Tatry w zimie cz. III - Kozi Wierch


Ostatni poranek mimo lekkiego niewyspania spowodowanego deczko polowymi warunkami panującymi w schronisku, rozpoczęliśmy jeszcze przed nadejściem wschodu słońca. W świetle czołówki złożyliśmy nasze karimaty i śpiwory, spakowaliśmy, a raczej wrzuciliśmy wszystko chaotycznie do plecaków i byle szybciej opuściliśmy budynek, przeskakując między śpiącymi wszędzie ludźmi. Gdy w kuchni turystycznej robiłem herbatę do termosów, to miałem okazję lać 2 litry wrzątku idealnie nad chrapiącymi metr niżej schroniskowymi gośćmi 😀

Żadnych zasad BHP więc tam nie było przestrzeganych, ale dałem radę i z ciepłą herbatą w obu termosach wyszedłem przed schronisko, by dołączyć do Mosia, który szykował śniadanie. Zjedliśmy tradycyjny zestaw, zupka + kabanosy + baton i gotowi do drogi wyruszyliśmy wraz ze wschodem słońca w kierunku Koziego Wierchu.

źródło: www.mapa-turystyczna.pl

Pierwsze promienie w masywie Wołoszynów...


...i w Buczynowej Dolince.


Schronisko o poranku.


Po wczorajszej odwilży szło się nieprzyjemnie; śnieg był mokry i przez to zapadaliśmy się na każdym kroku. Radował nas jednak fakt, że nadchodził kolejny słoneczny dzień, bo co jak co, ale trafić na takie warunki, utrzymujące się przez trzy dni z rzędu, to rzecz niecodzienna 😊 


Pomimo, że światło wkradało się coraz śmielej w dolinę i dzień zaczynał dawać o sobie znać,  to okolica zachwycała fascynującą ciszą. Subtelny szum wypływającej z Wielkiego Stawu, Roztoki, był jedynym głosem, wyraźnie drzemiących jeszcze gór.


Po przejściu na drugi brzeg Roztoki, zamiast dotrzeć do początku czarnego szlaku, to od razu skóciliśmy po przekątnej naszą drogę, podchodząc stromo do góry.


Szpiglas i Kostury - z lewej Wyżni, z prawej Niżni.


Ostatnio wspominałem, że w kolejnej relacji będzie mowa m.in. o piasku :D No więc już wyjaśniam, co miałem na myśli 😉

W dniu w którym szliśmy na Kozi, nad Tatry przywiało piasek z Sahary, czego skutkiem było wyraźnie zamglone niebo o kolorze przypominającym trochę ecru (tak to się chyba nazywa 😜). Ot i wyjaśnienie zagadki 😊


A nad nami Kozi - wydaje się bardzo blisko, ale podejście na grań - jak się okazało - trochę się dłuży...


Zaletą zimowego wejścia na Kozi jest fakt, że podchodzi się po de facto charakterystycznej grzędzie, co zmniejsza automatycznie narażenie na lawiny (unikamy wklęsłych form terenu), jak również pozwala podziwiać rozległe widoki.

Tu szczyty Miedzianego i Szpiglasa, które towarzyszyły nam cały dzień.  


Widoczek w kierunku Kołowej Czuby.

Śniegu coraz mniej 😉


Szybko zmieniające się za naszymi plecami widoki mogliśmy podziwiać w dowolnej chwili. Kto czarnym szlakiem szedł, wie doskonale, że miejsca jest sporo i możemy zrobić sobie przerwę, kiedy tylko nam się zamarzy.


Wyłaniający się zza Niżniego Kostura i Kotelnicy, Hruby Wierch i Grań Hrubego.


Do wierzchołka jeszcze trochę... Z lewej strony pięknie widoczny za to Szeroki Żleb, którym chętnie zjeżdżają do Piątki narciarze.


I jeszcze jedno spojrzenie na dno Piątki z wysokości mniej więcej 2100-2150 m.n.p.m.

Z tyłu Koprowy Wierch, delikatnie wyłaniająca się piramida Szczyrbskiego Szczytu, Hruby Wierch i Grań Hrubego.


Natomiast zza Miedzianego wystają już całkiem nieźle widoczne: Mięguszowiecki Szczyt Wielki i Cubryna. Ponad przełęczą między Opalonym Wierchem, a Miedzianym widać z kolei Małą Wysoką, Wielicki Szczyt, Litworowy Szczyt czy Gerlach.


Podczas kolejnego odpoczynku zrobionego kilkadziesiąt metrów wyżej, już w pobliżu skrzyżowania czarnego szlaku z Orlą Percią, widok rozszerza się jeszcze bardziej i od tego momentu oko można cieszyć również charakterystyczną trójcą - Niżnimi Rysami, Rysami i Wysoką.


A tak wygląda nasza droga z Piątki aż na grań w pobliżu Koziego Wierchu - jak widać podejście wiedzie charakterystycznym ramieniem.


Zabawnie sprawa wyglądała z osiągnięciem samej grani - wyczekiwaliśmy jej od pewnego momentu, będąc pewnym że jesteśmy już blisko, zakładaliśmy się z Mosiem ile nam mniej więcej zostało, a ona zrobiła psikusa i pokazała się w najmniej spodziewanym momencie 😜

Ale grań to nie szczyt Koziego, aby cieszyć się z jego zdobycia, trzeba pokonać jeszcze mniej więcej 50 metrów różnicy wysokości i jakieś 150-200 metrów odległości.


A widoki onieśmielają...


Z obniżenia, w którym w lecie szlak czarny dociera do Orlej Perci, w łatwej wspinaczce, cały czas pomagając sobie czekanem, zdobyliśmy brakujące metry.


Grań między Kozim Wierchem i Kozim Murem.


Stąd od wierzchołka dzieli nas tylko krótki, eksponowany fragment ponad wejściem do Szerokiego Żlebu - zdecydowanie najtrudniejszy element dzisiejszej wędrówki, ale dla osoby pozbawionej lęku przestrzeni i odpowiednio wyposażonej - jak najbardziej do pokonania.


Wierzchołek Koziego Wierchu.


Szeroki Żleb z góry.


Z największą uwagą, wspomagając się czekanem, przeszedłem eksponowany fragment grani i po krótkim podejściu zameldowałem się na wierzchołku Koziego Wierchu (2291 m.n.p.m.), gdzie czekał już na mnie Moś. Wiał silny wiatr, który przeszkadzał w robieniu zdjęć, stąd mogę pochwalić się jedynie paroma fotkami ze szczytu - mam nadzieję że wybaczycie 😉

Świnica - na której stanęliśmy z Mosiem niecały rok później - i w tle Tatry Zachodnie.


To właśnie one na dużym zbliżeniu. Ponad Walentkową Granią dojrzycie fragment Kop Koprowych, a dalej szczyty Tomanowego Wierchu, Smreczyńskiego Wierchu, Kamienistej, Błyszcza i Bystrej, Starorobociańskiego Wierchu, Raczkowej Czuby, Wołowca, Rohaczy, Banówki, Pachoła, Spalonej i Salatyna.


Pora na dalszą część Tatr Wysokich.

Z lewej strony zdjęcia na ostatnim planie Lodowy Szczyt i Lodowa Kopa, dalej szczyty Małego Lodowego, Pośredniej Grani, Jaworowego Szczytu, Świstowego Szczytu, Sławkowskiego Szczytu, Staroleśnej, Małej Wysokiej, Zadniego Gerlacha i Gerlacha (po drodze między Małą Wysoką, a Zadnim Gerlachem widać jeszcze dwie niewielkie wybitności - to Wielicki Szczyt i Litworowy Szczyt), Niżnich Rysów, Rysów, Wysokiej, Żabiej Turni Mięguszowieckiej, Wołowej Turni, Mięguszów: Czarnego i Wielkiego oraz Cubryny. Bliższy plan to oczywiście Opalony Wierch i Miedziane, a w dole Przedni Staw Polski i Wielki Staw Polski, ponad którymi wznosi się oświetlone wypłaszczenie, zwane Niedźwiedziem, na którym oglądaliśmy poprzedniego dnia zachód słońca.

W rejonie Grani Hrubego również zaszły drobne zmiany, więc opisuję:

Ostatni plan to (od lewej) Koprowy Wierch, Szatan, Szczyrbski Szczyt, wystające nieśmiało Wielkie Solisko, Hruby Wierch, Grań Hrubego i czubek Krywania. Między Kosturami, a Hrubym Wierchem widać grań Pośredniego Wierszyku.

Pierwszy plan to Szpiglasowy, oba Kostury i Kotelnica, poniżej której leży Czarny Staw Polski.


I do kolekcji jeszcze Tatry Bielskie z Muraniem, Nowym Wierchem, Hawraniem, Płaczliwą Skałą i Szalonym Wierchem.


Po krótkiej sesji zdjęciowej nadeszła pora na krótki odpoczynek. Rozgrzewająca, słodka herbata ze świadomością zdobycia Koziego smakowała wybitnie, który na kolejne 11 miesięcy stał się najwyższym szczytem zdobytym zimą.


Zdobycie szczytu świętowaliśmy w zasadzie tylko my - dopiero po kilkunastu minutach na wierzchołek dotarł ziomek, którego poznaliśmy (hmm to poznaliśmy to za duże słowo) w Piątce. Dzięki temu mogliśmy liczyć na foteczkę ze szczytu 😉


Po pamiątkowej fotce z Koziego, ruszyliśmy w drogę powrotną.


Jakby nie było to liznęliśmy też zimowej Orlej Perci 😛


Grań się obniża, a my razem z nią.


Lodowy Szczyt.


Schodzimy rzecz jasna tą samą drogą, mijając coraz większe grupki turystów idących na Kozi. Wniosek ten sam co zwykle - warto wstawać wcześniej ;)

Swoją drogą, podczas zejścia zaliczyłem pierwszy w życiu niezamierzony zjazd - gdy byliśmy już stosunkowo nisko, poślizgnąłem się na mokrym śniegu i momentalnie zacząłem zjeżdżać w dół. Szybki ruch czekanem i po dwóch sekundach podniesionej adrenaliny, zatrzymałem się kilka, może kilkanaście metrów poniżej miejsca, w którym straciłem równowagę. Taka nauka stąd płynie, że nie wolno nigdy się rozluźniać, bo o nieszczęście paradoksalnie najłatwiej gdy jesteśmy już blisko końca...


Grań Kotelnicy i Gładki Wierch z Wielkiego Stawu.


Przeciwna strona.


Po drodze zdecydowaliśmy, że skoczymy przed zejściem do schroniska na jeszcze jedną szarlotkę 😉 A co tam - sukces trzeba czymś przypieczętować 😊😊 Na dodatek za pomoc w rozłożeniu schroniskowych ław, dostałem ową szarlotkę za free 😁

Szarlotką z Mosiem podzieliłem się na pół, do tego wypiliśmy jeszcze zamówioną kawę i łapiąc trochę słońca na tarasie schroniska, przesiedzieliśmy do godziny 12. Potem powoli zaczęliśmy schodzić, wybierając jednak wariant letni.


Na dno Doliny Roztoki dotarliśmy po trzech kwadransach z uwagi na konieczność pokonania męczącego zejścia. Tam zdjęliśmy raki (Moś założył raczki) i opuściliśmy krainę zajętą jeszcze przez zimę. Do Palenicy dotarliśmy około godziny 14, skąd busem musieliśmy powrócić do Zakopanego. Odnaleźliśmy zaparkowany samochód i po wizycie w maku na Ustupie wróciliśmy do Krakowa.

I tak skończył się ubiegłoroczny trekking po zimowych Tatrach - przez trzy dni zdobyliśmy w sumie 5 tatrzańskich dwutysięczników, można więc chyba śmiało powiedzieć że wykorzystaliśmy rewelacyjną pogodę w 100%. Byłem bardzo zadowolony z tamtych osiągnięć i jedynym problemem jaki pozostawało rozgryźć była... spalenizna na twarzy, bowiem jak zawsze zapomnieliśmy czegokolwiek co chroni przed działaniem UV. Wyglądaliśmy więc obaj po powrocie jak Apacze 😛

KOMENTARZE

4 comments:

  1. To ten pustynny piach, co przywiało w zeszłym roku w kwietniu?

    Warun wtedy był super, to i warto było wykorzystać. Fajnie, że Wam się udało.

    "Rozgrzewająca, słodka herbata ze świadomością zdobycia Koziego smakowała wybitnie, który na kolejne 11 miesięcy stał się najwyższym szczytem zdobytym zimą." - Wiosną, o ile nie mylę się co do daty latającego piasku :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalnie wiosną, ale mimo kwietnia (a był to dopiero trzeci) warunki były zimowe, więc przyjęliśmy szczyt za zdobyty zimą. W piątce według danych było wtedy jeszcze niespełna metr śniegu.

      Usuń
  2. Cześć ! Ja tak trochę nie na temat bo o Karkonosze mi się rozchodzi :) . Jeżeli chcę zobaczyć Śnieżne Kotły "z dołu" to muszę iść zielonym szlakiem koło stawów ? Czy jest on trudny ? Bo gdzieś czytałam, że to szlak trudny chociaż nie bardzo wiem co ma to znaczyć.. Raczej chyba chodziło komuś o to, że trzeba patrzeć pod nogi ale to chyba wszędzie w Karkonoszach trzeba zwłaszcza na tej "budowanej" drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Tak, jeśli chcesz zobaczyć Śnieżne Kotły z dołu, to zdecydowanie powinnaś wybrać szlak zielony przez Śnieżne Stawki.
      Nie jest to szlak trudny - wymaga natomiast dobrego obuwia i raczej odradzam pokonywanie go podczas silnych upałów - szlak wije się bowiem w gęstej kosówce, która potrafi skutecznie blokować jakikolwiek przewiew.
      Ale sam szlak jest bardzo atrakcyjny, bardzo Ci go polecam ;) Jeśli chcesz zerknąć na dokładny jego opis - zapraszam Cię tutaj -> http://morgusiowe-wedrowki.blogspot.com/2014/08/z-plecakiem-i-spiworem-w-kraine-ducha.html
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Back
to top