Tatry w zimie cz. I - Czerwone Wierchy

Taki wyjazd chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Znaleźć kilka dni wolnego i uderzyć zimą w Tatry, z nadrzędnym celem zdobycia paru ciekawych szczytów przykrytych śnieżną kołderką.
Aby nasz plan zrealizować wypadało wyczekać na odpowiednią pogodę i warunki pokrywy śnieżnej - w końcu takowe nadeszły, a my, to znaczy ja i Moś, udaliśmy się do Zakopanego na pierwszy, dłuższy trekking zimowy.
Plan był następujący: pierwszy dzień spędzić lajtowo, wybierając na rozgrzewkę Czerwone Wierchy, w kolejnych dwóch natomiast, udać się w Tatry Wysokie, do Doliny Pięciu Stawów Polskich i tam pobuszować po okolicy 😉 Wszystko się udało, a ja dziś, niespełna rok po tym wyjeździe, zapraszam do pierwszej relacji, jak już wspomniałem z Czerwonych Wierchów 😊Przy okazji, tą relacją otwieram nowy cykl na blogu: "Tatry w zimie", w którym będą zawierać się wszystkie zimowe wypady w najwyższe pasmo Karpat.
I dzisiejsza trasa:
Zdjęcie z portalu mapa-turystyczna.pl
Pod Giewontem wylądowaliśmy we wczesnych godzinach porannych. Samochód zostawiliśmy w pobliżu Alei 3 Maja i busem tradycyjnie dostaliśmy się do Kuźnic, z których podążając szlakiem niebieskim skierowaliśmy się w kierunku Kalatówek.
Na Kalatówkach oprócz śpiącego jeszcze wyraźnie, hotelu, spostrzegliśmy grupę saren, które spacerowały sobie w najlepsze wykorzystując brak turystów.
Minęliśmy ponowne połączenie szlaku niebieskiego w pobliżu Wywierzyska Bystrej i lasem, z wolna podchodząc, dotarliśmy na skraj Hali Kondratowej. Dokładniejszy opis tego miejsca znajdziecie przy okazji letniej wędrówki na Giewont -> link.
Na Hali Kondratowej tradycyjnie przystanęliśmy na krótką przerwę, tak by spokojnie założyć raki i przygotować się do dalszej wędrówki.
Po kwadransie spędzonym koło schroniska, poświęconym na przygotowaniu do wspinaczki na Przełęcz pod Kopą Kondracką oraz na ocenie warunków meteorologicznych, ruszyliśmy śladem szlaku zielonego.
Suchy Wierch Kondracki (1890 m.n.p.m.) z lewej, Przełęcz pod Kopą Kondracką (1863 m.n.p.m.) i tzw. grzęda Kopy Kondrackiej, widziane z Hali Kondratowej.
I tu dla lepszego wglądu 😉
Suchy Wierch Kondracki.
Grzęda Kopy Kondrackiej.
A za nami Kopy Kalackie...
...No i Giewont 😉
Tam też pomaszerujemy w jednej z kolejnych relacji.
Z punktu widzenia aspektu zimowego, podejście na Przełęcz pod Kopą Kondracką uważam za jeden z najlepszych odcinków służących do nabierania doświadczenia zimowego. Ostatnio pokonywałem je zimą trzeci raz, upewniając się, że jest jednym z łatwiejszych sposobów dotarcia na grań główną, obok szlaku zielonego na Kasprowy przez Myślenickie Turnie oraz dłuższego wariantu dotarcia na ten sam szczyt, czyli przez Boczań, Halę Gąsienicową i Kocioł Gąsienicowy.
Kadr z podejścia na przełęcz.
Jak już mówiłem, łagodnie opadający żleb, pozwala na przyjemną wspinaczkę, w sam raz by się wprawić przed bardziej wymagającymi, zimowymi wyrypami.
Wejście do Długiego Żlebu - widok z okolic Przełęczy pod Kopą Kondracką.
Przełęcz pod Kopą Kondracką powitała nas przeświecającym przez chmury słońcem i malowniczymi panoramami Tomanowego Wierchu Polskiego, Smreczyńskiego Wierchu, Kamienistej (one za mną na zdjęciu poniżej), a także Bystrej.
...Która wraz z Błyszczem załapała się za to na tym zdjęciu. Widać ją mniej więcej po środku.
Szeroka przełęcz jest dobrym miejscem na odpoczynek, dlatego zdecydowaliśmy się chwilę na niej odetchnąć.
Poniżej Kopy Koprowskie i wystający nad nimi Krywań.
Po niedługiej przerwie, ruszyliśmy grzbietem w kierunku Kopy Kondrackiej. Miejscami śnieg był wywiany, gdzie indziej odsłaniały się już fragmenty traw, słowem czuć było że zbliża się kres zimy.
Granaty, Kozi Wierch i Świnica na ostatnim planie.
Po kwadransie podejścia, wraz z Mosiem mogliśmy świętować zdobycie pierwszego dwutysięcznika podczas tego wyjazdu.
Swoją drogą - Kopę Kondracką mogę śmiało polecić jako jeden z wyższych szczytów do zdobycia komuś, kto miał już okazję zdobyć zimą np. Grzesia, Rakonia, wejść Kulawcem na Trzydniowiański Wierch czy dotrzeć do Piątki. Dla takiej osoby Kopa Kondracka może być kolejnym stopniem na drabinie zimowych zdobyczy.
Zimowo na Kopie 😊
I do kompletu Mosiu.
Pamiętacie jak Giewont prezentował się jeszcze 30 minut wcześniej? Jeśli nie, możecie wyscrollować sobie zdjęcie które pokazywałem przy okazji wspinaczki Długim Żlebem.
Gdy przebywaliśmy na Kopie sytuacja nieco się zmieniła i Giewont zanurzył się w chmurach :) Wystawał jedynie fragment głównego wierzchołka 😉
Ale nie Giewont lecz widok na Tatry Wysokie jest największym atutem Kopy - sami tylko popatrzcie :)
Na pierwszym planie Suche Czuby Kondrackie i Goryczkowa Czuba, dalej Kasprowy Wierch, Beskid, Liliowe i leżące już w Tatrach Wysokich: Skrajna i Pośrednia Turnia, Świnica, Niebieska Turnia, Zawratowa Turnia, Kozi Wierch, Czarne Ściany, Granaty. Nad Beskidem i Liliowem widać jeszcze Kościelce.
Świnica i grań Orlej Perci jeszcze raz w B&W.
Fragment Kop Koprowych i wznoszące się nad nimi: Grań Hrubego, Ostra, Krótka i Krywań.
Tzw. Grzęda opadająca do Przełęczy Kondrackiej i wystający z chmur Giewont.
W chwili gdy ja jeszcze robiłem zdjęcia i podziwiałem krajobrazy, Mosiu oddalił się w kierunku Małołączniaka. Postanowiłem więc zaczekać, aż zbliży się do wspaniałych nawisów, które utworzyły się w okolicach Małołąckiej Przełęczy.
Gdy zrobiłem fotkę, zadowolony sam ruszyłem w dół.
Małołączniak (2096 m.n.p.m.) z Małołąckiej Przełęczy (1924 m.n.p.m.)
Podczas podejścia na Małołączniaka, zaczęło mocniej wiać i chmury, dotychczas szturmujące Giewont, przybliżyły się do naszej grani, tworząc atrakcyjny, szybko zmieniający się krajobraz.
Dalsza część grani głównej Tatr widziana spod Małołączniaka.
Po chwili także i my znaleźliśmy się we mgle. Do tego silny wiatr utrudnił nam wyraźnie dalszą drogę.
W silnym wietrze i mgle, osiągnęliśmy jednak opustoszały wierzchołek Małołączniaka (Malolucniak - 2096 m.n.p.m.), mojego ulubionego szczytu z grupy Czerwonych Wierchów. Spędziliśmy tam może 10 minut we mgle, po czy nagle wszystko zaczęło ustępować i zrobiła się petarda...!
Mosiu machający do obiektywu i Krzesanica na moment przed odkryciem.
Jest i słynna panorama Tatr z Małołączniaka.
Krzesanica.
Z Małołączniaka zeszliśmy pokrótce do Litworowej Przełęczy, by rozpocząć podejście na najwyższą w całej grupie Czerwonych Wierchów, Krzesanicę. Moś tradycyjnie już stał się elementem zdjęć, wzbogacając je o "efekt samotnego turysty" 😉
Dolina Cicha, Kopy Koprowskie i Tatry Wysokie na ostatnim planie.
Ze względu na szybko zmieniające się warunki i brak innych ludzi, spacer teoretycznie bardzo dobrze znanym grzbietem Czerwonych Wierchów stawał się zupełnie nowym doświadczeniem. Czułem się momentami jakbym zmienił strefę klimatyczną i przemieszczał się gdzieś za kołem podbiegunowym, a moim towarzyszem był Marek Kamiński.
"Narodziny"...
A to już szczyt Krzesanicy i kolejna porcja wrażeń. Tu dłużej odpoczywaliśmy i cieszyliśmy się znakomitą pogodą. 
Fragment Tatr Zachodnich.
Za Krzesanicą znajduje się teoretycznie najtrudniejsza część naszej dzisiejszej eskapady czyli zejście do Mułowej Przełęczy. Dlaczego mówię najtrudniejsza? Otóż, jeśli byliście latem na Czerwonych Wierchach, to wiecie że tamten rejon charakteryzuje się pionowo podciętymi zboczami Krzesanicy i Ciemniaka opadającymi do Doliny Mułowej. O ile w lecie nikt nie podejdzie za blisko przepaści i nie osunie się w dół, to wszystko będzie okej. W zimie jednak sytuacja ma się trochę inaczej, bo w tym samym miejscu lubią tworzyć się groźne nawisy śnieżne, które trzeba zręcznie ominąć.
Okolice Mułowej Przełęczy. Był niezły klimacik 😉
A to już po drugiej stronie - widok ze zboczy Ciemniaka na Krzesanicę.
Ponieważ z Mułowej Przełęczy na wierzchołek Ciemniaka pozostaje już tylko niewielki i łatwy odcinek, to po chwili wylądowaliśmy na szczycie ostatniego z Czerwonych Wierchów. W ten o to sposób udało się nam je zaliczyć 😊
Warunki tego dnia dopisywały wyjątkowo - dzięki temu wyprawa w rejon Czerwonych Wierchów, przyniosła zupełnie nowe kadry. Działo się dużo - począwszy od błądzenia we mgle, po spacer ponad chmurami z kapitalnymi widokami 😊 
Wierzchołki Tatr Zachodnich wystające z morza chmur i... kupla czyli godło górnicze ułożone z czekanów 😀 W końcu "my som Ślonzoki".
Ponieważ chmury zaczęły ponownie się podnosić, to zdecydowaliśmy się na ewakuację ze szczytu. Do Doliny Kościeliskiej schodziliśmy oczywiście czerwonym szlakiem.
W okolicach Chudej Turni wraz z Mosiem przez dłuższą chwilę dyskutowaliśmy o dalszej drodze bo ślady się rozdzielały, a gęsta mgła uniemożliwiała dokładne usytuowanie się. Decyzja żeby pójść jednak grzbietem Upłaziańskiej Kopy okazała się dobra, zresztą jak sobie potem uświadomiłem, w tamtym rejonie wersja zimowa szlaku czerwonego przebiega nieco inaczej.
Raki zdjęliśmy koło Pieca - mżawka i gęsta mgła sprawiły jednak, że z niechęcią wracam do tamtych chwil, kiedy babraliśmy się w błocie pośniegowym. A w lecie, półtora roku wcześniej, widoki stamtąd prezentowały się wspaniale 😉
Końcówka zejścia do Doliny Kościeliskiej była więc mało przyjemna - można rzec nawet ponura. Nie chciało się wierzyć oglądając się wokół siebie, że kilkaset metrów wyżej świeciło słońce.
Cała wycieczka - z Kuźnic do Kir - zajęła nam nieco ponad 8 godzin. Łącznie z przerwami. Co ciekawe, tuż przed zachodem słońcem, czyli koło godziny 18:30, rozpogodziło się całkowicie, dając nam nadzieję na kolejny udany dzień, który jak się okazało, przyniósł zakończone sukcesem, wejście na Zawrat. Ale o nim już w następnej relacji.
Trzymajcie się i do zobaczenia! 😊

KOMENTARZE

9 comments:

  1. Relacja idealna na moje kwietniowe plany. Mam nadzieję, że za miesiąc śniegu będzie jeszcze mniej i łatwo będzie się wspinać w tym rejonie.

    Czekam na kolejne relacje z Tatr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym śniegiem to zobaczymy, bo wiadomo, kwiecień-plecień... :D
      Ale powodzenia w realizacji planów :)

      Usuń
  2. Super relacja :) A ta ostatnia i przedostatnia fota - poraża swoim pięknem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna wycieczka. Ten Giewont wystający z chmur rewelka. Chyba najlepsze kadry z wycieczki to właśnie z nim, bo takie inne niż to, co zazwyczaj widać na tym szlaku. To czekam na relację z pierwszego zimowego wejście w Tatrach Wysokich. ciekawe jak Was Zawrat przywitał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Giewont trochę nas zdziwił, strasznie szybko zniknął za chmurami :D Warun był spoko, cieszę się że aż tyle się działo :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i super! Widoczność widzę że była różna jak to zimą. Fajne zdjęcia. Dla mnie góry zimą to tylko do schronisk, albo Kasprowy dla kondycji;-)

      Usuń
    2. Z widocznością było różnie, ale taka szybko zmieniająca się aura dla mnie na plus - Czerwonych Wierchów od tej strony nie widziałem.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń

Back
to top