Pierwszą część serii "klasyki Niżnych Tatr na luzie", w której wędrowałem z Dziemanowskiej Przełęczy przez Deresze na Chopok, znajdziesz tutaj: LINK
Nocleg pod Chopokiem wspominam bardzo dobrze. W chacie byłem jednym z zaledwie kilku gości, więc atmosfera należała do najspokojniejszych z jakimi miałem do czynienia. Na spokojnie można było wziąć prysznic, a w jadalni usiąść z przyniesioną książką.
W głębi duszy odczuwałem zadowolenie, choć taki stan rzeczy wzbudził me zdziwienie. Owszem, może i był listopad, ale w końcu piękny słoneczny weekend, w dodatku wolne po polskiej stronie, a miejsce, jakby nie patrzeć, jednak dość popularne.
O zmierzchu wstałem aby raz jeszcze podejść na czubek Chopoka i spojrzeć na słońce, które miało do mnie się uśmiechnąć tym razem po wschodniej stronu nieboskłonu. W przeciwieństwie do zachodu, w trakcie którego towarzyszyła mi jedna z dziewczyn również zostających na noc w schronisku, o poranku cały szczyt miałem wyłącznie dla siebie.
Czekając na pierwsze promienie słońca...
Tatry o świcie
Sam wschód ogólnie oceniam jako ciekawszy niż zachód, bo i panorama na wschód moim zdaniem zwyczajnie ładniejsza. Potencjał na niezłe zdjęcia też większy, bo, jak już wspominałem w poprzedniej relacji, nie trzeba "walczyć" ze stacją kolejki gondolowej, która wraz ze śladem nartostrad burzy w rejonie Chopoka harmonię niżnotatrzańskiego krajobrazu.
Wschodzące w sąsiedztwie Dziumbiera słońce robi dobrą robotę. Trawiaste zbocza w zestawieniu z kontrastującymi rumowiskami skalnymi tworzą pejzaż godny uwagi
Można też zasłonić budynek stacji kolejki i wtedy widok na zachód jest całkiem całkiem 😉
Deresze z lewej strony, w centrum zdjęcia Kotliska, a po prawej Chabenec
Wracamy podziwiać Dziumbier...
Ten sam kierunek w formie panoramy
Tatry Zachodnie - od lewej: Salatyny, Pachoł, Banówka z Przysłopem, dalej leżące po środku Hruba Kopa i Trzy Kopy, a nieco bardziej na prawo Rohacz Płaczliwy i Baraniec w parze ze Szczerbawym
Sina a za nią kopulasty Chocz i niższe szczyty Gór Choczańskich. Z morza chmur wystają także szczyty Krywańskiej Fatry (w lewej części zdjęcia), fragment Orawskiej Magury (nieco bardziej na prawo od Wielkiego Chocza) i masyw Pilska (ostatni plan z prawej strony zdjęcia).
No to na koniec widok na południe, na Rudawy Słowackie i schowaną pod pierzyną chmur dolinę Hronu.
Kamienna Chata pod Chopokiem i jej najbliższa okolica
Po śniadaniu, kiedy słońce wspięło się już wysoko, zdecydowałem się pozostawić jeszcze na chwilę bambetle w chacie i ponownie podejść na wierzchołek Dereszy aby spojrzeć na panoramę, którą wczoraj w odmiennym świetle podziwiałem z ogromną przyjemnością. Czasem się nie przejmowałem, bowiem mimo krótkiego dnia, nie spieszyłem się nigdzie i mogłem sobie pozwolić na chodzenie bez celu i planu 😉 Co rzadko się zdarza w trakcie moich górskich wypadów 😁
W powtórnej drodze na Deresze
Decyzja rzeczywiście okazała się być słuszna, bo w porannym świetle słabo widoczna z Chopoka grań Boru w istocie pięknie połyskiwała. Również i Skałka, fotografowana przeze mnie wielokrotnie poprzedniego dnia, pozwalała z uwagi na położenie słońca na dokładną analizę swojej zawiłej rzeźby polodowcowej.
Widok na zachód z Dereszy jest bez wątpienia jednym z najlepszych widoków jakie podziwiałem w trakcie całej tej wędrówki i w ogóle jednym z najlepszych w całych Niżnych Tatrach
Efekt wow to zasługa w dużym stopniu Skałki, która od wschodu prezentuje się bombastycznie. Przyznajcie sami!
Porozglądawszy się dokładnie na wszystkie strony świata zawróciłem do schroniska po plecak, na koniec z nieukrywanym żalem żegnając się z załogą. To był mój pierwszy raz w tym miejscu, ale na pewno nie ostatni, w Chacie na Chopoku dobrze zapamiętam w zasadzie wszystko. Jasne, znajdą się na pewno tacy, którzy jej nowoczesnego charakteru (i cen) nie zaakceptują, niemniej na obronę można dodać, że jest to raczej solidny obiekt na miarę wielu schronisk alpejskich, przy okazji bez nuty pewnego nadęcia lub kiczu, znanych z niektórych modernizowanych schronisk 😀
No dobra, koniec filozofowania, ruszamy dalej na szlak!
Na szczycie Dereszy
Gdzie? Ponieważ czekał na mnie Dziumbier, to opuściwszy schronisko skierowałem się graniową magistralą na wschód, trawersując kopułę szczytową Chopoka. Szlak dość szybko wytracał wysokość, skłaniając mnie do refleksji nad charakterem centralnej części Niżnych Tatr - nie da się ukryć, że w porównaniu do innych fragmentów tych gór, jest ona wyrazista - na dosyć krótkim odcinku mamy tu trzy konkretne szczyty (choć bardziej pasuje określenie masywy), zatem Skałkę na zachodzie, parę Deresze i Chopok w centrum i Dziumbier ze Szczawnicą na wschodzie, z których każdy względem sąsiada jest wybitny na minimum 200 metrów. Dla porównania w przypadku zachodniej części Tatr Dziumbierskich mamy dość równą grań od Praszywej na zachodzie aż po Chabenec na wschodzie, w których brak jest tak wyraźnych kulminacji. Z kolei w części kralowoholskiej, wybitnych szczytów nie brakuje, ale przez swoje oddalenie, tworzą raczej coś w rodzaju oddzielnych wysp, a nie jednolitą grań.
Kierunek Dziumbier!
I tak sobie nad okolicą rozkminiając, podążałem kamiennym, niestety mało wygodnym chodnikiem, mając przed sobą wpierw dwa, a potem już tylko jeden, garb Końskich (Konské; 1883 m n.p.m.).
Szybkie spojrzenie na dzisiejszą drogę
Pokryty gołoborzem szczyt na pierwszym planie to Koński Groń (Konský grúň; 1771 m n.p.m.). Za nim widać już wapienne skałki w masywie Krakowej Hali (Krakova hol'a; 1752 m n.p.m.), a jeszcze dalej także Puste (Pusté; 1500 m n.p.m.) i szpiczastą Południcę (Poludnica; 1549 m n.p.m.)
Szło się szybko, bo ścieżka szczyty Końskich pomijała, tak jak wcześniej trawersowała Chopok. W tym samym czasie wyrastająca przede mną, majestatyczna bryła Dziumbiera swym wdziękiem starała się odwrócić moją uwagę od kolejnych wytracanych metrów przed osiągnięciem Dziemianowskiej Przełęczy (Demänovské sedlo; 1756 m n.p.m.).
Dziemianowska Przełęcz wraz z krzyżówką szlaków i Krupowa Hala z Dziumbierem
Jedna z dwóch górnych odnóg Doliny Dziemianowskiej - Szeroka Dolina (Široká Dolina)
Powyżej dna samej przełęczy, gdzie znajduje się słupek wyznaczający koniec graniowego szlaku spod Krakowej Hali, zatrzymałem się w celu dokonania oceny niżnotatrzańskiego pejzażu. Było ładnie, ale wolałem jednak panoramę Skałki z Dereszy 😉
Krajobraz Dziemianowskiej Przełęczy spod rozstajów i widok w stronę Chopoka
Po achy i ochy miałem jednak piąć się prawie 300 metrów w górę, zatem bez dłuższego zatrzymywania postanowiłem ruszyć dalej. Bez bicia przyznam także, że miał na to wpływ także widok ludzi idących zielonym szlakiem, którego zakosy doskonale widać z przełęczy.
Podejście pod Krupową Halę
Postój zrobiłem jednak, wbrew planom, na Krupowej Hali (Krúpova hol'a; 1922 m n.p.m.), stanowiącej mało wybitną kulminację kończącą masyw Dziumbiera po zachodniej stronie. Gdy byłem tu z Robertem ładnych kilka lat wcześniej, uciekaliśmy w tę pędy - tak wiało. W piękny listopadowy dzień, mogłem wszystko zobaczyć na spokojnie - a Krupowa Hala jest szczytem z absolutnie świetną panoramą na Chopok, dużo ciekawszą niż tą z nieodległej Dziemianowskiej Przełęczy, bowiem zamiast dość monotonnych widoków na południowe zbocza głównej grani, na dodatek pociętych trasami zjazdowymi, tu mamy na wyciągnięcie ręki skalne zerwy po północnej stronie grzbietu i trawiaste urwisko opadające do Szerokiej Doliny.
Widok z Krupowej Hali jest kolejnym widokiem na trasie wartym szczególnej uwagi. Mamy tu rzadką możliwość spojrzenia ze szczytu znajdującego się w głównej grani Niżnych Tatr na północne, dużo bardziej charakterne zbocza
Z pierwszej wizyty zapamiętałem jednak przede wszystkim inny widok - północnej ściany Dziumbiera. Wywarła ona na mnie duże wrażenie już wtedy i dziś, w nieco odmiennym anturażu (choć też przy pewnym udziale śniegu), również wpatrywałem się w nią z ogromnym zachwytem. Zdecydowanie to ściana godna dwutysięcznika i to na dodatek najwyższego w całym paśmie.
Północna ściana Dziumbiera w pełnej krasie. Kolejny, absolutnie emblematyczny kadr z Niżnych Tatr
Kulminacyjny odcinek drogi na główny szczyt masywu powyżej Krupowej Przełęczy (Krúpove sedlo; 1905 m n.p.m.) przebiega jednak w warunkach zgoła odmiennych, po w pełni trawiastym zboczu. Jest łatwo, dosyć krótko i generalnie przyjemnie, choć oczywiście nie tak ekscytująco jak w pobliżu siodła i ostrza grani 😛
W trakcie podejścia na Dziumbier dominują widoki na południową stronę grani
Niespecjalnie się spiesząc, ale idąc płynnym tempem, szybko dotarłem na szczyt, gdzie zastałem na szczęście zaledwie parę osób kontemplujących widoki w spokojnej atmosferze, co dawało także i mi sposobność by oddać się ich kontemplacji.
Wyżej w Niżnych Tatrach już nie dotrzemy, czyli na wierzchołku Dziumbiera (Ďumbier; 2046 m n.p.m.)
Ponieważ, jak już wiecie, mój poprzedni raz na Dziumbierze wiązał się z mgłą, w trakcie której zobaczyliśmy bardzo niewiele, żeby nie powiedzieć brutalnie, że nic, to tym razem przyglądałem się panoramie z wyjątkowo dużą uwagą. Spodobała mi się w niej bardzo wystawa północna, bo w przeciwieństwie do Dziemanowskiej Doliny obecnej w panoramie z Chopoku czy Dereszy, doliny podchodzące pod Dziumbier od północy, a więc Litworowa Dolina i Ludarowa Dolina zachowały swój dziewiczy charakter, który stanowi miły dla oka, a przy okazji bardzo intrygujący, pierwszy plan. Atrakcyjny kontrast tworzy dalej łagodny grzbiet Ludarowej Hali (Ludárova hol'a; 1732 m n.p.m.) oraz szereg skalistych i bardziej wyrazistych masywów Krakowej Hali, Ognistego czy Slema, za którymi wreszcie wyrastają zjawiskowe Tatry. Ten widok zdecydowanie się ze sobą składa i dla na pewno zdecydowanie plus.
Litworowa Dolina a w niej Bystre Stawy, zwane też Dziumbierskimi
Na pierwszym planie dwie oświetlone kulminacje Bani i Ludarowej Hali leżące w bocznej grani zwanej Ludarowym Grzbietem
Dzika i niezwykle ustronna Ludarowa Dolina, to podobnie jak pokazywana wcześniej Litworowa Dolin, jedna z odnóg Jańskiej Doliny. W tle, usiane wapiennymi skałami Ogniste (Ohnište; 1533 m n.p.m.)
Zdecydowanie mniej mi się podobał widok na zachód - nie dość, że nie wnosi za bardzo niczego nowego - wprawdzie w porównaniu do panoramy z Chopoka, stąd dostrzeżemy wychylającą się zza Skałki i Żarskiej Hali także Wielką Chochulę i Praszywę leżące na zachodnim krańcu Niżnych Tatr - to mamy do czynienia z dominującym w krajobrazie szczytem o mało wyrafinowanej urodzie - w tym wypadku pociętym wyciągami Chopokiem, którego widok trochę zniechęca do spoglądania w tę stronę świata (aczkolwiek fajnie, że przynajmniej widać również jego północne zbocza). Wreszcie, z uwagi na rozłożystość masywu Dziumbiera, wszystko co widzimy po stronie zachodniej wydaje się znajdować dość daleko - zresztą spójrzcie tylko sami...
Widok spod wierzchołka na zachód
Jeszcze mniej dzieje się po stronie południowej, choć to akurat pospolita cecha wielu okolicznych szczytów, będąca naturalną konsekwencją topografii Niżnych Tatr, które tworzą wysoki górski wał rozciągający się w osi wschód-zachód, z ograniczoną liczbą bocznych grzbietów, zwłaszcza opadających na południe od grani głównej. Zresztą właśnie dlatego tyle razy zachwycałem się w tej i poprzedniej relacji widokiem z Dereszy (podobnie kapitalny z tego samego powodu jest widok z Chabeńca), że za sprawą wyjątkowego masywu Skałki, w panoramie dzieje się coś także po południowej stronie grani. W przypadku Dziumbiera mamy wprawdzie boczny grzbiet Wielkiego Gapla, jednak z tej perspektywy nie przykuwa on nadmiernej uwagi.
To teraz spojrzenie na południowy-wschód. W dole Dziumbierska Przełęcz (Ďumbierske sedlo) z Chatą Stefanika
Wzrok przyciągnąć może za to efektowny widok na stronę wschodnią, który tworzy na tle odległej wschodniej części Niżnych Tatr, sąsiadująca z Dziumbierem Szczawnica (Štiavnica; 2025 m n.p.m.), drugi najwyższy szczyt Niżnych Tatr. Jest ona tak naprawdę po prostu jednym z wierzchołków masywu Dziumbiera, mało wyizolowanym, ale jednocześnie stanowiącym przedłużenie imponującego skalnego muru, który z właściwego wierzchołka Dziumbiera jest doskonale widoczny. Jednocześnie jej cielsko, odbiera w dużym stopniu możliwość obserwacji Tatr Kralowoholskich, choć Królewską Halę na całe szczęście bez trudu można dostrzec.
Masywna Szczawnica i jej piękne północne zbocza opadające do Ludarowej Doliny. Nieco dalej okraszone wapiennymi skałami Ogniste i Tatry w tle
Biorąc wszystkie te opisane kwestie pod uwagę, to muszę przyznać, że nie odniosłem wrażenia aby panorama z Dziumbiera była bardziej wyjątkowa od innych panoram niżnotatrzańskich. Choć sam Dziumbier jako masyw, zdecydowanie zasługuje na uwagę i dominuje nad okolicą w sposób godny swej pierwszej pozycji, to widokowo pozostawił we mnie niedosyt.
Z drugiej strony, wiele zależy od Waszych doświadczeń - jeśli pojedziecie pierwszy raz w Niżne Tatry, wjedziecie albo wejdziecie na Chopok i dalej przejdziecie na Dziumbier, to z dużą dozą prawdopodobieństwa widoki przypadną Wam do gustu, a zwłaszcza widok z tego drugiego.
Nacieszywszy się pobytem na szczycie zacząłem pomału schodzić, gdy tylko ścieżka zaczęła się jawić jako w miarę pusta. Ale nie byłem jedynym chętnym by wykorzystać ten fakt, pojawił się bowiem inny jegomość... 😉
Pustkę na szlaku wykorzystał pewien niżnotatrzański obywatel...
Z Krupowej Przełęczy pozostał mi już zaledwie trawers masywu Dziumbiera, którego metą była doskonale widoczna ze szczytu Chata Stefanika. Tak, taki byłem leniwy w trakcie tego wyjazdu 😋
Na szlaku między Krupową Przełęczą a Chatą Stefanika...
Sam ten odcinek jest naprawdę bardzo przyjemny - mimo że to dość długi trawers, to ścieżka zmienia swój charakter, miejscami pokonując rumowiska skalne, a miejscami włócząc się pośród traw. Na dodatek w trakcie marszu widoki nabierają nowego wyrazu, ponieważ oddalamy się linii prostej wyznaczanej przez Deresze, Chopok i Dziumbier, dzięki czemu zmienia się panorama rozciągająca się za naszymi plecami - teraz centralną jej część zajmuje masyw Skałki a pierwszy plan na dobre zaczyna tworzyć krajobraz górnej części Bystrej Doliny, podchodzącej pod Chopok od południa. Uwagę od pobliskiego szczytu Dziumbiera przejmuje także pobliski Wielki Gapel (Veľký Gápeľ; 1776 m n.p.m.) i jego niedostępny, porośnięty kosodrzewiną (i ponoć uwielbiany przez niedźwiedzie) masyw.
Im bliżej do Chaty Stefanika, tym lepiej staje się widoczny masyw Skałki
Porośnięte kosówką kulminacje w masywie Wielkiego Gapla, na drugim planie grzbiet Palenicy (z prawej) i Baby (z lewej), a na trzecim Skałka z chowającą się Żarską Halą
Do schroniska dotarłem kwadrans po trzeciej. Zameldowałem się, zostawiłem rzeczy i dwadzieścia minut później, świadom zachodzącego słońca, wyszedłem ponownie na zewnątrz, z celem wędrówki na zachodni wierzchołek masywu Kraliczki (Králička), wznoszącej się na południowy-wschód od Chaty Stefanika.
Widok z Kraliczki na południe - widoczna Młynna Dolina, której wylot znajduje się w okolicach Myta pod Dziumbierem. Na ostatnim planie, w lewej części zdjęcia widać charakterystyczny trapezowaty Klenowski Wepor
Miejsce to na zachód nadaje się idealnie. Zachodzące słońce odbija się od okien nieodległej "Stefanički", jak zwana jest bardzo często Chata Stefanika, która z kolei ujmująco prezentuje się na tle zboczy Dziumbiera i regularnej bryły tworzonej przez Chopok i Deresze, zakończonej przez dwa szpiczaste wierzchołki.
Kolory jeszcze przez chwilę ciepłe...
Zanurzające się pod złotawą kołderką Niżne Tatry
Emblematyczny widok z Kraliczki. Chata Stefanika na tle Tatr Niżnych
Tu na zbliżeniu z Chopokiem i Dziumbierem
Słońce znika nad Wielkim Gaplem...
Na zakończenie jeszcze szerokie ujęcie
Krótko po tym jak słońce schowało się za okoliczne wierzchołki wróciłem do schroniska. A na wejściu czekała mnie niespodzianka - pytający od wejścia chatar czy widziałem niedźwiedzie, bo para która kilka minut wcześniej przyszła miała z nimi spotkanie. Kiedy zaprzeczyłem, opowiedział, że zdarza się, że kręcą się w bezpośredniej okolicy i wskazał żeby nie oddalać się po zmroku od schroniska.
Ostatnie kolory dzionka oglądane z tarasu schroniska
Niżne odwiedzałem już po zmianie czasu, zatem noc była wyjątkowo długa. Chata Stefanika to jednak miejsce, w którym czas zdaje się bardzo szybko płynąć: już w trakcie obiadu zauważyłem, że bohaterami tego wieczora zostanie kilkunastoosobowa męska grupa Słowaków, która wizytę zaczęła od otwarcia rachunku. Szybko zaczęli mnie zapraszać do siebie, miałem dołączyć na chwilę, ale oczywiście na żadnej krótkiej chwili się nie skończyło 😜
Pogaduchy były jednak wyjątkowo ciekawe, bo i towarzystwo, jak się okazało, było grupą znajomych rozrzuconą po całej Słowacji. Parę osób mieszkało w Bratysławie, ale byli też ludzie z Trenczyna czy spod Rużomberka, a ponieważ dyskusja po omówieniu tematów górskich i okołogórskich spełzła na tematy obyczajowo- polityczne, to szybko ujawniły się pewne rozbieżności w poglądach, które brutalnie generalizując można byłoby sprowadzić do problemów wielkich miast i prowincji.
Dyskusja wszakże żywa, pouczająca, ale i wyczerpująca 😂
Dzień III
Rano, jeszcze przed śniadaniem, wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, za swój cel obierając niewielką trawiasto-skalną grzędę, wznoszącą się dosłownie za budynkiem schroniska.
Wspomniana grzęda - choć niewybitna - stanowi całkiem dobry punkt widokowy, jest bowiem de facto zwornikiem dla Wielkiego Gapla. W porównaniu do Kraliczki zatem zdecydowanie lepiej widać stąd Bystrą Dolinę, zwłaszcza jej najwyższą część i osadę Trangoszka (Trangoška), stanowiącą chyba najpopularniejszy punkt startowy (a na pewno jej najbliżej położony) dla wycieczek do Chaty Stefanika.
Wielki Gapel o poranku
Stefanikowa Chata na tle Kraliczki o poranku
Po śniadaniu niezwłocznie ruszyłem w drogę, tego dnia moja swoboda była już mocno ograniczona koniecznością powrotu, a przede wszystkim odjazdem autobusu, stanowiącym pierwszy etap czekającej podróży. Opuściłem kolejne schronisko pełen dobrych wspomnień, ale tym razem mocno niewyspany 😅
Ponownie na szczycie naprawdę widokowej Kraliczki
Na początek czekał mnie ponowny wspin na Kraliczkę, chociaż w nieco odmiennych warunkach, ze słońcem po drugiej stronie widnokręgu, co zachęciło mnie do powtórnego zatrzymania na wierzchołku. Widok stąd naprawdę pierwsza klasa! 😊
W drodze przez grzbiet Kraliczki. Z tego miejsca Chopok wygląda trochę inaczej 😉
Topograficznie ten rejon jest pełen zagadek, bowiem nazwa "Kralicka" ma różne znaczenia, w zależności od mapy, którą weźmiemy do ręki. Według niektórych Kraliczką jest cały masyw rozciągający się między Schroniskiem Stefanika a Kumsztową Przełęczą (Kumštové sedlo; 1549 m n.p.m.)), natomiast według innych - tylko jego zachodnia część, której granicę wschodnią wyznacza siodło (również nazywane Kraliczką) położone na wysokości 1682 m n.p.m. W tym podziale na wschód od niego wznosi się Besna (Besná) i to jej zbocza opadają dalej do wspomnianej Kumsztowej Przełęczy. Ten drugi podział wydaje mi się bardziej racjonalny, bowiem rzeczona Besna jest szczytem zaiste na tyle wyeksponowanym, że raczej nadającym się na osobne traktowanie 😋
W każdym razie, niezależnie od wszystkiego, zachodnia część Kraliczki, czy też po prostu Kraliczka, to doprawdy świetny odcinek. Bardzo mi się podobał za sprawą czy to widoków (łukowato wygięta dolina Szczawnicy, Kralovoholskie Tatry) i łagodnego zejścia, które doskonale sprzyjało kontemplacji tego wszystkiego w trakcie marszu - bez obawy o utratę zębów czy skręcenie kostki.
Zejście z Kraliczki na Kraliczkę 😛 Dalej szczyt Besnej
Wyginająca się łukowato dolina Szczawnicy z leżącą w bocznej grani Równą Halą. Horyzont zamykają Wysokie Tatry i... Wielki Bok (z prawej strony zdjęcia)
Besna i jej południowe ramię, zwane Małym Gaplem dla odróżnienia od urywającego się w pobliżu Chaty Stefanika Wielkiego Gapla
Letni przebieg czerwonego szlaku minimalnie pomija wierzchołek Besnej i szkoda wielka, bo wierzchołek jest kapitalnym punktem widokowym. Ma ku temu zresztą wszelkie podstawy - Besna jest dosyć odizolowana, na wschodzie Lajstroch jest niższy o 200 metrów, a Równa Hola na północnym-wschodzie oddzielona jest głęboką na 300 metrów Bociańską Przełęczą (Bocianske sedlo; 1505 m n.p.m.). Widok na wschodnią część Niżnych Tatr jest stąd zapewne jednym z najlepszych a już na pewno lepszym niż widok z Dziumbiera 😋
Jedyne co mnie mierzi, pisałem już o tym przy okazji relacji z wędrówki na Chopok, to ilość prowadzonych wycinek w tym rejonie. Ja wiem, ja wiem, Słowacja, nie mój interes, nie moje sprawy, natomiast nie jestem w stanie przeboleć faktu, że z jednej strony w świetle prawa turysta, który ma w pełni czyste intencje, nie może się ruszyć ze znakowanego szlaku (pomijam już takie wykroczenia jak noc w namiocie!), bo ochrona przyrody, podczas gdy w jakiś sposób, ktoś, w pełni legalnie, od lat wycina tu całe połacie lasu, nie w otulinie, tylko na terenie parku narodowego, i jest to - najwyraźniej - akceptowane. I pomijając już tę bolesną niekonsekwencję, to sięgając wspomnieniami w poprzednie wyjazdy w Niżne Tatry na przestrzeni tylko ostatniej dekady, to trudno jest nie odnieść wrażenia, że te góry w wielu miejscach wyglądają coraz gorzej.
Rozległy widok z Besnej na wschód. Widać wszystkie najważniejsze szczyty Tatr Kralowoholskich: Wielki Bok (1727 m n.p.m.), Wielką Wapienicę (1691 m n.p.m.), Homolkę (1660 m n.p.m.) i oczywiście Królewską Halę (1946 m n.p.m.)
Skala ingerencji w niegdyś gęsto porośnięte lasem Tatry Kralowoholskie zasmuca i przeraża jednocześnie. O ile w centralnej części Niżnych Tatr nie brakuje terenów z piętrem halnym i alpejskim, przez co wpływ wycinek na estetykę krajobrazu wydaje się mniej zauważalny, to w części wschodniej trudno przymknąć oczy
"Mała Besna" - niewielka kulminacja (1768 m n.p.m.) na północny-wschód od Besnej
Na szczęście jest jeszcze w miarę nienaruszona (i oby pozostała jak najdłużej) zachodnia część Niżnych Tatr 😉 I zresztą, skoro już o niej mowa, to ze względu na swoje odsunięcie na południe, Besna, ponownie jak wcześniej Kraliczka, dostarcza szerokich widoków na zachodnią część Niżnych Tatr😊
Deresze i Chopok ponad Kraliczką
Jedyną rzeczą po którą warto wrócić na szlak, bo ze szczytu jej nie zobaczymy, jest widok Równej Hali i wspominanej już przeze mnie, doliny Szczawnicy. Dolina ta, stanowiąca górny odcinek Jańskiej Doliny (Jánska dolina), która swój wylot znajduje w okolicach Liptowskiego Jana, co czyni zeń najdłuższą walną dolinę Niżnych Tatr, naprawdę cudownie "wbija się" w cielsko Dziumbiera i Kraliczki, przybierając wysokogórskiego i naprawdę dzikiego charakteru. Piękna sprawa.
Jeszcze raz Równa Hala z Tatrami
Czerwony szlak tnący strome zbocza Besnej opadające do doliny Szczawnicy
Za Besną grzbiet stopniowo opada, jednocześnie się zawężając, co dodaje bez wątpienia dodatkowych smaczków widokowych. Ponownie, tak jak gdy schodziliśmy z Kraliczki, jak na dłoni widać przebieg dalszej drogi, który można kontemplować bez zatrzymania. Ze zmian? Krajobraz miejscami zaczyna być trochę małofatrzański 😉
Widoki w trakcie zejścia z Besnej w stronę Kumstowej Przełęczy
Dla porównania widok w stronę przeciwną i wierzchołka Besnej
Cały ten odcinek - od Besnej po sąsiedztwo Kumstowej Przełęczy - określiłbym zresztą mianem wyjątkowo przyjemnego, z uwagi na naturalny, mieszany krajobraz (mix kosówki i hal) bez nieprzyjemnych sypkich fragmentów czy wystających kamoli. Tutejszy klimat tworzy też zaburzający trochę ten sielankowy fatrzański charakter Dziumbier, gdzieniegdzie wyrastający ponad grzbiet i przypominający w ten sposób gdzie naprawdę się znajdujemy.
Północno-wschodnie ramię Besnej w pełnej okazałości. Smaczku dodaje masyw Dziumbiera...
Widok z Lajstrocha. Ostatni w trakcie tego wypadu na zachód
Dalsza droga na wschód od Kumstowej Przełęczy, wiodąca przez grzbiet o nazwie Lajsztroch (Lajštroch; 1602 m n.p.m.), nie przypadła mi już tak do gustu, z uwagi na gęstą kosówkę, powstrzymującą najlżejsze podmuchy wiatry. Jasne, nie było tego dnia ciepło czy też tym bardziej gorąco, ale jednak od czasu do czasu lubię na szlaku jak mnie coś muśnie po czole 😉
Z innych mankamentów, to niestety pamiętam, że na Lajsztrochu pojawiły się rzeczy, które są nieodłączną częścią górskiej wędrówki, ale po tak długim okresie przebywania w piętrze halnym i alpejskim nie brakowało mi ich 😊 Mianowicie kamienie i korzenie, które nie sprzyjają rozluźnieniu.
Wiodący przez kosówkę odcinek z Kumstowej Przełęczy
Na Lajsztrochu pożegnałem się z Dziumbierem i ruszyłem po swoją ostatnią kulminację tego dnia, czyli sąsiednie Rówienki (Rovienky; 1601 m n.p.m.), z całkiem ładną halą rozłożoną na południowo-wschodnich zboczach. Mimowolnie się uśmiechnąłem widząc doskonale widoczną stąd (choć niestety o tej porze leżącą pod słońce) Benuszkę, na której buszowaliśmy w zimie kilka lat wcześniej. Ależ to był niespełniony wyjazd, chociaż bez wątpienia i tak bardzo wesoły 😅
W trakcie pokonywania ostatnich metrów drogi przed Czertowicą, prowadzącej wzdłuż starego orczyku, skupiałem myśli już tylko nad tym co mam pod nogami - to naprawdę zdradliwy fragment 😂
Z Czertowicy, już bardziej spokojny o swoje mięśnie, schodziłem wzdłuż zielonego szlaku rowerowego do Wyżnej Bocy (Vyšná Boca). Finisz osiągnąłem w okolicach kościoła, gdzie znajduje się przystanek autobusowy.
Podsumowując na szybko: wspaniały dwu i półdniowy pobyt, w znacznej mierze z dala od zgiełku i gwaru, z perfekcyjną pogodą, pięknymi widokami i fantastycznymi, choć jakże różnymi wspomnieniami z dwóch górskich schronisk. A wszystko to, na luźno, na spokojnie.
Niżne bez wątpienia polecają się na jesień!









































































0 comments:
Prześlij komentarz