Relację z poprzedniego dnia tego wypadu znajdziecie tutaj.
***
Poranek zaczął się bardzo miło. Wstałem wyspany zgodnie z planem o 7:30, wskoczyłem pod prysznic i przed wyjściem na śniadanie zdążyłem się jeszcze spakować i przygotować do drogi. Na śniadanko zszedłem koło ósmej i tu, zdążyłem pozytywnie dać się zaskoczyć po raz kolejny podczas swojego pobytu - mimo pandemicznych obostrzeń, w hotelu, w którym przebywałem śniadanie było naprawdę obfite i smaczne, dobierać można było do woli, choć oczywiście z uwagi na restrykcje, nie samemu a z pomocą hotelowej obsługi.
Zadowolony za piętnaście dziewiąta zmyłem się na autobus czując nadzwyczajną energię do działania i nieodpartą chęć wejścia na szlak. Poranek był bardzo rześki, w powietrzu czuć było wilgoć od porannych mgieł i rosy, ale poranne słońce wydobywało wybornie kolory Wałbrzycha.
Było naprawdę miło, niemniej zdawało mi się, że jestem jedną z niewielu osób, które obserwują ten poranek z bliska - miasto ewidentnie jeszcze spało lub w salonach swoich domów zasiadało do niedzielnego śniadania.
Wierzchołek mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Choć wiedziałem oczywiście o wieży i roztaczających się z niej widokach, to jakoś umykała mojej uwadze do tej pory obecność tak rozległej i przyjemnej hali, wręcz niespotykanej w tych okolicach.
0 comments:
Prześlij komentarz