 200 metrów podejścia stwierdziliśmy, że czas na chwilę przerwy... Spoglądam na zegarek.. Jest 12.40. Sam środek tego potwornego żaru... 
Po paru łykach wody pniemy się dalej.. Czasem profil trasy wyraźnie się zaostrza, czasem łagodnieje, ale i tak męczymy się.. Wyczekująco szukamy przed sobą grzbietu i nawet kilka razy mamy wrażenie, że to ten.. Niestety, mylimy się :) Wreszcie następuje końcowe, strome podejście, gdzie zaciskamy zęby... i wdrapujemy się na grzbiecik, a właściwie na jego wschodnie zakończenie.. Stąd na szczyt kwadrans...
Otwierają się też pierwsze, dalekie widoki- będzie cudnie, czuję to ;)
Wąska ścieżka biegnie, można powiedzieć na krawędzi niezwykle stromo nachylonego zbocza... Trzeba uważnie więc patrzeć pod nogi i czuwać, ale warto popatrzeć na widoki.. Coraz szersze...
Dostrzegam Niżne Tatry na horyzoncie...
Zbliżenie na Dziumbier (sk. Dumbier) - najwyższy szczyt Niżnych...
I w końcu zdyszani i zmęczeni docieramy do rogacza na szczycie Szypa.. Przez pierwsze trzy minuty leżę na trawie i głęboko dycham :))
Dopiero po kilku chwilach jestem w stanie się zachwycić otaczającym mnie widokiem... Jest cudownie, bo Szyp mimo że nie gwarantuje dookolnej panoramy, to dysponuje świetnym widokiem na Chocza, Tatry, Niżne Tatry i Wielką Fatrę.. Super!!
Gdy chłopaki jeszcze siedzą w cieniu i dochodzą do siebie, ja włączam aparat i przymierzam się do kilku szczytowych fotek.
Rozpoczynam panoramkę od wschodu, widoczkiem na Tatry Zachodnie..
Na wschodzie swoje wdzięki prezentuje niezwykle majestatyczny Wielki Chocz (1611 m.n.p.m)...
Przesuwam aparat na południowy-wschód... Widzę teraz ponad grzbietem Kaczek (sk. Kecky - 1139 m.n.p.m) łańcuch Niżnych Tatr...
Południowy-wschód, czyli masyw Ostrego w Szypskiej Fatrze, dalej północne rubieże Wielkiej Fatry, a  tyłu zachodnia część Niżnych Tatr z Latiborską Holą, Wielką Chochulą i Salatynem...
A to już panorama na południe, czyli cała Wielka Fatra, z dwoma jej odnogami - Turczańską po prawej i Liptowską po lewej..

I jeszcze Fatra Luczańska oraz Góry Strażowskie...
A teraz trochę zbliżeń:
Stankowiany z których wyruszaliśmy około 2,5 godzin temu...
A to już Wielka Fatra i zbliżenie na charakterystyczną wielkofatrzańską parę: Czarny Kamień (sk. Cierny Kamen) i Ploskę. Swoją drogą to można powiedzieć, że każda z Fatr ma takich dwóch odmieńców: Wielka ma Ploskę i Czarny Kamień, a Mała ma Stoha i Rozsutca ;)
Zbliżenie na Klaka w Małej Fatrze (1352 m.n.p.m) z którego relację możecie przeczytać również na blogu TUTAJ, a także na Hnilicką Kiczerę (1218 m.n.p.m) i część Martinskich Holi...
Tatry raz jeszcze i Wielki Chocz ;))
Było trochę o widoczkach, to może teraz trochę info.. A o Szypie warto trochę poopowiadać :)
Szyp (sk. Šip - 1170 m.n.p.m) to charakterystyczny, wyniosły, wapienny masyw wznoszący się między doliną Orawy, a masywem Hawrania i Ostrego w Szypskiej Fatrze, będącej oficjalnie jedną z części Wielkiej Fatry. Masyw posiada dwa nazwane wierzchołki - zachodni, niższy Zadni Szyp (sk. Zadny Šip) i wschodni, wyższy Szyp (sk. Šip). Na Zadnim Szypie wznosi się kilkumetrowy, drewniany krzyż. Oba wierzchołki połączone są skalistą grzędą z niewielkimi wyniosłościami i posiadają bardzo strome zbocza, w większości zalesione. Masyw Szypu charakteryzuje krajobraz podobny do Skalnego Miasta. Między Szypem, a Zadnim Szypem zobaczymy duże ilości turniczek, wychodni skalnych czy bram skalnych.
Wapienne podłoże porasta spora liczba cennych okazów flory. Dowodem tego jest objęcie rezerwatem całego masywu, co nastąpiło w 1980 roku. Dodatkowo osiem lat później Szypy objęto otuliną Parku Narodowego Mała Fatra, co akurat dziwi o tyle, że sam masyw należy do Wielkiej, a nie do Małej Fatry.
Na szczycie, wykorzystujemy korzystne warunki do leżingu i długo odpoczywamy...
A oto co ładnego rosło w trawach :)
Mosiu pokazuje Łyśca w Małej Fatrze, gdzie był kiedyś z rodzicami na wycieczce, a ja robię foto raz jeszcze Chocza i Taterek...
Cykam jeszcze rozległą panoramę Wielkiej Fatry i powoli ruszamy dalej.. Jest 13.50...
Ostatnie spojrzenie ze szczytu Szypa na Szypską Fatrę rozciągającą się u naszych stóp i Niżne Tatry :)
Pozostawiamy wygodną ławeczkę szczytową... i schodzimy...
Za Szypem wkraczamy we wspomniany skalny labirynt.. Choć jest on dosyć krótki, to sprawia nam nie lada frajdę ;)
Kilka chwil później, ścieżka przechodzi obok mało wybitnej kulminacji.. Warto jednak na nią wejść, bo to jedyna okazja by przyjrzeć się z grzbietu, tym szanownym panom :)) I który robi większe wrażenie?? Obok obydwu trudno przejść obojętnie...
Pan Stoh po lewej i Pan Rozsutec po prawej oddzieleni Siodłem Międzyłąki (sk. Sedlo Medziholie)...
I widok na północ (jedyny punkt widokowy na tą stronę świata w masywie Szypa) - na pierwszym planie masyw Lysicy (1214 m.n.p.m) i Magury Orawskiej z Mincolem (1396 m.n.p.m).. Za Prislopcem wystaje czubek Pilska...
I z tego samego miejsca widok na wschód.. Byłby to najlepszy punkt widokowy w masywie gdyby nie... brak Tatr na horyzoncie :(
Wschód i południowy-wschód prezentuje się jednak stąd bardzo pierwszorzędnie...
I widok na południe...
Powracam na szlak.. Przez moment przed sobą widzę resztę wierzchołków Krywańskiej Małej Fatry.. Jest więc Mały Krywań (1671 m.n.p.m) - na środku zdjęcia, dalej Wielki (1709 m.n.p.m), Chleb (1646 m.n.p.m) i kawałek Hromowego (1636 m.n.p.m)
A przed nami jeszcze Zadni Szyp...
Schodzimy teraz nieco w dół do niewielkiego siodełka.. Od tego momentu zaczniemy podchodzić na mniejszego z braci Szypów, podziwiając przy okazji skalną bramę, najwspanialszą z całego tego skalnego miasteczka ;)
Oj, lubię takie miejsca ;] Lufa pod nogami jest, widok jest i skała jest :D
Mosiu także lubi takie miejsca :)
Biedaczysko, rośnie na takiej skarpie zawieszonej nad przepaścią :(
I największa atrakcja... Panie i Panowie, fanfary poproszę ;) Oto mission impossible, czyli podwójnie trudne i ekscytujące miejsce...
Już wyjaśniam dlaczego.. O ile komuś bez plecaka, o ile nie jest Pudzianem, uda się łatwo przejść, to polecam przejście z najlepiej 60-litrowym plecakiem :D Gwarantuję emocje niezapomniane! I ostrzegam! Warto się nastawić, że można plecak sobie rozpruć, bo skały są dosyć ostre :>
Drugą, problematyczną rzeczą są małe kamyczki, które sprawiają, że łatwo jest się zsunąć. A nie warto, dlatego, że kamyczki osypują się dalej może nie do przepaści, ale do takiego prawie żlebiku... Zachowajcie, więc ostrożność :)
Brama i skalne miasto Szypów...
I to dosyć wąskie gardło :> Daliśmy radę, ale było ciasno :)
I krawędź owego żlebiku, bardzo stromo opadającego w doliny.. Lepiej zachować ostrożność...
A to Skalna Brama od drugiej strony...
Za skalną bramą jeszcze przez moment mamy po prawej wysokie na kilkanaście metrów turniczki...
Ale wkrótce się one kończą i o 14.15 wychodzimy na Zadniego Szypa (1143 m.n.p.m)... Stąd do przystanku Królewiany Przystanek 1:15, w przeciwną stronę 1:45. Na Szypa 0:30, do Stankowian 1:20.. 
Aby zobaczyć panoramę z Zadniego Szypa trzeba wyjść na skałki pod krzyż, co też uczyniliśmy... Panorama jest podobna do tej, którą możemy zobaczyć z Szypa i nieco bardziej ograniczona... A oto co można zaobserwować..
Lekko zasłonięty Chocz i część Tatr...
Wielka Fatra z wierzchołka Zadniego Szypu...
:>
I ta sama miejscówka tylko z Mosiem ;)
Drewniany krzyż na Zadnim Szypie...
Na szczycie spędzamy około kwadransa.. Kilka minut po 14.30 stwierdzamy, że czas schodzić w dół...
W lesie też było się czym zachwycać ;)
Zanim z grzbietu Szypów zejdziemy, mamy okazję zobaczyć jeszcze jedno widokowe miejsce.. To kolejna wapienna skałka, z której roztacza się malownicza panorama okolicy... Możemy z niej okazję popatrzeć na Luczańską Fatrę...
Lub na Wielką Fatrę.. Tam będziemy śmigać za dwa dni :) Za dwa, bo jutro jeszcze jeden ważny cel przed nami :>
Krywań i Chleb...
Gdy opuszczam turnię i powracam na czekających na mnie chłopaków, zaczyna się zejście.. O ile o podejściu z Żaszkowskiej Przełęczy można powiedzieć, że jest strome, to podejście na Zadniego Szypa od strony osady Podszyp jest nadzwyczaj mordercze.. Od momentu przekroczenia wysokości 800 m.n.p.m, na odcinku ok. 700 m pokonujemy 350 m różnicy wysokości, co oznacza, nachylenie niemal 50 %! Naprawdę to hardkor i cieszę się, że nie mieliśmy okazji przekonać się na własnej skórze, przy panującym dziś upale, jak bardzo daje w kość :D
Możliwością wytchnienia po potwornie męczącym zejściu jest wspomniana polana po dawnej osadzie pasterskiej Podszyp (sk. Podsip - 750 m.n.p.m) z pięknymi szałasami, pozamienianymi na domki letniskowe i z ładnym widokiem na Małą Fatrę...  
A oto i Podszyp z widokiem na Stoha i Wielkiego Rozsutca...
Kontrastowo...
Zmęczeni schodzeniem, siadamy na chwilę przed owymi szałasami.. Jest cudownie, niezwykle cicho i malowniczo...
Zapraszam na Szypa pasjonatów fotografii, bo można znaleźć tu wiele ciekawych motywów... Ja też tu wpadnę kiedyś, może z lepszym sprzętem :), bo ten do końca mnie nie przekonywał...
I całościowa panorama rozciągająca się z tej malowniczej polany :)
 O 15.25 zaczynamy schodzić... Do pociągu mamy godzinkę, dlatego nastawiamy się na spokojne zejście.. Nie schodzimy szlakiem żółtym, poprowadzonym do przystanku kolejowego Królewiany Przystanek (sk. Kralovany-Zastavka), z którego jest się trudno wydostać, a z powrotem do Stankowian. Co prawda, bez znaków, ale ścieżka jest wyraźna i trudno jest się zgubić. Dlatego zachęcam :)
Kopa - bardzo dumnie się prezentuje.. 
I zanim zejdziemy do doliny Wagu, możemy popatrzeć jeszcze na Wielką Łąkę (sk. Velka Luka) w masywie Martińskich Hal (sk. Martinske Hole)
A przed nami wyłania się już panorama Stankowian...
Stroma końcówka upływa nam bardzo przyjemnie.. Gaworzymy o kolejnych dniach a przede wszystkim o przyjemnościach, które czekają nas teraz :) 
Gdy wychodzimy na skraj wsi, wyczuwamy nieznośny upał. Mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się nagle do Dżakarty :/ Gorąco i wilgotno.. Wyraźnie zbiera się na burzę, co potwierdzają chmury..
Panorama Stankowian...
Z wywieszonymi jęzorami, mając przed oczyma bar, który widzieliśmy obok stacji, przyspieszamy, choć właściwie to ciągle człapiemy... Spojrzenie na Szyp tylko nas słabi i zmusza do pytania - To my tam k***a byliśmy?! Tak wysoko?!
Droga po pokrytej piaskiem i żwirem drodze wydłuża nam się.. Przejeżdżający rychlik, jest miłą odmianą przykrej wędrówki wzdłuż torów...
Na stację docieramy 16.15. Wyczerpani. Przede wszystkim upałem, który na szczęście jutro ma zmaleć... Siadamy na dworcowej ławce, zrzucamy plecaki... I przez długi moment nic nie mówimy do siebie.. Po chwili jednak na twarzy Mosia pojawia się banan i moment później czuję radosne klepnięcie... Daliśmy radę, chłopaki! Krystian kwaśno, ale jednak się uśmiecha, ja też powoli powracam do siebie.. To co zrzutka? - proponuje Krystian.. To mnie uspokaja, bo wiem że doszedł już do siebie. Zrzutka, krzyczę radośnie, niepokojąc kasjerkę, w stacyjnej kasie. Przepraszająco podnoszę rękę, kupuję trzy bilety do Rużomberoka, a następnie idę do baru.. Witam się i patrzę, co czapują :) Jest Corgoń i Saris no i oczywiście kofola. Prawdziwa. Oczy mi się świecą, proszę barmankę o 0,3 l kofoli i 2 x 0,3 l Sarisa. Płacę za to 90 centów co mi bardzo odpowiada ;], dokupuję jeszcze po trzy lody i cóż.. Zasłużony odpoczynek ;]
Przed piątą mamy pociąg do Rużomberoka.. To nie koniec planów na dziś.. Przyjeżdżamy do miasta krótko po piątej i zaliczamy wizytę w Hypernovie. Kupujemy świeże pieczywo (rochliky) na kolację, śniadanie i kanapki na jutro, a następnie zachodzimy pod browarniany regał.. Tu zaskoczenie.. Promocja Zlatego Bażanta. 40 centów za puszkę, co jest chyba nagrodą za dzisiejsze męki :D Do tego dochodzi Velkopopovicky Kozel i za 5 euro mamy zapas na dzisiejszy wieczór i jutro.
Problemem było doniesienie naszej kolacji do naszego apartamenciku.. Baliśmy się brać taxę, obawiając się, że kierowca zaśpiewa nam potworną cenę i szczerze mówiąc pieszo drałowaliśmy kawał drogi, bo nasz nocleg był w dzielnicy Hrabovo, pod wyciągiem gondolowym na Malinne. Tam właśnie czekał na nas, nasz hotelik...
Doczłapaliśmy o 19.. Zameldowaliśmy się i wieczór należał już do nas... Wakacje! Jak ja Was kocham! :))
Z POZDROWIENIAMI I DO JUTRA :)

KOMENTARZE

7 comments:

  1. Bardzo fajnie się Ciebie czyta :) Czekam na ciąg dalszy przygód :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo obszerna relacja. Trasa niezwykle widokowa o znacznym przewyższeniu. Lubię fatrzańskie stoki, tego miejsca jeszcze nie penetrowałem, ale wiele z pokazanych szczytów mam na rozkładzie, tylko że było to już ponad trzydzieści lat temu, gdy samemu studiowałem. Piękny to był czas :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mieliście ekstra wakacje - rozumiem, że wystarczyło pojechać na Słowację, żeby była pogoda? :D Bo nad Tatrami w te wakacje chyba jakieś fatum wisi... No i to podróżowanie po Słowacji pociągiem, coś świetnego - też kiedyś tak podróżowałam i strasznie mi za tym tęskno, samochód to nie to samo.
    Pięknie, pięknie, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna świetna fotorelacja! Emocje, informacje praktyczne - super. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wyobrażacie sobie jak tam było ciepło wtedy. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy Bartka czerwonego ze zmęczenia! :D A to już coś, żeby on się zmęczył od chodzenia po górach!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile ojro trzeba wydać na studencki przejazd z Cieszyna na Fatrę? Byłam raz na małej automobilem, teraz myślałam nad pociągiem, ale czuję się jak dziecko we mgle w kwestii podróżowania koleją za granicę xD
    A relacja świetna, teraz moja tęsknota za Fatrą jest jeszcze większa ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że chodzi o dojazd w Wielką Fatrę? Cóż, z tego co pamiętam to przejazd odcinkiem Czeski Cieszyn - Żylina wyniósł nas jakoś koło sześciu euro. Z tym że jechaliśmy przesiadkami, co opisywałem zresztą w tym poście. Kupując przez internet na stronie CD (Kolei Czeskich) z odpowiednim wyprzedzeniem, można trafić w podobnej cenie bilet na pociąg ekspresowy, bezpośredni do Żyliny, który jest znacznie wygodniejszy i szybszy. A z Żyliny do Rużomberka to kolejne mniej więcej 3 euro, tak więc suma summarum trzeba się liczyć z wydatkiem do 10 euro ;)
      Polecam dojazd pociągiem, krajobrazy świetne, nic tylko podziwiać :) I nie ma się czego obawiać, spróbuj, a zapewniam że nie będziesz żałować ;)

      Usuń

Back
to top