Pic du Midi de Bigorre - najpiękniejsza panorama w Pirenejach?


Czytelniku! Ta relacja jest kontynuacją wędrówki przez Masyw Neouvielle. O wcześniejszych przygodach z tego rejonu Pirenejów przeczytasz tutaj

A teraz już zapraszam na Pic du Midi de Bigorre 😉

***

ŁAŃCUCH GÓRSKI: Pireneje (hiszp. Pirineos, fr. Pyrenees)

PASMO: Pireneje Wysokie (fr. Hautes Pyrenees)

REGION: Bigorre

SUBREGION: Campan-Midi

MASYW: Pic du Midi de Bigorre



DZIEŃ III

Poranek wydawał się nadejść wyjątkowo późno. Wąwóz, na dnie którego spaliśmy, był porośnięty bujną roślinnością i rosnące na zboczach drzewa skutecznie zatrzymywały promienie słoneczne do późnych godzin porannych. Gdy po raz pierwszy wychynąłem z namiotu wokół panował półmrok, a na wysokich trawach znajdowały się kropelki rosy.

W takich o to, stosunkowo ponurych, warunkach przygotowywaliśmy się do dalszej drogi. Podobnie jak dzień wcześniej, wyruszyliśmy stosunkowo późno, ale przy posiadaniu własnego namiotu i pozostawania w górach od rana do wieczora, nie stanowiło to dla nas powodu do zmartwień.

Przedmiotem pewnej troski był natomiast plan na trzeci dzień naszego pobytu. Wariant pesymistyczny zakładał dojście do oddalonego o maksimum 6-7 km w linii prostej schronu na płaskowyżu Plateau d'Aoube, wariant optymistyczny - wejście jeszcze tego samego dnia na Pic du Midi de Bigorre. Realizacja tego drugiego zależała jednak aż od dwóch zmiennych - stabilnej pogody i złapania podwózki na przełęcz Col du Tourmalet.

Poranek nad Pirenejami nadszedł bezchmurny.
Po cofnięciu się do drogi asfaltowej, przeszliśmy pod słupami kolejki linowej Telesiege de la Piquette i po kilkukilometrowym marszu dotarliśmy do skrzyżowania z szosą Luz St. Sauveur - Campan.

Arteria jest to dość ruchliwa i wydawało się, że złapanie okazji to kwestia kilku chwil. Nic bardziej mylnego! Czekaliśmy z 45 minut, stojąc do tego w bardzo dogodnym miejscu, ale stopa nie udało nam się złapać. Od przejeżdżających rowerzystów usłyszeliśmy jedynie, że "tu rzadko się ktoś zatrzymuje i kogoś podwozi", no psia krew...

Po trzech kwadransach zdecydowaliśmy się oczywiście ruszyć dalej, bo robiło się coraz cieplej, szkoda nam też było marnować czas. Zaczęliśmy więc dreptać poboczem, w międzyczasie zauważając że tego dnia miał się odbywać wyścig kolarski, bowiem w okolicy gromadziły się grupy kibiców, a przy drodze wieszano różnego rodzaju chorągiewki i taśmy. 

Szliśmy po coraz bardziej nagrzewającym się asfalcie, a młodzież i starszyzna nawoływała do nas: "Allez, allez"...

Szosa Luz St. Sauveur - Bareges - La Mongie - Campan wiedzie dnem doliny Bastan, rozdzielającej masywy Neouvielle i Pic du Midi de Bigorre.
W okolicy dużego parkingu Turnaboup, znajdującego się przy wylocie doliny Coubous, w miejscu gdzie rozpoczynają się serpentyny pozwalające dotrzeć samochodom na położoną 700 metrów wyżej Col du Troumalet, zeszliśmy z drogi na nartostradę, tak by zaoszczędzić sobie czasu. Trochę się obawialiśmy czy nie będzie to przypał, ale nikt się nie przyczepił, choć parę osób widziało co kombinujemy 😉😂



Wracając jeszcze na chwilę do tematyki doliny Coubous - to kolejny interesujący fragment Masywu Neouvielle. Dolina ta jest największą po północnej stronie głównego grzbietu i ciągnie się łukowato w stronę masywu Pic de Contade i Pic de Madamete. Na jej terenie znajduje się wiele jezior, w tym największe Lac dets Coubous o powierzchni 7 ha, sytuowane na 2041 m n.p.m.



Po drugiej stronie drogi wznosił się z kolei Pic la Bonida (2529 m n.p.m.), przez który przechodziliśmy kolejnego dnia. Jego zbocza mogliśmy podziwiać podchodząc wzdłuż koryta potoku w stronę płaskowyżu d'Aoube , na którym znajdowała się rzekoma chatka.

(PS Szlaku tam nie ma, ale ścieżka zaznaczona na mapie w rzeczywistości istnieje i jest bardzo wyraźna.)


W prawym dolnym rogu widać parking. Można tu zostawić samochód jeśli wyruszamy np. do Lac Bleu.


Po dotarciu na płaskowyż d'Aoube powitała nas wspaniała panorama północnej części masywu Neouvielle - oprócz widocznego wcześniej Pic de Caoubere (2486 m n.n.p.m.) i sąsiadującego z nim Pic d'Izes (2395 m n.p.m.) mogliśmy zobaczyć zachodnie otoczenie doliny Coubous z Pic des Crampettes (2484 m n.p.m.) i widoczny na ostatnim planie Pic d'Astazou (2622 m n.p.m.).




Doskonale prezentowały się także skaliste granie zakończone szczytami Pic de Campana (2369 m n.p.m. - pierwszy z prawej) i Pic de Espada (2467 m n.p.m. - widoczny z lewej strony). Północne zbocza tego drugiego opadają do przełęczy Col du Tourmalet, którą również możecie dostrzec w głębi, po lewej stronie.




Plan, który na początku relacji określiłem "optymistycznym", zakładał, że zjemy, przepakujemy się - część rzeczy zostawiając w cabanie - i z półpustymi plecakami spróbujemy zdobyć jeszcze tego dnia Pic du Midi de Bigorre, zostając na szczycie na zachód słońca.

Patrząc na chmury, byłem przekonany, że to jednak zły pomysł. Burza zdawała się być kwestią czasu, a zresztą, nawet gdybyśmy się jej nie doczekali, to szkoda było marnować sił na wejście na tak widokowy szczyt, kiedy najwyższe szczyty pogrążone były w chmurach.

Mimo wszystko ruszyliśmy na przeszpiegi...




Zdążyliśmy odejść z kilometr od chaty, gdy głośno zaprotestowałem. Barometr zlokalizowany z pewnością gdzieś w mojej lewej półkuli mózgowej wskazywał niepokojące skoki ciśnienia, przez co poczułem nieodpartą chęć powrotu do naszego schronu.


W momencie wykonania tego zdjęcia Krystian myślał jeszcze, że za kilka godzin zdobędziemy szczyt...
Krystiana i Kamila udało mi się przekonać do rezygnacji z dalszej drogi, wątpliwie brzmiącym argumentem szóstego zmysłu podpowiadającego nadchodzący kataklizm. Zdobycie Pic du Midi de Bigorre zostało więc przełożone 😁

Cabana d'Aoube.
Ponieważ pora była naprawdę wczesna, to po powrocie zaczęliśmy znów gotować. Jedzenia mieliśmy wszyscy sporo, choć produkty znajdujące się tylko w plecaku Krystiana wystarczyłyby dla całej naszej trójki na dwa tygodnie pobytu.

Dopóki słońce nie zostało przykryte gęstymi chmurami, z miseczkami pełnymi szamy leżeliśmy na karimatach ciesząc się sierpniowym popołudniem. Ech, pięknie było...




W pewnym momencie z pełnymi brzuchami nawet odpłynęliśmy w nicość, a gdy po niezidentyfikowanym okresie czasu powrócił rejestr wydarzeń, nad okolicą było już znacznie mroczniej. Burza zdawała się nadejść lada moment.




Dalej wszystko działo się bardzo szybko. Ostatnie promienie słońca, silny kontrast między ciemnymi, granatowymi chmurami a oświetlonymi zboczami, charakterystyczny złowieszczy wiatr, pierwszy rozbłysk na niebie i huk wypełniający dolinę.




Gdy mieliśmy się już barykadować w chacie, zauważyliśmy zbiegających z sąsiedniej grani dwóch, jak się potem okazało, Bretończyków. Budynek był w teorii przeznaczony na cztery osoby, przy pięciu osobach było więc już bardzo ciasno, ale wesoło. 😊


Podczas pirenejskiej burzy...
I w czasie gdy na zewnątrz szalała burza, my piliśmy m.in. herbatę z pokrzyw 😜 Bretończycy - Yves-Henry i jego przyjaciel Nelson, okazali się być rozmowni i rozmowa płynnie się toczyła, pomimo, że tylko jeden z nich znał angielski i to w stopniu przeciętnym. Krystian jednak się z tego cieszył, bo dzięki temu mógł ćwiczyć swój francuski, my z Kamilem od czasu do czasu parskaliśmy głupio między sobą aby ukryć zawstydzenie, które jednak szybko zniknęło, a po pewnym czasie przeszło we wzajemne poklepywanie się, zapraszanie się nawzajem w swoje ojczyste strony, itepe.

Znajomość była do tego stopnia zażyła, że Krystian - jako ten mówiący po francusku - otrzymał od chłopaków w prezencie flagę Bretonii. W ramach odwdzięczenia się, Francuzom kazał wybrać sobie jedną ze swoich odznak wpiętych w klapę plecaka.

Po takich biznesach pamiątkowe zdjęcie musiało być! 😀

Kamil z Krystianem trzymają malutką flagę Bretonii, którą w ramach prezentu dostał Krystian.
Burza skończyła się tuż przed zachodem słońca, dzięki czemu na niebie zdążyły się wydarzyć rzeczy niezwykłe.




Śmiało mogę powiedzieć, że był to jeden z trzech najpiękniejszych zachodów słońca w życiu, niebywale kolorowy i niebywale dynamiczny...



Na zakończenie dnia raz jeszcze zachodnie otoczenie doliny Coubous i widoczny na ostatnim planie Pic de Neouvielle 😊



Po zachodzie wszyscy wróciliśmy do cabany zjeść coś i wsunąć się następnie do śpiworów. Z uwagi planowanej przez nas wczesnej pobudki, przed snem uprzedziliśmy naszych nowo poznanych kompanów, że niechcący możemy ich nad ranem obudzić, po czym powiedzieliśmy sobie dobranoc i poszliśmy w kimę.

DZIEŃ IV


Pomimo całkiem długiego snu obudziłem się lekko mówiąc niewyspany, ze względu na wąską pryczę, na której strach było się obracać na drugi bok - zgodziłem się na prośbę Kamila spać na piętrze, ale nocnego upadku wolałem uniknąć. Zasypiając przybrałem więc pozycję, którą utrzymywałem do rana, co nie uczyniło z tej nocy zbyt komfortowej 😀


Ponieważ nie chcieliśmy robić zamieszania i budzić Francuzów, to z tobołami jak najszybciej wyszliśmy na zewnątrz, gdzie jednak dość mocno wiało. Postanowiliśmy przesunąć śniadanie na później - przejść kawałek drogi i po wschodzie, zrobić sobie przerwę gdzieś w plenerze.




Gdy nadszedł brzask - wychodziliśmy gdy było całkiem ciemno - z radością stwierdziliśmy, że po wczorajszej burzy nie było już śladu, okoliczne grzbiety wyrastają z morza chmur. Nigdy mi się tego rodzaju widok nie znudzi! 😍





Fantastyczne kolory dostrzec można było nad gniazdem Pic de Barbe de Bouc (2931 m n.p.m.), Pic de Bastampe (2964 m n.p.m.), Pic de Chanchou (2949 m n.p.m.) i Pic de Cestrede (2947 m n.p.m.), znajdującymi się w grupie Lutour-Marcadau w masywie Pic d'Ardiden (2988 m n.p.m.).




I jeszcze zbliżenie na ładnie oświetlony Pic des Crampettes (wznoszący się po zachodniej stronie doliny Coubous.



Gdy znaleźliśmy się na południowo-wschodnim zboczu Pic la Bonida, zmieniła się perspektywa i mogliśmy przyjrzeć się bezpośredniemu otoczeniu przełęczy Col du Tourmalet, o której wspominałem więcej wcześniej.

Col du Tourmalet (2115 m n.p.m.) jest jedną z najwyżej położonych przełęczy w Pirenejach do której można dotrzeć samochodem (drugą jest Col de Tentes pod El Taillon), cieszącą się sporą rozpoznawalnością z uwagi na fakt, że notorycznie występuje jako jedno z miejsc na trasie Tour de France. Przełęcz rozdziela masyw Neouvielle od masywu Pic du Midi de Bigorre.



Zmiana perspektywy oznaczała, że weszliśmy w wąską dolinę d'Oncet, która w stronę Pic du Midi de Bigorre ciągnie się na długości dwóch, maksymalnie trzech kilometrów. Wraz z tym wiatr ustał, co pozwoliło nam pomyśleć o śniadaniu. Znaleźliśmy miejsce pozbawione owczych bobków i otworzyliśmy kuchnię polową 😅

Kiedyś robiłem jajecznicę na Grzesiu - w tatrzańskim otoczeniu smakowała wtedy wyjątkowo smacznie. Śniadanie z widokiem na Pic de Caobuere też jest niczego sobie 😋




Po śniadaniu skierowaliśmy się w stronę Lac d'Oncet. Po pokonaniu progu doliny, czekał nas krótki marsz pośród falistego terenu morenowego, który doprowadził nas wpierw nad drugi ze stawków znajdujących się w dolinie, zlokalizowany ok. 100 metrów od samego Lac d'Oncet.

Szlak na Pic du Midi de Bigorre odbijał w tym miejscu w górę, nie przechodząc bezpośrednio nad brzegiem Lac d'Oncet - to sytuacja trochę jak znad Hińczowego Stawu. My zdecydowaliśmy się nad jezioro jednak podejść, ponieważ mieliśmy pewien plan 😉

Plan ten zakładał, że nad Lac d'Oncet zostawimy część naszego dobytku skoro i tak mieliśmy się ze szczytu cofnąć w to samo miejsce. Plecaki jak wiecie były dość ciężkie, a targanie 700 metrów do góry namiotu czy śpiworów było bezsensownym posunięciem. Zwłaszcza, że zależało nam by znaleźć się na wierzchołku jak najszybciej - nim mgła się podniesie i zabierze widoki.



Po zostawieniu depozytu dalsza droga stała się niesłychanie lekka. Nad jeziorem długo nie zabawiliśmy - w momencie naszej pierwszej wizyty promienie słoneczne tam jeszcze nie docierały i było zwyczajnie bardzo zimno - może parę stopni powyżej zera.

Wróciliśmy więc na szlak i zaczęliśmy podchodzić - początkowo zakosami do zrujnowanego budynku znajdującego się na przełęczy Col de Sencours.


Z drogi łączącej Col du Tourmalet i Pic du Midi de Bigorre jezioro prezentowało się rewelacyjnie. Było całkiem spore (6,7 ha - co odpowiada powierzchni Popradzkiego Stawu), a jego koliste kształty wypełniały dno niewielkiego kotła otoczonego przez Pic d'Oncet (2607 m n.p.m. - na zdjęciu z lewej) i Pene Blanque (2748 m n.p.m. - na zdjęciu z prawej strony).



Wraz z dotarciem na Col de Sencours (2379 m n.p.m.), z której mogliśmy wreszcie spojrzeć na wschód (wcześniej zasłonięty przez grzbiet Crete du Tourmalet), szczeny poopadały nam z wrażenia. A był to przecież dopiero początek prawdziwej uczty 😍



Na przełęczy, która sama w sobie jest mało interesująca, zatrzymaliśmy się, ponieważ oprócz fantastycznych widoków naszą uwagę przykuły... lamy. Tak, jest tam coś w rodzaju zagrody dla zwierząt, są owce, kozy i... lamy.

Popatrzyć przez chwilę na nie warto, bo przełęcz to dobre miejsce by złapać oddech - aby dotrzeć stamtąd na Pic du Midi trzeba pokonać za pomocą 16 ostrych zakrętów - w tym pięciu 180-stopniowych! - 500 metrów w pionie. Podejście okazało się być banalne, ale przy innej pogodzie może się trochę dłużyć 😊


Widok na Lac d'Oncet i Col de Sencours z drogi na Pic du Midi.
Z każdym nabranym metrem, coraz rozleglejsze widoki rozbudzały moje zmysły coraz mocniej. Równoleżnikowo rozpościerała się cała plejada szczytów; mniej lub bardziej poszarpanych grani wystających ponad poranne mgły.


Oszołomiony tym widokiem nie zważałem gdzie znajdują się Kamil z Krystianem, a gnałem przed siebie jak szalony. Chciałem jak najszybciej stanąć na samej górze i spróbować objąć to wszystko wzrokiem, pochylić się po raz kolejny nad tym fenomenem gór, pomyśleć nad tym niezwykłym ich działaniem, które sprawia, że człowiek jest w stanie tak łatwo odizolować się od rzeczywistości i przenieść w inny wymiar.

Mam czasem takie wrażenie, gdy analizuję swoje wędrówki, że moją drogę na szczyt mogę podzielić na kilka etapów. Zazwyczaj jest etap pierwszy, początkowy, kiedy idę z zaangażowaniem i z ekscytacją - wynikającą ze świadomości, iż to początek nowej przygody. Potem następuje etap drugi, w którym przychodzi pewnego rodzaju przyzwyczajenie do otoczenia - a czasem nawet niechęć. Ale kiedy pokonam ową barierę, która się w pewnym momencie pojawia, to z każdym kolejnym nabranym metrem czuję się coraz lepiej. Im bliżej szczytu jestem, tym pewniej się czuję, zaczyna ogarniać mnie radość. Aż wreszcie przychodzi to ostatnie, najbardziej niesamowite wrażenie jakie można przywieźć z gór, to katharsis, dla którego każdy poświęca sporo swojej energii i czasu. 

Tym uczuciem jest świadomość, że zbliżającego się wierzchołka i osiągniętego sukcesu nic już nie zabierze. I wiecie co w tym jest najlepsze? Nie trzeba obierać niezwykle wymagających celów, te wspaniałe uczucia są często łatwiej dostępne niż mogło by się z pozoru wydawać.



Kiedy wydawało się, że już nic mnie tego dnia nie zdziwi, dotarłem na przełęcz Col des Laquets, znajdującą się w głównym grzbiecie masywu Pic du Midi de Bigorre, skąd ujrzałem po raz pierwszy widok na północ.

To był kosmos i widząc kolejne, ciągnące się po horyzont morze chmur, poczułem się jeszcze bardziej szczęśliwy. Kilka minut później zobaczyłem w oddali Kamila, który szedł jako drugi i ryknąłem do niego unosząc do góry ręce.

Powyżej Col des Laquets trochę zwolniłem, bo szlak stawał się bardziej upierdliwy - leżało na nim sporo skalnego rumoszu - warto więc od czasu do czasu było spojrzeć pod nogi 😉

Przed wejściem na szczyt, zatrzymałem się jeszcze na niewielkim tarasie znajdującym się tuż poniżej obserwatorium. Była tam ławeczka pozwalająca kontemplować wyborne widoki 😍


Zaczekaliśmy na Krystiana i chwilę później w trójkę wgramoliliśmy się na wierzchołek Pic du Midi de Bigorre (2876 m n.p.m.). Ależ było wokół pięknie!

WIDOKI Z PIC DU MIDI DE BIGORRE

Szeroka panorama ze szczytu zdobi między innymi terminal przylotów lotniska w Lourdes. Trudno się dziwić, że Francuzi traktują ją de facto jako symbol, bo rzeczywiście znaczne odsunięcie Pic du Midi de Bigorre od przeważającej większości pirenejskich szczytów jest jego ogromnym atutem. Kojarzycie może Szeroką Jaworzyńską? Wiele osób, w tym ja, wzdycha do niej, ponieważ jest to masyw bezwzględnie wybitny widokowo - właśnie dzięki swojemu odsunięciu od grani głównej Tatr. Podobnie jest z Pic du Midi de Bigorre, z tymże tu mowa o szczycie, z którego wierzchołka widać przy dobrej pogodzie niemalże cały łańcuch!

Ale zaraz, jak to, przecież Pireneje ciągną się od Oceanu Atlantyckiego do Morza Śródziemnego na dystansie przeszło 400 kilometrów. Jak to więc możliwe?

Ano możliwe. Wyobraźcie sobie bowiem, że panorama ze szczytu Pic du Midi de Bigorre obejmuje fragment Pirenejów od Pic d'Orhy na zachodzie - jest to pierwszy dwutysięcznik pirenejski od strony Atlantyku - aż po Pic de Saint-Barthelemy na wschodzie - informacyjnie powiem, że jest to najwyższy szczyt masywu o tej samej nazwie, położonego w departamencie Ariege na skraju Pirenejów Wschodnich. Od jednego do drugiego jest w linii prostej 230 km! A teraz wyobraźcie sobie ciągnące się na tym dystansie szczyty - nie dość, że jest ich w polu widzenia kilkaset, to jeszcze większość ważniejszych trzytysięczników wydaje się być na wyciągnięcie ręki!

Jest więc Balaitous (3144 m n.p.m.), są Picos de Infierno (3082 m n.p.m.), Grand Fache (3005 m n.p.m.), Vignemale (3298 m n.p.m.), El Taillon (3144 m n.p.m.), cały masyw Monte Perdido (3355 m n.p.m.), najwyższe szczyty Masywu Neouvielle - Pic Long (3192 m n.p.m.), Pic de Neouvielle (3091 m n.p.m.) i Pic de Cambieil (3173 m n.p.m.) - ten ostatni sąsiaduje już zresztą z Pic de la Munia (3134 m n.p.m.). Dalej grzbiet nieco opada, ale tylko na moment - z tłumu podobnych względem siebie wierzchołków wybija się najpierw Pic de Batoua (3034 m n.p.m.), a następnie potężny masyw Posets (3375 m n.p.m.), przed którym dodatkowo dostrzeżemy Grand Batchimale (3171 m n.p.m.), a nieco bardziej na wschód także Perdiguero (3222 m n.p.m.) sąsiadujący z masywem Maladeta (3308 m n.p.m.)-Aneto (3404 m n.p.m.). Kolejne szczyty stają się już coraz mniej wyraźne, ale przy dobrej widoczności zobaczymy leżący na skraju Parku Narodowego Estany-de Sant Maurici masyw Besiberri (3030 m n.p.m.), jeszcze dalej Pic d'Estats (3143 m n.p.m.), charakterystyczny najwyższy szczyt całej Katalonii, kończący na wschodzie całą wyliczankę, który jest do wypatrzenia za masywami Mont Valier  i Pic de Mauberne.

To po prostu trzeba zobaczyć, dlatego żeby ułatwić Wam ogarnięcie tego wszystkie opisałem tutejszą panoramę 😀

WIDOK NA POŁUDNIOWY-WSCHÓD


L'ARBIZON
Jednym z najmocniej rzucających się w oczy elementów tutejszej panoramy jest pobliski L'Arbizon (2831 m n.p.m.), tworzący osobny masyw, będący niejako przedłużeniem Masywu Neouvielle. W przeciwieństwie jednak do swojego sąsiada, masyw L'Arbizon jest znacznie mniej rozbudowany - boczne grzbiety są krótkie, ponadto cechuje ich pewnego rodzaju asymetria: te które opadają na północ są dłuższe niż te które opadają na południe. Podobnie jak Pic du Midi de Bigorre, także i L'Arbizon jest w pewnym sensie "zawieszony" nad okolicznymi dolinami. Jego wierzchołek wznosi się 2100 metrów ponad miasteczkiem Ancizan w Vallee d'Aure.

L'Arbizon jako w zasadzie jedyny wyższy szczyt w masywie jest dostępny szlakiem pieszym. To jednak poważne wyzwanie, nie tylko dlatego, że do pokonania czeka przeszło 1400 metrów różnicy wysokości - przy podchodzeniu z parkingu - ale także dlatego, że wejście jest ponoć bardzo mozolne - trasę poprowadzono dnem stromego żlebu. Nagrodą natomiast jest imponująca panorama ze szczytu 😊


POSETS, BACHIMALA/PIC DE BATCHIMALE

Potężny Masyw Posets skrywający w sobie drugi najwyższy szczyt Pirenejów podczas naszego pobytu na wierzchołku przez cały czas pogrążony był w chmurach, choć podziwiać go mogliśmy podczas podejścia. Widoczny natomiast był skrawek masywu Bachimali czy też z francuska masywu Pic de Batchimale, który możecie dojrzeć na ostatnim planie.

Na drugim planie widać zachodnią część masywu L'Arbizon, który kończy się lekko załamanym Pic de Bastan - przypominającym trochę Płaczliwą Skałę. Z kolei na pierwszym planie widać wschodnie partie masywu Pic de Contade stanowiącego najmocniej na północ wysunięty fragment Masywu Neouvielle.


A tu dla porównania ten sam widok z podejścia. Teraz Posets i Bachimala są w pełni widoczne - Posets na ostatnim planie z lewej strony, Batchimale czy też - Bachimala - tuż przed nim, nieco skryty/skryta w cieniu hiszpańskiego starszego brata.


MASYW NEOUVIELLE
Skoro wywołałem już do tablicy masyw, który eksplorowaliśmy przez poprzednie dwa dni, to teraz czas na parę fotek tej części Pirenejów. Neouvielle od północy wygląda jak gigantyczna ścięta piramida, pokryta w większości trawami, ale i gdzieniegdzie śniegami, z której zboczy delikatnie wyrastają skalne ściany. Tyle jednak ze skojarzeń, czego możemy się tam dopatrzyć?

Ano, wypatrzyć możemy w zasadzie wszystkie najwyższe szczyty masywu. Dobrze widoczny jest Pic Long i Pic Badet, przed którymi, nieco w cieniu wznoszą się Pic de Neouvielle i Turon de Neouvielle. Jednak uwagę przykuwa przede wszystkim Pic Cambieil...


No właśnie Pic de Campbieil (3173 m n.p.m.). Powszechnie uważany za stosunkowo łatwy do zdobycia jak na swoją wysokość, wznosi się w południowej części Neouvielle i dzięki swojej masywności wyróżnia się na tle pozostałych trzytysięczników tej części Pirenejów.

Z kolei za granią, w której wznosi się Pic de Campbieil, dostrzec można Pic de la Munia (3133 m n.p.m.), o którym wspominałem Wam przy okazji pobytu na Monte Perdido.


Tu jeszcze raz Pic de Campbieil (3173 m n.p.m.) z pozostałymi szczytami Masywu Neouvielle. Pic Long (3192 m n.p.m.) widoczny jest z prawej, na lewo od niego Pic Badet (3162 m n.p.m.), a przed wspomnianą dwójką charakterystyczne, urywające się ściany Turon de Neouvielle (3035 m n.p.m.) i Pic de Neouvielle (3091 m n.p.m.) - wierzchołek znajduje się w cieniu Pic Badet.


MASYW MONTE PERDIDO
Masyw Monte Perdido jest dostrzegalny z Pic du Midi de Bigorre, ale w dużej mierze jest przysłonięty Masywem Neouvielle, przez co trzeba mocno się przyglądać na żywo szczegółom aby dostrzec co należy do jednego a co do drugiego masywu.

Pewnym ułatwieniem w orientacji jest z pewnością słynna brecha, jak to ja na nią mówię, czyli Breche de Roland - charakterystyczna przełęcz w zachodniej części masywu Monte Perdido. Serio, widać ją z Pic du Midi doskonale i jeśli znamy choćby jako-tako topografię tej części Pirenejów, to w odniesieniu do niej bez problemu zlokalizujemy zarówno El Taillon (3144 m n.p.m.), Cyrk Gavarnie i jego otoczenie - aż wreszcie samą wielką trójcę - czyli Pico Marbore (3251 m n.p.m.), Cilindro de Marbore (3328 m n.p.m.) i Monte Perdido (3355 m n.p.m.).

Tu tereny, które odwiedzaliśmy dwa dni wcześniej na jeszcze większym zbliżeniu.
MASYW VIGNEMALE
Na południowy-zachód od Pic du Midi de Bigorre wznosi się masyw Vignemale (3298 m n.p.m.). Podobnie jak masyw Monte Perdido, łatwo go wyróżnić na tle innych dzięki wyniesieniu ponad sąsiadujące grzbiety.

Wrażenie monumentalności potęguje jeszcze fakt, że między Pic du Midi de Bigorre a Vignemale nie wznoszą się żadne inne wierzchołki, jak w przypadku Monte Perdido zasłoniętego przez Masyw Neouvielle.


Lodowiec Ossoue i wspaniałe północne ściany Vignemale poniżej.


WIDOK NA POŁUDNIOWY-ZACHÓD


MASYW BALAITUSA
Na wschodzie grono trzytysięczników otwiera piękny Pic d'Estats, a na zachodzie niemniej imponujący Balaitus, czy też w oryginale Balaitous/Pico Moros. Oba szczyty łączy zresztą więcej niż tylko nieprzeciętna uroda - są niemal identycznej wysokości, jeden od drugiego niższy jest o zaledwie metr.

Balaitus w przeciwieństwie jednak do Estats'a jest jednak topograficznie mniej rozbudowany i przede wszystkim - zdecydowanie bardziej wymagający. Zdobycie głównego wierzchołka wymaga umiejętności poruszania się w trudnym skalnym terenie, posiadania specjalistycznego sprzętu i odporności na ekspozycję.


PIC PALAS I LE LURIEN
Nieco dalej na zachód wznoszą się jeszcze co najmniej cztery góry o których warto wspomnieć. Pierwszą z nich jest Pic Palas, który choć topograficznie również należy do masywu Balaitusa, to z daleka wydaje się być niczym z nim niepowiązany.

Mocno wyróżnia się także le Lurien, który jest skrajnie wysuniętym na zachód szczytem całego masywu, wznoszącym się bezpośrednio nad doliną Ossau.

No właśnie... A skoro pojawiła się już dolina Ossau, to znaczy, że gdzieś wznosi się drugi ze słynnych Pic du Midi - Pic du Midi d'Ossau. Niestety muszę Was jednak rozczarować - z Pic du Midi de Bigorre go nie dojrzymy!

I jest to w pewnym sensie niesamowite. Mamy bowiem na dłoni kilkaset pirenejskich wierzchołków. Wydawać by się mogło, że wśród z nich znajdzie się też Pic du Midi d'Ossau. Niestety, jednak nie - zasłania go Pic Palas.


Do kompletu powinienem dołączyć jeszcze zdjęcie Pic d'Anie i Pic d'Orhy jednak są one już na tyle daleko, że nawet pomimo użycia teleobiektywu nie prezentują się tak wyraźnie.

Na koniec mam więc dla Was parę mglistych klimatów...


W kierunku północnym i północno-wschodnim przy znakomitej widoczności można wypatrzeć również... Masyw Centralny. Zarówno jego południowo-zachodnie obrzeża, tzw. Czarne Góry, jak i Płaskowyż Aubrac - ten oddalony jest od Pic du Midi o niecałe 300 kilometrów w linii prostej.


OBSERWATORIUM NA PIC DU MIDI DE BIGORRE
Powiedzenie, że Pic du Midi de Bigorre słynie z dalekich obserwacji ma także drugie dno - magnesem przyciągającym turystów jest potężne obserwatorium astronomiczne znajdujące się na jego szczycie. Jego otwarcie miało miejsce w 1882 roku, a prowadzone są tu przede wszystkim badania korony słońca. Obserwatorium obsługuje również jeden z największych teleskopów we Francji, który z kolei wykorzystywany jest do robienia zdjęć księżyca - wyobraźcie sobie, że pierwsze zdjęcie ziemskiego satelity wykonane dla NASA i potrzeb programu Apollo, którego celem było lądowanie człowieka na Księżycu zostało wykonane, właśnie przez badaczy z obserwatorium Pic du Midi.

Podobnie jak na słowackiej Łomnicy, tak i na Pic du Midi można spędzić noc. Więcej informacji na końcu relacji.


W czasie gdy ja kręciłem się jeszcze z aparatem po wierzchołku, Kamil z Krystianem zeszli do skalnego tarasu pod wierzchołkiem. Nie usłyszeli moich krzyków by któryś z nich usiadł na ławce, ale na tle niekończącego się morza chmur i tak prezentowali się kozacko.


Na szczycie zabawiliśmy przeszło godzinę. Parę minut po 12 rozpoczęliśmy zejście, głównie przez podnoszące się chmury, które stopniowo zaczęły odbierać coraz więcej widoków. Co oczywiście nie znaczy, że zrobiło się brzydko 😉

Kresa trawersująca Crete du Tourmalet, to droga prowadząca do Col du Tourmalet. W prawym dolnym rogu widać szlak prowadzący znad Lac d'Oncet.
Ze szczytu zeszliśmy bez zatrzymań, choć miałem wrażenie, że zajęło nam to więcej czasu niż droga w stronę przeciwną 😁 Po powrocie nad jezioro odszukaliśmy nasze pakunki i wybrawszy wygodne miejsce, rozłożyliśmy się nad potokiem, gdzie zaczęliśmy gotować. Pewnie sobie pomyślicie - znowu jedzą - ale jedzenia mieliśmy zdecydowanie przy sobie za dużo, po zejściu ze szczytu byliśmy naprawdę głodni, a droga do Lac Bleu, gdzie chcieliśmy biwakować, była daleka.

Ciekawi dalszej drogi? Już teraz zapraszam na kolejną relację!


PODSUMOWANIE


Wszelkie informacje praktyczne dotyczące tej części Pirenejów znajdziecie w osobnym poście, który powstanie wraz z zakończeniem obecnej serii wędrówek pirenejskich.


Niemniej jednak postanowiłem zebrać dla Was kilka najistotniejszych kwestii związanych z Pic du Midi de Bigorre.

  • Pic du Midi de Bigorre, jak widzieliście, jest szczytem lajtowym. Biorąc pod uwagę, że brakuje mu zaledwie 124 metrów do 3000 m.n.p.m., to jest on naprawdę śmiesznie łatwy w zdobyciu - nie dość, że samochód zostawicie na Col du Tourmalet, to jeszcze ze wspomnianej przełęczy na wysokość 2650 m.n.p.m. wiedzie szutrowo-kamienna droga, która zawijasami wchodzi na szczyt. Całość przypomina trochę wejście na Śnieżkę, tylko trochę dłuższe;
  • Jakby tego było mało, na sam-samiuteńki wierzchołek Pic du Midi de Bigorre dociera kolej gondolowa z Mongie. Nie jest tania, ale też nie jest przesadnie droga - bilet w dwie strony, uprawniający do wejścia do muzeum i planetarium kosztuje 40 euro/osobę dorosłą. Dla porównania bilet łączony z Tatrzańskiej Łomnicy na Łomnicę kosztuje 44 euro/osobę dorosłą 😛
  • W cenniku kolejki znajduje się również ciekawy pakiet rodzinny 2+2, który kosztuje 98 euro/4 osoby - 2 osoby dorosłe i 2 niepełnoletnich dzieci;
  • Jeśli nie wjedziemy kolejką to nie dostaniemy się na taras i na zawieszony mostek - podobny do tego który jest na Łomnicy - chyba że zapłacimy coś koło 12 euro za wejście. Czy warto? Jeśli chcemy sobie zrobić super selfie, które na insta z pewnością będzie cieszyć się powodzeniem, to na pewno. My nie uznaliśmy tego za konieczne, z ogólnodostępnego tarasu widać i tak prawie wszystko, wyjątkiem jest widok stricte na wschód;
  • Dla osób szukających ciekawych pomysłów na spędzenie nocy - podobnie jak na Łomnicy, także i na Pic du Midi zwykły "śmiertelnik" może nocować. W cenie noclegu zapewnione są bilety w dwie stronę na kolejkę linową, posiłki plus wizyta w samym obserwatorium z możliwością nocnej obserwacji gwiazd.
    Cena? Pakiet z noclegiem w pokoju 1-osobowym kosztuje 439 euro, a pakiet z noclegiem w pokoju 2-osobowym - 469 euro. Poza sezonem jest taniej - cena spada odpowiednio do 379 i 439 euro. Zainteresowanie ponoć jest bardzo duże, a rezerwacje należy składać pół roku przed przybyciem na miejsce;
  • Osobom, których nie stać na tego rodzaju wydatek, pragnę uświadomić, że Pic du Midi de Bigorre jest szczytem odosobnionym, a w związku z tym bywa pogrążony w chmurach. Należy się z tym liczyć i jeśli chce się zwiększyć prawdopodobieństwo ujrzenia wspaniałych panoram - być na wierzchołku jak najszybciej;
  • Analogicznie - ponieważ szczyt jest odosobniony to wieje tam mocno. Warto mieć ze sobą coś ciepłego - my w każdym razie byliśmy w pozapinanych kurtkach.
Na koniec słowo jeszcze dla osób, które w Pireneje wybierają się, bo szukają dzikich terenów górskich niezniszczonych jeszcze przez masową turystykę - akurat warto o tym wspomnieć, bo rzeczywiście Pic du Midi cieszy się rozpoznawalnością i co tu dużo mówić - jest popularnym celem wycieczek - pieszych turystów, rowerzystów czy wśród różnej maści influncerów, którzy na tarasie robią sobie selfie na tle Pirenejów.

Pic du Midi jest taką ikoną jak Łomnica, ale o stopniu trudności wspomnianej Śnieżki. Jest więc oczywiste, że przyciąga i będzie przyciągać ludzi, także tych, którzy płacąc trochę pieniędzy będą mogli zobaczyć całe Pireneje i pobyć przez parę godzin na dużej wysokości. Nie warto jednak w imię obaw przed tłumem z Pic du Midi rezygnować - panorama jest naprawdę imponująca. Jeśli chcemy tłumów uniknąć możemy biwakować w pobliżu Lac d'Oncet i wczesnym rankiem zaatakować wierzchołek. Tym bardziej, że kolejka rozpoczyna kursowanie bardzo późno - o 9 rano bodajże - więc wystarczy wyjść 7:30-8:00 żeby cieszyć się spokojem na górze.

KOMENTARZE

0 comments:

Prześlij komentarz

Back
to top