CZ. II (USZCZAWNE - HALA JODŁOWCOWA - HALA GÓROWA - SKAŁKA - HALA MIZIOWA - KOPIEC - GÓRA PIĘCIU KOPCÓW - KOPIEC - SCHRONISKO PTTK NA HALI MIZIOWEJ)
Po przejściu większej części trasy (o której przeczytacie tu: Styczniowe Pilsko, czyli historia poszukiwania prawdziwej zimy cz. I...) zaczęliśmy szukać odpowiedniego miejsca na odpoczynek... Znaleźliśmy takie za Uszczawnem i chwilę później w promieniach zimowego, ale ciepłego słońca, siedzieliśmy już na ławkach... Przed nami wspaniale widać było Pilsko, którego charakterystyczna bryła, udekorowana śniegiem wzbudzała w nas niemy zachwyt.. Ciepła herbatka, bułeczka z porządną kiełbachą w ręku.. i więcej nam nie trzeba... Wkrótce mniej więcej w połowie posiłku spotykamy pierwszych ludzi tego dnia - konkretnie dwójkę około 30-letnich mężczyzn.. Witamy się, wymieniamy kilka słów i pytamy jak pogoda na szczycie... Dowiadujemy się, że: "Taterki widać elegancko", co nas uspokaja nieco i cieszy, że nie ma znów przeklętej mgły...
Zbliżenie na szczyt Pilska...
Miejsce w którym odpoczywaliśmy, położone było za Uszczawnem, w punkcie gdzie kończy się czarny szlak, a zaczyna się dla nas zielony szlak z Sopotni Wielkiej... Choć jest krótszy od wariantu z Korbielowa, którym idziemy, to jest mało ciekawy - poprowadzony został głębokim lasem...
Hala Rysianka ciągle w chmurach...
Ciepło i przyjemnie ;)
Uszczawne za nami...
Niedźwiedź to na szczęście nie był :)
Na Miziową zostaje nam około godzina... W drogę!
Babia już w pełnej krasie z Małą Babią (1517 m.n.p.m)...
A Jałowiec i cała sąsiednia reszta są za niskie aby doglądać błękitnego nieba :D
Pilsko na wyciągnięcie ręki - widok ze skraju Hali Jodłowcowej...
Hala Jodłowcowa...
Buczynka (1205 m.n.p.m)...
Taki chudy to nie jestem :)
Zielony szlak na Halę Miziową...
Prawie że Lodowi Wojownicy :D Dziś zimowe Pilsko, za rok Tatry, a za kilka lat... kto wie?? Kiedyś chciałbym wybrać się w Kaukaz... Elbrus mi się marzy, może za 15 lat spróbuję... Zobaczymy...
W pobliżu Hali Górowej działa baza namiotowa...
A to jeszcze skrawek Hali Górowej...
Wkraczamy do lasu, co oznacza, że za chwilę powinna już być Miziowa... Na wypiętrzeniu Skałki przystajemy jeszcze i zakładamy kurtki.. Teraz zaczyna wiać...
Palenica (1343 m.n.p.m)...
Śnieg :)
Późno bo dopiero za kwadrans druga, wkraczamy na ścisłe terytorium Pilska... Spada też od razu temperatura - daje o sobie znać specyficzny mikroklimat tej góry... Już wkrótce jest tylko jeden stopień powyżej zera i wieje wiatr - ten słynny wiatr, który każdemu, kto chce zdobyć Pilsko daje mocno w kość...
Pilsko już niedaleko...
Królowa wynurzająca się z morza mgieł...
I nasze dzisiejsze schronienie - Schronisko PTTK na Hali Miziowej...
Zachwyceni pięknem, które zobaczyliśmy na Miziowej rozglądamy się to prawo, to w lewo... Każdy z nas robi foty, aby utrwalić sobie to co widzimy.. Uświadamiamy sobie, że teraz zaczyna się najcudowniejsze...
Żadne wyciągi na Pilsku nie działają i zresztą bardzo dobrze, bo dzięki temu nie musieliśmy uważać na narciarzy, ale informacje w necie są błędne - podczas sprawdzania warunków pogodowych przeczytałem, że na hali 5-10 cm twardego, ubitego śniegu, czasem płaty, natomiast na Pilsku miało być 10-15 cm śniegu. O ile to pierwsze się nie zgadza, tylko częściowo (była stała pokrywa), to informacje o warunkach panujących na kopule szczytowej były wyjęte znikąd, bo na szczycie jak nic ilość śniegu dochodziła do 20-25 cm i co ważne kopnego i świeżego śniegu!
Chcieliśmy prawdziwej zimy to ją mamy :)
Dla tego widoku warto było tu spać ;)
Zaczynamy atak szczytowy!
Powoli staramy się zdobywać wysokość... Ale jest to bardzo trudne i męczące, zapadamy się, a przy bardziej stromych momentach ześlizgujemy.. Co chwilę też się zatrzymujemy, ale jak tu się przy takich widokach nie zatrzymać!
Jeśli zastanawiacie się dlaczego mieliśmy plecaki, a nie zostawiliśmy ich w schronisku to odpowiedź moja jest prosta - pierwotnie myśleliśmy, że uda nam się dojść na Rysiankę i tam spać.. Ale przez te powyrywane drzewa straciliśmy dużo siły i czasu, podejście końcowe również trwało dłużej niż się spodziewałem...
Wkrótce jak twierdzą chłopaki, zacząłem się od nich powoli oddalać... Blisko Kopca (1400 m.n.p.m) zatrzymałem się i padłem ze zmęczenia na kolana.. Tym razem to ja miałem najcięższy plecak, którego waga była dodatkowo potęgowana, jako że szliśmy pod wiatr... Była to dopiero połowa podejścia, ale zagryźliśmy wargi i dzielnie parliśmy dalej do przodu.. Foto udostępnił Mosiu, ta człeczyna z przodu to właśnie ja :)
Czekając na chłopaków pod Kopcem...
Górna stacja wyciągu na Kopcu...
Chowam aparat i wyjmuję komórkę... Najwyższy czas wypróbować opcję panorama :)
Ruszamy dalej... Wieje, temperatura spada, bo słońce już zachodzi... Nie wytrzymuję silnego wiatru i zakładam kaptur na głowę i okulary, bo pod wpływem wiatru śnieg dostawał mi się do oczu.. Jest hardcorowo :D
Coraz szersze te panoramy...
Mijają nas zjeżdżający na nartach GOPR-owcy... Szczęśliwcy, w sekundę są na dole :) My będziemy szukać innego sposobu...
Pod szczytem Pilska (fot. Mosiu)
I gdy byłem już na wysokości 1500 m.n.p.m i w oddali widziałem Górę Pięciu Kopców stała się rzecz niewiarygodna, niesłychana... Od strony Orawy przypłynęły gęste chmury, które w oka mgnieniu zabrały nam całe widoki... Jako, że byłem na szczycie przed chłopakami miałem najwięcej szczęścia - zobaczyłem kawałek Tatr - Bielskie i gniazdo Łomnicy... Ale nie zdołałem zrobić zdjęcia, bo zdjęcie rękawic i wyjęcie aparatu z pokrowca zajęło zbyt dużo czasu...
Nieszczęsna chmura widoczna na poniższym zdjęciu...
Gdy wyjąłem aparat zdołałem tylko po raz ostatni cyknąć Babią...
I Beskid Żywiecki...
One przez moment były jeszcze widoczne...
Ale po chwili było już tak... Zabrakło nam dosłownie 10 min żeby móc podziwiać Tatry od jednego końca do drugiego... Cóż za arogancja ze strony tego Pilska... Kolejny raz pokazało mi w kluczowym momencie środkowy paluch :D Chociaż akurat ten raz był niesamowity i warto było przeżyć takie rozczarowanie... Uwierzcie mi jeszcze nigdy nie czułem takiej satysfakcji (naprawdę, chyba nawet podczas żadnej tatrzańskiej wędrówki!) i moi współtowarzysze również, ze zdobytego szczytu... Choć pod koniec byliśmy blisko rezygnacji, dzielnie dążyliśmy do celu... I daliśmy radę i to nam cieszyło mordy tak, że nie dało się tego opisać... Gdy dopiero teraz o tym myślę, to uświadamiam sobie ile nas ta wędrówka (a to dopiero pierwszy dzień) nauczyła - przede wszystkim wytrwałości i cierpliwości... Pilsko odkrywało przede mną powoli swe karty... Teraz to już był strit, następnym razem może będzie już poker ;)
Odpoczynek w jamie śnieżnej ;)
Na szczycie przy -5 stopniach Celsjusza, było przeraźliwie zimno, a wszystko przez huczący wiatr... Zdołaliśmy wytrzymać 25 min, mając nadzieję, że się przejaśni i choć Mosiu z Krystianem proponowali wejście na słowacką stronę to zaprotestowałem... Przed oczyma stanęły mi przestrogi przed mglistym Pilskiem i odbierającym wszelkie siły wiatrem... A ponad te chmury i tak byśmy nie wyszli...
Brakowało nam około 50 metrów w pionie, aby być ponad chmurami...
Gdy słyszę, że niektórym zaczynają cierpnąć palce u nóg, bezzwłocznie krzyczę "Schodzimy!" i gdy jesteśmy z powrotem 100 metrów poniżej szczytu, wychodzimy z chmur... Na dół ruszamy na tyłkach, mając świadomość, że jest tak ślisko, że i tak długo na nogach byśmy się nie utrzymali...
Cieszący się stale Mosiu, zamykał nasz pochód...
15:50 - docieramy do z powrotem do Hali Miziowej...
Na dobranoc jeszcze Mała Babia i Babia ;)
I w ten sposób kończymy ten piękny dzień... Nie zobaczyliśmy takich Tatr jakich chcieliśmy, ale przeżyliśmy fantastyczny dzień i te wrażenia... Pozostaną długo w pamięci... Wieczorem pierożki w schronisku, a później imprezka w pokoju na zakończenie pierwszego semestru i na około 100 dni przed maturą :)) Powiem tylko, że byliśmy jedynymi gośćmi schroniska, a w ciągu całego dnia spotkaliśmy 4 osoby!
I gdy tak w pokoju sobie gadamy, Oski zadaje mi pytanie, jakie są najdziksze góry w Europie... Odpowiadam mu bez wahania, że Gorgany i jedyny sensowny sposób na nie to wędrówka przez tydzień z plecakiem i namiotem po 30 kilometrów na dzień... Aby potwierdzić swoje słowa, pokazuje chłopakom foty w internecie.. Opowiadam o przedzieraniu przez kosodrzewinę, podziwianiu widoków bez żadnej cywilizacji jak okiem sięgnąć i o wschodach słońca na szczytach ukraińskich wierchów... I w ten sposób mamy już plan na wrzesień przyszłego roku... Kto wie, może i to marzenie się spełni ;)
DO ZOBACZENIA :)
DO ZOBACZENIA :)
No i jest druga część :) Kapryśne to Pilsko, tyle się nasłuchałam o tych wiatrach, a kiedy byliśmy latem to nic nie wiało :) i Babia jak pięknie wygląda ponad chmurami!
OdpowiedzUsuńWidzę tutaj ambitne plany górskie na przyszłość - życzę, żeby się spełniły :)
Celina (wpogonizapieczatka.pl)
Zdjęcia wyszły pięknie! Podziwiam Was za pogodę ducha :) Szkoda, że nie mogliście podziwiać do końca takich widoków, jakie pragnęliście zobaczyć ze szczytu, aaale... Ważne, że i tak jesteście zadowoleni z wycieczki :) Co do Waszych ukraińskich wierchów... Zabierzcie nas ze sobą!!! :):) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidoki na Babią i tak mieliście rewelacyjne, zazdroszczę ich :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że szkoda tej brakującej chwili na szczycie Pilska, ale tak to już bywa.