Lutowy wschód słońca na Babiej Górze

BABIA GÓRA ZIMĄ
Ponieważ drugą połowę lutego miałem wolną z uwagi na zamkniętą sesję, najpierw bawiłem przez 5 dni w Trójmieście, a po powrocie znad morza, zacząłem się zastanawiać nad wypadem w góry. Pogoda zapowiadała się obiecująco, ogłosiłem więc wśród moich gliwickich znajomych info o wyjeździe, ale niestety nadziewałem się przeważnie na negatywne odpowiedzi. Udało mi się dogadać jedynie ze Świętym, toteż finalnie z nim decyduję się wyskoczyć. Miejsce? Tu chwilę dyskutujemy, zwłaszcza że tak się składa, że jedziemy w weekend, a co za tym idzie - w schroniskach są wyjątkowe tłumy. Na Pilsku - brak wolnych miejsc, na Markowych Szczawinach - brak wolnych miejsc. Ostatecznie decydujemy się olać spanie w schronisku i korzystając że mojego współlokatora z pokoju w Kraku nie było, zahaczamy o stolicę Małopolski.
Z Gliwic wyjeżdżamy późnym popołudniem, z uwagi na pracę Świętego. Mi to w sumie na rękę, bo tego samego dnia zaliczam jeszcze wizytę w sklepie po nowa puchówkę marmota ;P którą mam zamiar przetestować w surowych warunkach, które były zapowiadane :)
Koło 17 ładujemy się na A4 i pędzimy do centrum Krakowa. Wieczór spędzamy łażąc po Krakowie, a przy kawie stwierdzamy że na wiosnę, może na juwenalia, trzeba się będzie ponownie spotkać, tym razem w większym gronie. Gdzieś koło 22 przyjeżdżamy na moje osiedle, gdzie jeszcze do północy szpilamy w fifę 16, a potem robimy krótką drzemkę. Budzik dzwoni po niecałych dwóch godzinach, zagotowujemy herbatę do termosu, ubieramy się i parę minut po drugiej przejeżdżamy pustymi ulicami Krakowa. Na Krowiarkach jesteśmy po czwartej - szybka zmiana butów i w drogę. Idziemy w świetle czołówek, ale jest bardzo jasno - zaledwie parę dni temu była pełnia. Po czterdziestu minutach szybkiego marszu lądujemy na Sokolicy, a po kolejnych dwudziestu na Kępie. Tam jesteśmy świadkami pierwszych oznak nadchodzącego brzasku.
Jestem zachwycony warunkami panującymi na szlaku - idzie się super, jest wysoki mróz, śnieg fajnie chrzęści pod nogami, ale mimo braku raków, nie ślizgamy się. Tatry oświetlone pomarańczową łuną też są niczego sobie :D
Raz jeszcze one, fotografowane z okolicy Gówniaka.
I krajobraz samej Babiej Góry - zimową nocą, to zupełnie odmienne klimaty. Aż się nie chce wierzyć, że w dzień roi się tam od turystów. 
Widok z okolic Małego Garbu Niżniego (1675 m.n.p.m.).
Na szczycie Diablaka (1725 m.n.p.m.) jesteśmy o 7:15 na kwadrans przed wschodem. Akurat aby rozłożyć statyw i napić się gorącej herbaty ;)
Słońce pokazuje się nam punktualnie o 7:30.
W tym momencie bardzo malowniczy pejzaż został uzupełniony jeszcze przez wspinające się po widnokręgu słońce...
I Tatry raz jeszcze w nieco innym kadrze...
Kilkanaście minut po wschodzie Orawa i Podhale zaczynają tonąć w pomarańczowo-złotawej mgiełce...
Jeszcze oczywiście pamiątkowe foty ;P
Święty.
I postanawiamy się powoli ewakuować. Na koniec foto w stronę Małej Babiej, Jałowca, Beskidu Śląskiego i Małego...
Oraz Pilska i Worka Raczańskiego...
I po niecałej godzinie spędzonej na Diablaku, schodzimy w dół.
Lodowa Przełęcz, Kościółki, Mała Babia Góra, a na ostatnim planie masyw Pilska oraz Rysianki i Romanki.
Ośnieżone świerki na Kościółkach.
I widok na drugą stronę ;) Masyw Babiej w całej swojej potędze.
Spokojnie schodzimy na Przełęcz Brona. Przez moment zastanawiamy się czy nie podejść na Małą Babię, ale olewamy, zwłaszcza że czujemy zmęczenie po nieprzespanej nocy.
Atrakcyjny widok z siodła zachęca do zatrzymania na dłużej.
Udekorowane białym puchem świerki rosnące obok też wyglądają niezwykle ładnie i przyciągają wzrok.
Zejście z Brony jest dość strome, dlatego pokonujemy je w większości na czterech literach ;P Dzięki temu w kwadrans lądujemy na Markowych Szczawinach gdzie wchodzimy aby coś zjeść i napić się upragnionej kawy.
Po zjedzeniu naleśników w schronisku i szklance kawy, pomału zbieramy się do wyjścia. Na zewnątrz tymczasem przepiękny zimowy dzień, mocno świecące słońce i bezchmurne niebo. Szkoda wracać, ale niestety trzeba...
Górnym Płajem przemierzamy urokliwe babiogórskie lasy, powracając na Krowiarki.
Ostatnie spojrzenie na masyw Babiej, której ściany dostrzegamy między świerkami...
I o 11 lądujemy z powrotem przy samochodzie - wracamy zadowoleni, ale mocno zmęczeni. W Żywcu zatrzymujemy się jeszcze na pizzę i kawę, a stamtąd już prosto do domu. Wyjazd mogę zaliczyć do udanych - trafił się ładny wschodzik, choć przyznaję, brakło mi trochę chmurek, które mogłyby dodatkowo udekorować kadr, ale przede wszystkim udało się znów trochę psychicznie odsapnąć i morale sobie podregulować ;) Czyli góry znów spełniły swoje zadanie :)

KOMENTARZE

10 comments:

  1. Przyznaj się, kogo "tam na górze" przekupiliście, że Wam taki warun zafundował? ;)
    Boskie warunki, nie mogę się napatrzeć na te foty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co złego, to nie my :D
      Z tą pogodą to był wielki fart, bo to był jedyny weekend do naszej górskiej dyspozycji. Udało się, ale to musiała być rekompensata za dni niepogody w Trójmieście kilka dni wcześniej kiedy non stop niemal padało ;)
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  2. I widzę, że udało Ci się wybrać na wschód na Babią Górę, o czym pisałeś rok temu u mnie pod moim wschodem :) Warunki fajne trafiłeś, Taterki jak zawsze ładne :) No i śnieg, jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak coś postanowię, to nie ma bata, muszę to zrobić :D
      Warun był fajny i dzięki temu właśnie że na szlaku śnieg był ubity, to udało się na szczyt wbić stosunkowo szybko :)

      Usuń
  3. Wschód na Babiej to taki klasyk. Muszę kiedyś się tam wybrać w takich okolicznościach. Piękne widoki. Warunki utrafione. Zazdro! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klasyk, na pewno do powtórzenia ;)
      Jak będziesz kiedyś w tych okolicach, zbocz z Zakopianki i wpadnij na Babią :)

      Usuń
  4. co tu dużo mówić - cudownie! a nie było mega zimno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na yr.no pokazywano że ma być -14, w porywach -18 ;) Czyli dość grubo, choć muszę przyznać że dzięki nowej kurtce, ani przez moment nie poczułem chłodu. Natomiast z tego co mi mówił mój kolega z którym tam byłem, wynikało że jemu Babia trochę dała w kość ;)
      Inna sprawa, że mieliśmy jakiegoś farta wyjątkowego, bo na szczycie mimo sporego mrozu, niemal w ogóle nie wiało, co naprawdę stanowiło dla mnie ogromne zaskoczenie.
      Pozdrowienia :)

      Usuń
  5. Fajny pomysł, wszystko wam zgrało. Widoki piękne, pogoda marzenie. Czego chcieć więcej ?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zwolennikiem improwizacji i szaleńczych pomysłów. Oczywiście zdroworozsądkowych :) Generalnie uważam że góry zawsze potrafią zaskoczyć i zachwycić, toteż często jadę nawet jeśli pogoda nie jest sprzyjająca. Tak było i tym razem, pojechalibyśmy pewnie i przy gorszej aurze. Ale na szczęście wszystko zagrało i mogliśmy cieszyć się wspaniałą pogodą :)
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń

Back
to top