Moja pierwsza przygoda z Alpami Algawskimi miała miejsce w lipcu ub. roku. Wyjazd na pogranicze Niemiec i Austrii (oraz do Szwajcarii o czym później) był pierwszym, nazwijmy to wakacyjnym, i stanowił pewnego rodzaju zasłużony reset po męczącym roku, zakończonym kilka dni przed wylotem obroną pracy inżynierskiej.
Zatem cofnijmy się w czasie o rok... 😉
Łańcuch górski: Alpy (Alpy Wschodnie)
Sektor: Północne Alpy Wapienne
Pasmo górskie: Alpy Algawskie
Podgrupa: Daumengruppe
Tamtego dnia samolot oderwał się od ziemi zgodnie z planem - o szóstej rano - dzięki czemu w centrum Memmingen znalazłem się już po ósmej. Na miejscu miałem sporo czasu na przesiadkę - wolny czas, jaki mi został przeznaczyłem na spacer po sennym o tej porze miasteczku.
Na lotnisku w Memmingen...
Gdybyście przebywali w Alpach Algawskich, a pogoda by nie dopisywała albo po prostu szukalibyście alternatywy - to warto przemyśleć wizytę w Memmingen. To ładna mieścinka, spokojna, przytulna - na kawę popołudniową jak znalazł 😊
Stacja kolejowa z kładki nad torami.
Na miejsce przeznaczenia, czyli do Oberstdorfu, dotarłem już o 10, jednak nie mogłem ot tak wyjść z dworca i ruszyć w góry. Początek wędrówki opóźniły sprawy zawodowe, z powodu których godzinę spędziłem siedząc na kawie w budynku dworca (piekarnia Ehrat's Backexpress, niezłe kanapki mają, polecam!)
Gdy z ostatnią sprawą już się uporałem, opuściłem dworzec i pomaszerowałem do skrytek bagażowych (są po wschodniej stronie dworca) by się przepakować - zostawić m.in. namiot, karimatę i parę innych rzeczy, które potrzebne mi były jedynie w drugiej części wyjazdu. Niestety, okazało się, że skrytki bagażowe na dworcu pozwalają przechować bagaż na maksymalnie 72 godziny - potem następuje blokada i karna opłata. Musiałem więc na szybko zmienić plan, tak by po trzech dobach znaleźć się ponownie w mieście i otworzyć skrytkę. Ot pewna niewygoda (nie wiem, być może w Oberstdorfie da się gdzieś zostawić na dłużej niepotrzebne bagaże) 😐
Po przepakowaniu wsiadłem raz jeszcze w pociąg i cofnąłem się z Oberstdorfu do wsi Langenwang, gdzie znajduje się stacja kolejowa Rubi. Stanąłem na peronie i pożegnawszy wzrokiem spalinowy zespół trakcyjny, odszukałem wejście na szlak.
Mijanka "Rubi"
Przekroczyłem tory i znalazłem się na wąskiej ścieżce dzielącej pola. Przed sobą widziałem masyw Rubihornu (1957 m.n.p.m.), który miał mi towarzyszyć przez niemal cały dzisiejszy dzień i... uświadomiłem sobie, że o to, po zaledwie pięciu godzinach podróży, i to licząc przymusową godzinkę poświęconą pracy w Oberstdorfie (!), znalazłem się na szlaku 1000 km od domu! Musicie przyznać, że brzmi to nieźle 😈
Przeprawiwszy się przez pole, dotarłem do drogi rowerowej biegnącej wałem rzeki Iller, stanowiącej jeden z głównych cieków wodnych Alp Algawskich. Mostem przeszedłem na drugą stronę i znalazłem się na skraju wsi Rubi, od której nazwę wziął szczyt, który pokazywałem na wcześniejszym zdjęciu.
Można oczywiście dostać się tu z Oberstdorfu także autobusem linii 45 kursującym do Sonthofen (ROZKŁAD), wtedy oszczędzimy sobie 10-minutowego spaceru ze stacji.
Wieś nie należy do najpopularniejszych baz wypadowych w Alpy Algawskie - funkcję węzła szlaków pełni na większą skalę położone dwa kilometry dalej na północ Reichenbach bei Oberstdorf. Ale dzięki temu Rubi jest spokojne i mimo późnej pory istniało duże prawdopodobieństwo, iż na szlaku będę zupełnie sam.
Okolice przystanku autobusowego. Z lewej widać, jeśli się przypatrzycie, tabliczki szlakowe.
Odszukałem szlak i klucząc między domami dotarłem w pobliże granicy pól i lasu. Tam pożegnałem polną drogę, która prowadziła do wspomnianego Reichenbach i rozpocząłem podejście, które nomen omen było początkowo całkiem strome.
Pierwsze widoki tego dnia.
Łącznik, którym szedłem z Rubi, doprowadził mnie do widokowej lecz zarastającej polany. Stąd dalsza droga do gościńca Gaisalpe, będącego pierwszym celem tego dnia, odbywała się już po asfaltowej drodze z Reichenbach.
Muszę od razu dodać, że jest to tylko jeden z trzech sposobów aby dostać się z Reichenbach do wspomnianego miejsca - ten jest najkrótszy, najłatwiejszy, ale najmniej interesujący.
Jednym z nielicznych miejsc widokowych, jest omawiana przeze mnie polana, z której zobaczymy jeden z miejscowych symboli - zakrzywiony szczyt Hoher Ifen (2230 m.n.p.m.) - cieszący się mianem najwyższego w zachodniej części Alp Algawskich.
Kilkanaście minut później dotarłem w okolicę Gaisalp-kapelle - kaplicy, przy której znajduje się skrzyżowanie szlaków - odchodzi stąd m.in. tzw. Gaisalpweg, czyli szlak łączący dolinę Gaisalptal i Oberstdorf (do Oberstdorfu ok. 1 godz. 30 min; z Oberstdorfu ok. 1 godz. 45 min).
Spod kaplicy widać już gościniec Gaisalpe oraz górujący nad nim Entschenkopf (2043 m n.p.m.).
GAISALPTAL
Gaisalptal jest jedną z najmniejszych dolin w Alpach Algawskich, jednak pozostaje przy tym doliną o typowo polodowcowym charakterze. Dlatego polecam ją zwłaszcza rodzinom z dziećmi lub osobom o gorszej kondycji - z Reichenbach aby dotrzeć do Gaisalpe wystarczy godzina marszu, niezależnie czy pójdziemy przez wąwóz (Gaisalptobel - wariant ciekawszy ale i trudniejszy) czy drogą asfaltową (wariant dłuższy i bardziej monotonny, choć gdzieniegdzie pojawiają się widoki na wspomniany Hoher Ifen).
Powyżej wąwozu znajduje się ładna polana z widokiem na okoliczne szczyty.
Godzina marszu i jesteśmy pośrodku gór!
Na polanie, na wysokości 1149 m.n.p.m., znajduje się typowy alpejski gościniec, czyli Gasthof Gaisalpe, który może być punktem docelowym lub przystankiem podczas dłuższej wędrówki z plecakiem. Możliwości wyboru tras są szerokie - zresztą popatrzcie sami:
- Gaisalpe - Schnippenkopf: 1h 40min/1h 15min
- Gaisalpe - Entschenkopf: 2h 00min/1h 30min
- Gaisalpe - Unterer Gaisalpsee: 1h 00min/0h 50min
- Gaisalpe - Rubihorn: 2h 15min/1h 45min
- Gaisalpe - Oberer Gaisalpsee: 1h 40min/1h 20mn
- Gaisalpe - Edmund-Probst Haus: 3h 00min/2h 40min
Sam miałem pewne wątpliwości, dlatego żeby je rozwiać usiadłem przy stoliku i zamówiłem sobie coś na ruszt oraz lokalnego radlera. Nie wiem czy mieliście okazję próbować niemieckich piw smakowych - gwarantuję, że są lepsze od wielu polskich, zwłaszcza tych najpopularniejszych 😉
Po posiłku podjąłem jednak decyzję, że nie zmieniam planów i marsz będę kontynuował w stronę jezior. Opuszczając taras gościńca przycupnąłem jeszcze na chwilę na skraju łąki, by przyjrzeć się okazałej północnej ścianie Rubihornu.
Za schroniskiem szlak wiódł już stosunkowo wąską kamienistą ścieżką, dlatego klimat wędrówki uległ znaczącej zmianie. Gdy skończyła się ostatnia z polan, czekał mnie kilkunastominutowy spacer przez las, po czym dotarłem w pobliże progu doliny, ponad którym znajdowało się jezioro.
Jak możecie zauważyć na zdjęciach, ta część wędrówki przebiegała w trawiasto-skalnym terenie. Rzeczywiście tak było, mało tego, zdarzało się, iż po osadowych skałach spływała w różnych miejscach woda, czyniąc spacer wcale nie takim łatwym. Wszystkie potencjalnie niebezpieczne punkty były jednak dobrze ubezpieczone.
Nad Unterer Gaisalpsee dotarłem przed 14:30, po 50 min drogi z Gaisalpe. Miejsce bez wątpienia zasługiwało na dłuższy postój, ale tego dnia mogłem mu poświęcić co najwyżej 10 minut 😁
Jezioro ma powierzchnię 3,5 ha, a jego lustro znajduje się na wysokości 1508 m n.p.m., 450 metrów poniżej wierzchołka Rubihornu, którego ściana wznosi po zachodniej stronie akwenu. W jeziorze można się kąpać i - spieszę z odpowiedzią - nie zanotowałem darcia się wniebogłosy ani pozostawionych po sobie puszek po piwie. Jest czysto, a jedyne co rzuca się w oczy pośród traw i porostów to odchody pasących się w pobliżu owiec i krów - stąd też byłbym uważny przed nalaniem sobie wody do butelki 😏
Widok w stronę jeziora Oberer Gaisalpsee i górującego ponad tą częścią doliny masywem Nebelhornu.
Rubihorn wznoszący się nad brzegami Unterer Gaisalpsee.
Na wschodnim brzegu jeziora znajdują się rozstaje, spod których odchodzi szlak na Rubihorn. Warto przed kontynuacją wędrówki w jego stronę zrobić sobie przerwę, ponieważ podejście, które rozpoczyna się zaraz za stawem potrafi dać w kość.
Po przeciwnej stronie widać ślad drugiej ceprostrady - wiodącej do drugiego z jezior położonych w Gaisalptal.
Strome podejście pozwoliło jednak tradycyjnie na szybkie zdobywanie wysokości, toteż krajobrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Na zdecydowanego lidera, jeśli chodzi o swój kształt i wyniosłość szybko zaczął wyrastać Nebelhorn (2224 m n.p.m.) - jeden z najpopularniejszych szczytów Alp Algawskich.
Droga na przełęcz była w większości pozbawiona trudności, poza krótkim odcinkiem poprowadzonym w skalnym terenie. Szczerze powiedziawszy, jego również trudno określić wymagającym, choć z łańcucha warto podczas przeprawy skorzystać, zwłaszcza gdy jest ślisko.
Więcej stresu przysporzyło mi miejsce, które znajdowało się nieco dalej, tuż przed przełęczą - podłoże mocno się tam osypuje i podchodząc musiałem asekurować się rosnącym obok krzakiem kosówki. Taka dobra rada - przy sobie warto mieć rękawiczki-bezpalcówki.
Z przełęczy oprócz Nebelhornu dobrze widoczny jest również Großer Daumen (2280 m.n.p.m.) - najwyższy szczyt tzw. Daumengruppe, czyli tej części Alp Algawskich, w której przebywałem. Na prawo od niego dojrzeć możecie skalną grań szczytu Wegenkopf, którą biegnie ferrata Hindelanger Klettersteig.
Na niewielkiej, nienazwanej przełączce pod szczytem Rubihornu, znalazłem się o 15:30 (45 min od momentu wyruszenia spod Unterer Gaisalpsee i niespełna 2 godz. od momentu wyruszenia spod gościńca). Stąd na jego wierzchołek jest 5-10 minut marszu, ale szkoda mi było tracić 20 minut na spacer w te i we wte (szlak z przełęczy na wierzchołek jest "ślepy") i ruszyłem na wschód, w stronę Gaisalphornu.
Początek drogi z przełączki na wschód.
Widok na zachodnie zbocza Rubihornu, dolinę rzeki Iller oraz część Alp Algawskich zwaną Nagelfluhkette.
Przypomina Wam coś ten rogaty kształt i charakterystyczne wyniesienie? 😉 Nawet widoczny z prawej strony Gundkopf kształtem nawiązuje do sąsiadującego ze Świnicą Walentkowego Wierchu 😂
Grań łącząca Rubihorn z Nebelhornem leży nieco na uboczu przez co nie jest tak popularna jak wiele innych w Algawach, ale moim zdaniem jest świetna, co też będę próbował Wam zaraz udowodnić.
Na początek, z przełączki pod Rubihornem wspiąłem się na mało wybitny Niedereck, który oferuje świetną panoramę na całą okolicę...
Dwa wierzchołki Rubihornu z Niederecka; szlak prowadzi na ten z "lewej", choć wyższy wierzchołek to ten z prawej strony.
Z lewej na pierwszym planie Gaisalphorn, a za nim dziesiątki grani i szczytów Alp Algawskich. Na ostatnim planie, w centrum zdjęcia, widoczny jest Großer Krottenkopf - najwyższy szczyt pasma.
Oberstdorf i dwa główne wierzchołki otaczające wylot Kleinwalsertal - Fellhorn i Hoher Ifen.
Zbliżenie na północną grań Mädelegabel, w której znajdują się m.in. Wildengundkopf, Spätengundkopf, Schmalhorn, Hinterer Wildgundkopf, Vorderer Wildgundkopf i Himmelschrofen. Na ostatnim planie grań główna Alp Algawskich między Mädelegabel i Biberkopf.
Argument widokowy może być jednak niewystarczająco przekonywujący aby zdecydować się na spacer "naszą" granią, biorąc pod uwagę, że w zasadzie zdecydowana większość algawskich grani oferuje zapierające dech w piersiach panoramy - jak to w Alpach bywa mamy z reguły widoki na góry po wszystkich stronach świata.
Ale mocnym za, zwłaszcza dla lubiących lekki dreszczyk emocji, może być fakt, że grań łącząca Rubihorn z Nebelhornem jest wąska, dosyć eksponowana i w kilku miejscach wymagająca.
Najciekawiej robi się między Niedereckiem a Gaisalphornem
Zdecydowanie najbardziej wymagający odcinek grani to ten między Niedereckiem i Gaisalphornem, gdzie marsz utrudnia bujna kosówka, która wymusza spojrzenia pod nogi (powykręcane korzenie). Ostatnie metry pod Gaisalphornem z kolei to przeciętnej trudności wspinaczka, podczas której przydaje się umiejętność podciągnięcia się.
Widok z Gaisalphornu
Pora była już dość późna, osiągając wierzchołek uznałem więc, że najwyższy czas na jedną z dwóch kanapek, którą miałem w plecaku, zrobioną tuż przed wyjazdem na lotnisko. Miejsce na posiłek pasowało idealnie, zwłaszcza, że najtrudniejsza część drogi teoretycznie była już za mną.
Widok ze szczytu na wschód. Z lewej Großer Daumen, w centrum Nebelhorn, z prawej na pierwszym planie Geißfuss, z charakterystycznymi "tarczami", które mają uniemożliwiać schodzenie lawin.
W tle dostrzec można było Hochvogel, jeden z najwyższych szczytów całych Alp Algawskich.
Oberstdorf i okolice.
Zejście z Gaisalphornu na drugą stronę okazało się być poprowadzone po mocno nachylonym, osypującym się zboczu, i choć było krótkie, to podniosło mi nieco ciśnienie.
Po wytraceniu trzydziestu metrów zacząłem znów delikatnie podchodzić, utrzymując się jednak poniżej ostrza grani...
Gaisalphorn od wschodu
Na wschód od Gaisalphornu charakter grani zmienia się - i to jest też jej ogromna zaleta - znajdziecie tam zarówno trochę łagodnego klimatu jak i emocjonującej drogi w skalnym terenie.
Widok na Gaisalptal z góry. Widać nitkę szlaku, którym podchodziłem pod Rubihorn.
Droga na Geißfuss.
Kilka minut później pod sobą ujrzałem górne partie Gaisalptal i drugie, mniejsze z jezior - Oberer Gaisalpsee.
Jak już mówiłem otoczenie nieco się zmieniło - ścieżka biegła teraz przez łagodne zbocza pełne kwitnących kwiatów - byłem tym wszystkim naprawdę zachwycony i co chwilę zatrzymywałem się by zrobić zdjęcie bądź zrzucić beztrosko plecak, położyć się pośród traw i przymknąć choć na chwilę oczy.
Jakże fantastyczna była świadomość pozostawania na noc w górach i możliwość przypatrywania się jak górski krajobraz i tamtejsze życie zmienia się w zależności od pory dnia...
Gaisalphorn, Niedereck i Rubihorn.
Zbliżenie na Oberer Gaisalpsee.
Majestatyczny Hochvogel...
Geißfuss (1982 m n.p.m.) był najwyższym z trójki szczytów jakie miałem okazje odwiedzić na zachodniej grani Nebelhornu. Obowiązkowo musiałem to przypieczętować pamiątkową panoramą 😁
Polecam kliknąć na poniższe zdjęcie, jeśli chcecie przyjrzeć się poszczególnym szczytom i graniom...
Marsz granią na Nebelhorn (1 godz. 10 min) mogłem kontynuować podążając przez sąsiadujący z Geißfussem Gundkopf (35 min), ale czułem pojawiające się zmęczenie, a najkrótsza droga do Edmund-Probst-Haus, w którym miałem spać, i tak wymagała ode mnie jeszcze co najmniej godzinnego marszu. Dlatego postanowiłem się ewakuować.
Polecam kliknąć na poniższe zdjęcie, jeśli chcecie przyjrzeć się poszczególnym szczytom i graniom...
Marsz granią na Nebelhorn (1 godz. 10 min) mogłem kontynuować podążając przez sąsiadujący z Geißfussem Gundkopf (35 min), ale czułem pojawiające się zmęczenie, a najkrótsza droga do Edmund-Probst-Haus, w którym miałem spać, i tak wymagała ode mnie jeszcze co najmniej godzinnego marszu. Dlatego postanowiłem się ewakuować.
Grań Nebelhornu z Gundkopfem widoczna ze szczytu Geißfuss (1982 m n.p.m.). Z widocznej trawiastej przełęczy można wrócić także do Gaisalpe - albo najkrótszą drogą przez Unterer Gaisalpsee (1 godz. 40 min do gościńca) albo przez Entschenkopf (2 godz. 25 min).
Gdy opuszczałem widokową grań było mi smutno. Nie mogłem jednak pozwolić by pierwszego dnia pobytu "zajechać się" i grzecznie podreptałem w dół, szlakiem, który wiódł spod jeziora przy którym spędzałem czas kilka godzin wcześniej - Unterer Gaisalpsee - w stronę schroniska.
Wyborny widok z przełęczy oddzielającej szczyty Geissfuss i Gundkopf.
Gdy schodziłem z grzbietu moją uwagę przykuł grzbiet wznoszący się po przeciwległej stronie doliny ze szczytem o nazwie Schattenberg. Fani skoków narciarskich mogą go kojarzyć - to właśnie u jego podnóży zbudowano kompleks skoczni Schattenberg-Schanze, na których rozgrywane są zawody m.in. podczas Turnieju Czterech Skoczni.
Szlak trawersował zbocza najpierw Gundkopfu - jego trójkątny wierzchołek możecie zobaczyć poniżej - a następnie Nebelhornu. W pewnym momencie zmienił się kierunek, a ścieżka zaczęła nagle ostro zdobywać wysokość (pojawiły się też sztuczne ułatwienia).
Widoczny przebieg szlaku przebiegającego południowymi zboczami Nebelhornu. W oddali Geißfuss.
Podejście było męczącym zakończeniem dnia - jednak po jego pokonaniu tylko kilkaset metrów dzieliło mnie już od celu - Edmund-Probst-Haus.
Wagonik kolejki Nebelhornbahn.
Zbliżenie na Huettenkopf i wystający z tyłu Hofats.
Do schroniska dotarłem o 18, a więc po 6 godz. 30 min. od momentu wyruszenia z Rubi (włączając w to przerwy - według mapy sam marsz powinien mi zająć 5 godz. 30 min). Zameldowałem się, dopytałem do kiedy otwarta jest kuchnia i po zostawieniu w bagaży w przydzielonym pokoju, udałem się czym prędzej pod prysznic. Gdy poczułem się lepiej, zszedłem elegancko w klapeczkach na taras i po wybraniu sobie odpowiedniej ławeczki, zasiadłem jak król z widokiem na swoje królestwo 😁
Jeśli chodzi o pokoje, to wyglądają tak - wybaczcie słabą jakość - robione komórką 😉
Jeśli chodzi o posiłek w schronisku, to tak jak już pisałem w informacjach praktycznych - zawsze do wyboru było kilka pozycji z tzw. "menu dnia" za około 8-12 euro. W wypadku Edmund-Probst-Haus były to trzy dania, których za żadne skarby świata nie potrafiłem rozszyfrować, pomimo tego że podstawy niemieckiego jakieś znam. No wiedziałem że na przykład jest makaron, ale z czym on był - tego nie mogłem się domyśleć.
No i jakoś tak mnie ten makaron drażnił, więc postanowiłem, że przekonam się co to za cudo. Wziąłem, oczywiście wraz z piwkiem, i czekając na posiłek, postanowiłem zrobić parę zdjęć, bo robiło się coraz piękniej...
Niech nie zwiedzie Was to zdjęcie. Na tarasie wprawdzie było mało ludzi - dosłownie można było ich policzyć na palcach jednej ręki, ale w środku było trochę więcej - co oczywiście biorąc pod uwagę za szczyt sezonu letniego i bardzo łatwo dostępny fragment Alp Algawskich - jest naprawdę niczym.
Złota mgiełka nad okolicznymi grzbietami...
Nieco szersze ujęcie...
I wreszcie dolina Faltenbachtal - w zimie duży ośrodek narciarski, w lecie popularne tereny również za sprawą kolejki Nebelhornbahn.
Po obiadokolacji udałem się do pokoju, wziąłem statyw oraz kurtkę i ruszyłem w górę z zamiarem uwiecznienia swojego pierwszego zachodu w Alpach Algawskich. Byłem jednak na tyle zmęczony, że zrezygnowałem z wejścia na Nebelhorn i udałem się na grań wznoszącą się tuż nad schroniskiem.
Górna stacja kolejki Nebelhornbahn i Edmund-Probst-Haus z dziesiątkami algawskich grani w tle.
Po kilkunastu minutach marszu dowlekłem się na grzbiet z nienazwanymi kulminacjami, z których najwyższa wznosiła się na 2023 m n.p.m. Grań nie była może wysoka, ale pozostawała bardzo fotogeniczna. Zresztą niżej zobaczycie sami 😏
Po drugiej stronie grzbietu znajduje się dolina Obertal, będąca częścią systemu Ostrachal, największej doliny w niemieckiej części Alp Algawskich.
Panorama z "mojej" grani na południe.
W kolejnej relacji zajrzymy właśnie tam 😊
Großer Seekopf (2090 m n.p.m.)
Widok na południowy-zachód. Oprócz opisywanego przeze mnie Hochvogla, widać na tym zdjęciu nieoświetlony Urbeleskarspitze (2632 m n.p.m.) piąty najwyższy szczyt całego pasma.
Nieco bliżej wznosił się skalisty masyw Wildera - od lewej Großer Wilder (2379 m n.p.m.), Hinterer Wilder (2360 m n.p.m.) i Kleiner Wilder (2306 m n.p.m.). Między dwoma ostatnimi widać wystający Balschtespitze (2499 m n.p.m.)
Algawskie granie w świetle zachodzącego słońca...
Grań nad Edmund-Probst-Hutte to fragment dłuższej grani łączące grupę Daumengruppe z tzw. głównym grzbietem (Allgäuer Hautpkamm).
Zbliżenie na piękny Hofäts (2257 m n.p.m.). Za nim z lewej strony najwyższy w A. Algawskich - Großer Krottenkopf (2656 m n.p.m.).
Hochvogel (2593 m n.p.m.) - jeśli się przyjrzycie widać drogę na jego wierzchołek.
Kreuzeck (2376 m n.p.m.)
Hüttenkopf i widoczny w głębi Seeköpfle.
👌
Mój pierwszy zachód słońca - w Algawach - dopisał! 😉
Nic tylko spacerować 😊
Großer Widderstein (2533 m n.p.m.) - najwyższy szczyt w otoczeniu Kleinwalsertal.
Raz jeszcze Faltenbachtal, tym razem już po zachodzie słońca.
I raz jeszcze zakrzywiony Hoher Ifen. Podobne kształty ma hiszpańska Veleta, a nawet... słowacki Kl'ak.
Po zachodzie słońca posiedziałem chwilę w jadalni, przy książce, ale szybko uświadomiłem sobie, że dociera do mnie tylko co czwarte słowo i mimo wczesnej pory położyłem się spać. Miałem czteroosobowy pokój (dwa łóżka piętrowe) i chociaż był on przechodni (w sąsiednim pokoju też były bodajże cztery miejsca), to nikt mnie w nocy nie budził, spałem jak zabity do wschodu słońca...
To be continued...
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Edmund-Probst-Haus:
Łóżko w pokoju 4-osobowym kosztuje 30 euro (AV 20 euro), miejsce w pokoju wieloosobowym (6-18 osób) 24 euro (13 euro), miejsce do spanie, tzw. notlager 6,5 euro.
Schronisko ma 94 miejsca - śniadania (trzeba je osobno dokupić) serwowane są od szóstej wtedy też dostaniecie wrzątek.
STRONA INTERNETOWA
Spod schroniska możemy się udać w następujących kierunkach:
- Edmund-Probst Haus - Oytalhaus (przez Seealpsee): 2h 30 min/3h 00min
- Edmund-Probst Haus - Prinz-Luitpold Haus: 4h 30min/4h 45min
- Edmund-Probst Haus - Himmeleckattel: 3h 30min/3h 15min
- Edmund-Probst Haus - Nebelhorn: 1h 00min/0h 45min
- Edmund-Probst Haus - Entschenkopf: 2h 00min/1h 50min
- Edmund-Probst Haus - Rubihorn: 1h 45min/1h 50min
- Edmund-Probst Haus - Gaisalpe: 2h 40min/3h 00min
- Edmund-Probst Haus - Grosser Daumen: 2h 00min/1h 45min
- Edmund-Probst Haus - Hinterstein (przez Grosser Daumen i Heubatspitze): 6h 30min/7h 30min
- Edmund-Probst Haus - Hinterstein (przez Grosser Daumen i Engeratsgundsee): 6h 15min/7h 00min
- Edmund-Probst Haus - Giebelhaus (przez Engeratsgundsee): 3h 45min/4h 30min
- Edmund-Probst Haus - Giebelhaus (przez Alpe Laufbichel): 3h 00min/3h 45min
Po więcej informacji na temat Alp Algawskich zapraszam do osobnego artykułu:
ALPY ALGAWSKIE - INFORMACJE PRAKTYCZNE
I na koniec mapka trasy:
źródło: alpenvereinaktiv.com
Do następnego, hej!
Przepiękne te zdjęcia, fajnie się je ogląda siedząc przed komputerem. Nawet się nie spociłem :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło mi to słyszeć :)
UsuńPozdrowienia!
Chcę tam! ∆∆∆
OdpowiedzUsuńTy chyba przechodziłaś na via alpinie całkiem blisko tych rejonów? Szłaś zdaje się przez Alpy Lechtalskie, a to w zasadzie obok :D
UsuńDzięki! :)
OdpowiedzUsuń